[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się zająć rolnictwem. Wolność i niezależność mówiłem sobie. %7ładnych sze-
fów. Wydał wściekły syk, niczym wąż. A kończysz na rządowej smyczy,
tylko podatki i przepisy, przepisy i podatki. Taka wolność!
Trelig cmoknął ze współczuciem.
Doskonale cię rozumiem. Rozejrzał się, jakby się nagle śpieszył. No
cóż, miło było pogadać, życzę ci więcej szczęścia i pomyślności na przyszłość,
ale będę się musiał zbierać.
Gość zdawał się wdzięczny za miłe słowa.
Naprawdę miło było cię poznać. Jesteś pewien, że nie chcesz wpaść na
dobre piwo? Do Druhon masz tylko godzinę, może dwie. . .
I to była dobra nowina.
Nie, dziękuję odparł. Muszę jeszcze dziś być w mieście. Będę pana
jednak, szanowny panie, pamiętać, kiedy będę bogaty i potężny.
Pewnie, pewnie, chłopcze zarechotał tamten. Trelig ruszył dalej.
Idąc, zastanawiał się, co też ten stary mógł uprawiać, nigdzie w pobliżu nie
było widać pól ani jakichkolwiek upraw. Lepiej nie pytać, żeby nie wyjść na igno-
ranta, zwłaszcza gdy się ma list gończy na głowie.
Pozostawała sprawa pieniędzy. Po drodze widział trochę stworów, w grupach
albo żyjących w pojedynkę, na ziemi, w gałęziach drzew, widział nawet domo-
stwa, unoszące się na powierzchni niezliczonych jezior i bagien. Wszyscy obywali
się bez odzieży, zastanawiał się więc, gdzie chowają pieniądze, jeśli je mają. Oba-
wiał się, że istnieje jednak jakiś system rozpoznawania tożsamości, który może go
zdemaskować. Z drugiej jednak strony była to kraina o zdecydowanie prymityw-
nej technice. Wszędzie było widać stojaki do lamp, nie dostrzegł jednak nigdzie
śladu oświetlenia z zewnętrznym zasilaniem czy urządzeń funkcjonujących na tej
zasadzie. Poza tym pomyślał gdyby dysponowali takim systemem iden-
tyfikacyjnym, nie zawracaliby sobie głowy rozsyłaniem za nim listów gończych.
Nabrawszy zaufania do własnego bezpieczeństwa i swoich umiejętności, za-
trzymywał się teraz po drodze, rozmawiając z przygodnie spotkanymi tubylcami.
Były to przeważnie proste stworzenia, niewiele odrastające od ziemi. Osobniki
żeńskie miały trochę mniejsze wymiary i gładszą skórę niż mężczyzni , głos
nieco wyższy i łagodniejszy w tonie, na tym jednak kończyły się różnice. On sam
był mężczyzną, i to jak mógł wnosić z uwag rozmówców młodym. Uła-
twiało mu to bardzo zadanie, ponieważ nikt się nie dziwił jego ciekawości, nie
oczekiwano też od niego szczególnej wiedzy czy doświadczenia.
183
Ciągle się jednak uczył. Z jednej z rozmów zapamiętał, że kraina ta, oczy-
wiście sześciokąt, była nazywana Makiem, tak samo jak jej mieszkańcy. Prak-
tyka identycznych nazw była w Zwiecie Studni bardzo rozpowszechniona, by-
wały jednak wyjątki od tej reguły. Dowiedział się również, że była to monar-
chia dziedziczna, i ten fakt akurat nie bardzo go uradował. Sześciokąt był za-
rządzany przez liczną rzeszę urzędników państwowych, wybieranych stosownie
do ich kwalifikacji, ocenianych w ramach powszechnych egzaminów. Liczyły się
zdolności i przydatność do pracy, a nie pochodzenie społeczne, i to właśnie by-
ło pocieszające. Oznaczało bowiem, że król Makiem może słuchać i poważnie
traktować rady każdego obywatela, którego uzna za posiadającego odpowiednie
kwalifikacje. Niemal na pewno więc decyzje były podejmowane nie przez rodzinę
królewską, lecz przez jednostkę lub radę, składającą się z najlepszych, najbardziej
zapobiegliwych, najambitniejszych i najzdolniejszych ludzi w kraju.
Ludzi takich jak on.
Stolica kraju, Druhon, zaskoczyła go przede wszystkim swoim ogromem
naprawdę wielkie miasto, wycięte w dżungli, usadowione na łańcuchu wzgórz,
wyrastających ponad bagnisty teren. Na zachodzie było widać rozległe, czyste je-
zioro, rojące się od pływaków. Trelig przez cały czas miał uczucie lekkiego swę-
dzenia i niewygody teraz wiedział już, dlaczego. Należał do rodziny stworów
lądowych, które jednak zrodziły się w wodzie i przebywały zawsze w jej pobliżu.
Od czasu do czasu czuły potrzebę zwilżenia skóry. Prawdopodobnie wystarczyło-
by raz na dzień, przypuszczał zresztą, że można by to załatwić również za pomocą
zwykłego węża.
Zaskakiwały także i same budynki. Wielkie zamki i olbrzymie budowle z ka-
mienia, świadczące o sporych umiejętnościach budowniczych. Domostwa i zabu-
dowania gospodarcze zbudowane z dobrej, ręcznie uformowanej cegły, połączonej
mocną, szczelną zaprawą. Również ciężkie, drewniane drzwi dowodziły wysokich
kwalifikacji ciesielskich, a figurki z mosiądzu i żelaza na bramach, ogrodzeniach
i drzwiach były dziełami wręcz artystycznymi. Tutejsi mieszkańcy rozwinęli rze-
czywiście niezwykle nowoczesną kulturę, zważywszy, że był to najwidoczniej
nietechnologiczny sześciokąt. Refleksja ta podbudowała jego opinię o nich, a wraz
z nią jego optymizm.
Nadal jednak pozostawał problem pieniędzy. Wędrował ulicami wypełniony-
mi stoiskami, gdzie wielkie żaby zachwalały klientom rozłożony towar. Posługi-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]