[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mówiłam ci, żebyś jeszcze nie wychodził z domu.
- Aż tak zle wyglądam? Przyjrzała mu się z bliska.
- Nie, ale widać, że padasz z nóg. Jadłeś coś? -Właśnie
zamierzałem zamówić pizzę. Może masz ochotę?
- Nie wiem...
- Ty też powinnaś coś jeść. Przynajmniej nie będziesz musiała
gotować, a potem sprzątać.
- Dobrze. Tylko zaniosę to na górę i zadzwonię w kilka miejsc.
Jak zwykle wracała do domu obładowana papierami.
147
RS
- W takim razie umówmy się za godzinę. Jakieś specjalne
życzenia, jeśli chodzi o dodatki?
- Cokolwiek, byle nie papryczki chili.
- Załatwione.
Jeszcze kilka minut temu był wyczerpany, ale gdy zamykał
drzwi za Lidią, poczuł nagły przypływ energii. Perspektywa spędzenia
wieczoru w jej towarzystwie wyraznie dodała mu sił. Zajmowała się
nim wystarczająco długo. Pora, żebym dla odmiany ja zrobił coś dla
niej, pomyślał, sięgając po telefon.
Lidia wróciła do mieszkania Scotta przebrana w dżinsy i cienką
bluzę. Nie zamierzała spędzać z nim kolejnego wieczoru, zauważyła
jednak, że z jakichś powodów bardzo mu na tym zależy, a kiedy się
zgodziła, natychmiast się ożywił. Może nie był jeszcze w pełni sił i
nie chciał siadać sam do posiłku. Ku jej niemałemu zdziwieniu,
otworzywszy drzwi, wyglądał znacznie lepiej niż przed godziną. Miał
na sobie luzną białą koszulę i zielone bojówki. W jego oczach pojawił
się uwodzicielski błysk. Nie dostrzegła najmniejszego śladu
niedawnej choroby. Zastanawiała się, czy nie powinna uciekać, póki
jeszcze nie jest za pózno. Tymczasem Scott wziął ją za rękę i
zaprowadził do kuchni, gdzie czekała ją miła niespodzianka w postaci
pięknie nakrytego stołu. Scott zadbał nawet o świece i wino.
- Dla mnie tak się postarałeś? - zapytała, próbując ukryć
wrażenie, jakie wywarł na niej ten gest.
- To jeszcze nie wszystko - odparł i wręczył Lidii tuzin żółtych
róż.
148
RS
Znowu daje jej kwiaty. Nie powinna była zdradzać się przed nim
z tą słabostką. Nie mogła się powstrzymać, by nie powąchać kwiatów.
- Dziękuję. Rozpieszczasz mnie.
- Po tym, co dla mnie zrobiłaś, kwiaty to doprawdy drobnostka. -
Wziął od niej wazon i ustawił go na stole. - Jedzmy, zanim wystygnie
- zaproponował, odsuwając Lidii krzesło.
Siadając, pomyślała, że niepotrzebnie tak się wzrusza. Zajęła się
Scottem w chorobie i chce jej się odwdzięczyć. Nie ma w tym nic
nadzwyczajnego. Do tej pory nie traciła głowy tylko dlatego, że
mężczyzna, zaprosił ją na pizzę i włączył romantyczną muzykę.
Właśnie z odtwarzacza CD popłynęły dzwięki dyskretnego bluesa.
Robiło się coraz bardziej intymnie a zarazem niebezpiecznie. Im
szybciej zje, tym szybciej będzie mogła uciec do siebie, uznała Lidia.
- Wina? - Scott uniósł butelkę. - Moje ulubione.
- Może odrobinę - Rzadko pijała, ale skoro zadał sobie tyle
trudu... - Nie tego się spodziewałam, kiedy zaproponowałeś, żebyśmy
zjedli razem pizzę.
- Pomyślałem, że należy ci się coś specjalnego. Ugotowałbym
coś bardziej wykwintnego, ale moje możliwości kulinarne są dość
ograniczone. Poza tym miałem mało czasu.
- Nie szkodzi. Lubię pizzę. Nie musiałeś przygotowywać całego
przyjęcia.
- Nie przesadzaj. Nakryłem tylko do stołu i zapaliłem świece.
Może i tak, lecz mimo to udało mu się poruszyć w niej czułą
strunę.
- Jak było w pracy? - zapytała, starając się nie okazywać emocji.
149
RS
- Mam sporo do nadrobienia, ale udało mi się trochę nadgonić.
- Nie przeforsowałeś się?
- Nie. - Po jego tonie Lidia zorientowała się, że ma dość
traktowania go jak inwalidy. - A jak tobie minął dzień?
- Trochę spokojniej niż zwykle.
- A praca doktorska?
- Prawie skończona. Wszystko przebiega zgodnie z planem.
Uśmiechnął się, unosząc kieliszek.
- W takim razie wypijmy za doktor McKinley. Doktor
McKinley, pomyślała, sącząc wino. A potem
co? Tak długo zabiegała o kolejny tytuł naukowy, że gdy była
bliska osiągnięcia upragnionego celu, odczuwała niewytłumaczalną
pustkę na myśl o przyszłości.
Scott zadał kolejne pytanie i niepostrzeżenie pogrążyli się w
ożywionej rozmowie, która przypominała ich dawne dyskusje z
czasów, gdy jeszcze nie umawiali się na randki. Mieli wiele
wspólnych zainteresowań i tematów. W przeciwieństwie do innych
mężczyzn Scott doskonale rozumiał nie tylko specyficzne poczucie
humoru Lidii, ale i ją samą.
Po kilku minutach całkowicie się odprężyła. Kiedy przypomniał
jej, że nie musi wracać do domu samochodem, pozwoliła nalać sobie
drugi kieliszek wina.
- Już nie mogę - powiedziała, odsuwając od siebie talerz. -
Najadłam się na cały tydzień.
- Mam jeszcze lody na deser.
- Nie dam rady nic więcej przełknąć.
150
RS
- Może pózniej? Zerknęła na zegarek.
- Powinnam już iść. Muszę zrobić pranie. Ostatnio zaniedbałam
domowe obowiązki.
- To przeze mnie nie miałaś czasu. Może wpadnę na górę i zajmę
się praniem?
- Nie trzeba. Wystarczy, że mnie nakarmiłeś. Już dawno tak się
nie najadłam.
Wstała i zaczęła odruchowo zbierać ze stołu naczynia.
Nie pozwolił jej skończyć. Zaniósł kwiaty do salonu i postawił
je na ławie.
- Nie chcę, żebyś zapomniała o różach.
- Są piękne. Dałeś mi ich tyle, że pewnie w całym Dallas nie
zostało ani jednej.
- Mógłbym ci kupować je codziennie.
Naprawdę powinnam wracać do siebie, uznała Lidia. Mam sporo
rzeczy do zrobienia. Scott pewnie też. Nie widać po nim, że był tak
bardzo chory, więc pewnie będzie pracował do pózna. Naturalnie
cieszyło ją, że wyzdrowiał, choć z drugiej strony, nie będzie pretekstu,
żeby spędzać z nim tyle czasu, co w ubiegłym tygodniu.
- Jeszcze raz dziękuję za kolację i za kwiaty - powiedziała.
Scott podszedł bliżej i przeciągnął opuszkami palców po
policzku Lidii.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
To delikatne dotknięcie podziałało na nią elektryzująco. Jeszcze
niedawno dotykała go wiele razy, ale wtedy myślała wyłącznie o jego
chorobie i o tym, by ulżyć mu w cierpieniu. Teraz zaczęło się jej
151
RS
kręcić w głowie i zaniemówiła. Przytrafiało jej się to niemal zawsze,
gdy Scott był tak blisko.
Nagle jego uśmiech przygasł, a zrenice wyraznie pociemniały.
Ujął jej twarz w dłonie. Mogła się odsunąć, aby przypomnieć mu, że
przecież nie chcieli komplikować sobie nawzajem życia. Jednak nie
zaprotestowała, gdy powoli pochylił głowę i zbliżył usta do jej warg.
Uzmysłowiła sobie za to, że odtąd nic nie będzie już takie samo jak
przedtem.
Stanęła na palcach i oparła ręce na torsie Scotta. Pocałunek
okazał się ledwie muśnięciem, obietnicą czegoś znacznie bardziej
intymnego i ekscytującego. Bezwiednie zacisnęła palce na jego
koszuli. Próbowała go zachęcić, ale on wciąż się kontrolował i nadal z
nią drażnił. Dopiero kiedy zaczęła drżeć, a z jej ust spłynęło ciche
westchnienie, objął ją z całych sił i, przycisnąwszy do piersi,
pocałował tak, jak oczekiwała.
Niemal wisząc ze stopami oderwanymi od podłogi, zarzuciła
Scottowi ramiona na szyję i przylgnęła do niego, jakby pragnęła
stopić się z nim w jedno. Nie mogąc się nacieszyć ciepłem jego
potężnego ciała, wchłaniała je całą sobą.
Potrafiła myśleć tylko o tym, jak wspaniale czuje się w jego
ramionach. Jak mogła obawiać się konsekwencji? Jak mogła uciekać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]