[ Pobierz całość w formacie PDF ]

myślami na inny temat. - Sam, muszę ci coś powiedzieć...
- Ja także uważam, że czas, abyśmy porozmawiali poważnie.
- Czy możesz załatwić opiekunkę do Casey na dzisiejszy wieczór? %7łebyśmy
mogli wymienić myśli bez tego słodkiego podsłuchu?
Zaproszenie. Od sześciu lat z nikim się nie spotykała. Od sześciu lat nie miała
okazji poczuć się jak kobieta.
78
S
R
- Ośrodek dysponuje kilkoma opiekunkami.
- Zamów kogoś. - Dotknął jej ramienia. - Ja płacę. - Ujął ją pod brodę. - Sam,
od dzisiaj to ja płacę wszystkie rachunki związane z Casey. %7łeby już nigdy nic jej
nie brakowało... i żebyś nie musiała rezygnować z własnych potrzeb.
Nie poczuła się urażona. Wręcz się ucieszyła, że zostanie zwolniona z
dzwigania tego obciążenia.
- Dziękuję. Dowiem się, czy da się to załatwić.
- A ja zajmę się piknikiem. - Wyszedł z domu, porozmawiał chwilę z Casey,
po czym wsiadł do samochodu.
Wrócił godzinę pózniej przebrany w bermudy i T-shirt, z pokaznym koszem
piknikowym.
- Uwaga, dziewczyny, zawartość tego kosza skusiłaby nawet misia Yogi.
Sam nie mogła od niego oderwać oczu.
Znowu zaczęła marzyć o tym, co nieosiągalne. To jest ich, Bretta i Casey,
wspólny czas. Ja tu się nie liczę.
Ale jej serce oraz ciało odmawiały słuchania głosu rozsądku. Nie pozostało jej
nic innego jak odwrócić wzrok i modlić się, by nie zabrakło jej sił.
Skoro jest z nią aż tak zle, wieczorne spotkanie może okazać się nie lada
pokusą. Przeznaczenie czy po prostu hormony? %7ładen mężczyzna nie dałby jej tyle
radości i nie sprawdził się w roli ojca Casey tak jak Brett. Przy nim zapominała, jak
się nazywa i jaki jest dzień tygodnia.
Czeka ją kolejny dzień walki z Brettem oraz rozszalałymi hormonami. Z
własnym sercem.
- Casey! - zawołał z drugiego końca ogródka. - Jesteś gotowa na
najobrzydliwszy piknik w całym twoim życiu?
- A co będzie?
- Ja już wiem, ale ty musisz przyjść i sama sprawdzić.
Casey, zaintrygowana, ruszyła w jego stronę.
79
S
R
- Bierz się do roboty - rzekł, otwierając kosz.
Dotykając i wąchając opakowania, Casey promieniała.
- Och, ciasto czekoladowe, kurczak pieczony. I frytki!
Sam jęknęła cicho. Brett i czekolada... zabójcza mieszanka. Nagle Casey się
zaniepokoiła.
- A gdzie sałata?
- Sałata?! - zawołał oburzony. - %7ładen Glennon nie tyka sałaty, nie jesteśmy
królikami! Sałata jest wstrętna.
Sam wróciła do domu. Nie powinna być na niego zła, bo stawanie okoniem
jest głupie i na dłuższą metę męczące.
Kiedy dołączyła do nich, basen był już wypełniony pływającymi zabawkami
dającymi niewidomemu dziecku poczucie bezpieczeństwa. Brett zdjął koszulkę i
utykając, zbliżał się do basenu.
- Casey, już idę do ciebie!
On wie, że Casey potrzebuje punktów oparcia oraz że nie wolno jej
zaskakiwać. Przez minione dwa lata musiało mu być bardzo ciężko: przeszedł kilka
operacji, rehabilitację, czekał na informacje o żonie i dziecku, a mimo to znalazł
czas oraz siły, by poznać potrzeby córki i sposoby ich realizacji.
Wzruszona patrzyła na ich igraszki.
Potem ponownie otworzył kosz, zapraszając Casey na ucztę. Gdy
dziewczynka z zapałem rzuciła się na jedzenie, Sam dotknęła jego ramienia.
- Dziękuję. Wspaniały pomysł - szepnęła.
Brett pokiwał głową, po czym znowu zapatrzył się na Casey, ale Sam nie
czuła się ignorowana. Jego nieskrywany zachwyt Casey napawał ją radością.
Jako sierota Sam zawsze chciała mieć mamę albo tatę. Wystarczyłby jej jeden
rodzic, ale Casey wychowana w poczuciu bezpieczeństwa przez jedno z rodziców,
naturalnym odruchem pragnęła poznać drugie.
80
S
R
Po jedzeniu mała znowu chciała pływać. Sam już miała zaprotestować, gdy
Brett ją powstrzymał.
- Ale przedtem, Casey, trzeba załatwić trzy sprawy - odezwał się, dotykając jej
nosa. - Po pierwsze, krem.
- Mama też mi o tym przypomina - burknęła Casey.
- Mama ma rację. I nie zdejmuj czapki.
Casey westchnęła, a on szeroko się uśmiechnął.
- Po drugie, po jedzeniu trzeba odczekać dwadzieścia minut...
- Oj, Brett...
- Dla ciebie to nic, bo świetnie pływasz. - Westchnął - Ale nie zapominaj, że ja
mam chorą nogę. Muszę uważać.
- Aha. - Zdaje się, że dotarło do niej, że inni też miewają ograniczenia. -
Dobrze.
- A teraz najgorsze. Pomożemy mamie posprzątać.
- Oj, nie, Brett... Mama sama posprząta.
- Casey... - Ten surowy ton chyba ją przestraszył. - Masz już pięć lat i pora,
żebyś się nauczyła różne rzeczy robić sama.
- Ja umiem! Michelle kazała mamie przypominać mi o odnoszeniu talerza do
zlewu. I sama ścielę łóżko. I w ogóle!
- Michelle pracuje w ośrodku - wyjaśniła Sam. Dziwnie się czuła, bo po raz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •