[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mógł, pokornego Lutyka udawał. Ten i ów pytał ich, po co i z czym jechali; Mieszko mruczał, że z
pokłonem i ciekawością jedzie, aby tak możnego władcę jak cesarz Otto zobaczyć.
Nikogo to nie dziwiło; ciągnęli również, jak wiedziano, po słowie od Ugrów, Bułgarów, od
Duńczyków i Greków.
Było to w Wielkim Tygodniu. Wiosna, acz wczesna, niestała była i
przemienna; deszcz i śnieg ze słońcem walczyły, drogi kałużami stały, rzeki były wezbrane i podróż
uprzykrzona szła powoli. A tuż ku Quedlinburgowi się zbliżając, coraz było tłumniej na gościńcach.
Wzgórzystsza coraz okolica, piękna dla oka, jeszcze się w zieloną trawę nie była całkiem przybrała,
łąki tylko już młodą trawą się okryły. Tu oczów od najrozmaitszych widowisk oderwać było trudno:
tłumami płynęły ku miastu poczty książąt, grafów, margrafów, biskupów i wszelkiego ludu.
Wśród nich i słowiańskie książątka zawojowane spotykały się, ciągnące z żalami i prośbami do
cesarza. Konne te poczty, zbrojne różnie, każdy odziany inaczej, mówiące językami najrozmaitszymi,
spoglądały na siebie ciekawie, często nie bardzo przyjaznie, szydersko nawet i wzgardliwie. Grekom
śmiesznie wydawały się obcisłe frankijskie stroje, Bułgarom saskie okrycia głów słomiane, a tym, co
z odkrytymi włosami jechali, czapki Włochów zdały się próżnym ciężarem.
Mieszko, choć pańsko wyglądał z lica, z małym swym niepokaznym
orszakiem ginął w tej powodzi. Było mu to może na rękę, gdyż więcej widzieć pragnął, niżeli być
widzianym. Wiodło mu się też bardzo szczęśliwie i nie zwracał
oczów na siebie, aż o pół dnia drogi do miejsca, ku któremu dążyli, gdy tu, cale niespodzianie, o
mało bez niczyjej winy zdradzonym nie został.
Z rana, spuszczając się z góry, natrafili na liczny i okazały poczet, który z dala ciekawość knezia
obudził. Dla dognania go konie puszczono kłusem i w chwili, gdy się mijać mieli, obróciwszy się,
Mieszko poznał na przedzie jadącego swojego szwagra, młodego Bolka czeskiego. On też przez
niego postrzeżonym został i poznanym, nie pozostało mu więc nic, jeno, zatrzymawszy konia,
przyznać się do potajemnej wycieczki pod cudzym imieniem.
- Spodziewam się - rzekł Mieszko - że ani Wy, ani ludzie Wasi, nie zechcecie wydać mnie, kim
jestem. Jadę, abym się przypatrzył oczyma własnymi temu, o czym mi ludzie opowiadali, ale nie
chcę, aby o mnie wiedziano.
Bolko nie tylko zgodził się na to chętnie, ale dla bezpieczeństwa większego zaprosił, aby się Mieszko
z nim połączył, by jadąc w jego orszaku, mniej jeszcze oczów zwracał na siebie. Tak też się stało i
skromnie w poczet Czechów wmieszawszy się z ludzmi swoimi, chętnie zgodził się knez na
podrzędne stanowisko, Bolkowi dając pierwszeństwo.
Chociaż w tym roku napływ do dworu cesarskiego mniejszym był może niż w innych latach, zawsze
jeszcze był dość znacznym, aby dać pojęcie o potędze cesarza Ottona. W murach miasta, na zamku,
cesarz zaledwie i najbliżsi go z rodziny i dworu, a najdostojniejsi z duchowieństwa, arcybiskupi,
książęta Kolonii, Trewiru, Moguncji pomieścić się mogli; reszta gospody sobie pod namiotami w
polu szukać musiała nad obu ramionami Body .
Poczty pańskie, niemal wszystkie dokoła na równinie i stokach wzgórzów otaczających rozkładały
się obozami, a namioty różnobarwne, szałasy i budy wielką już przestrzeń zajmowały. Gdzieniegdzie
ponad nimi powiewały małe chorągiewki z przeróżnymi znaki. Wśród ciżby wojskowych i ciurów
tłum najróżnorodniejszych handlarzy, kupców, kuglarzy i posługaczy roił się, wykrzykując i
nawołując. Bliżej bramy miasta, przy wozach okrytych, kupcy z Wenecji i Amalfi dobijali się
wnijścia dla sprzedaży. Na tysiące liczyć było można poczty panów, które już Bolka i Mieszka
poprzedziły, tak że chcąc sobie dogodne i niezbyt odległe znalezć miejsce na obozowisko, musieli
szukać długo, dobierać, a potem się o nie prawie z orężem w ręku dobijać jeszcze.
Z samego miasta, mocnymi mury i wieżami obwarowanego, widoczniejszymi były niż pałac cesarski
klasztory i kościoły, niedawno jeszcze z wielką wspaniałością wzniesione i obdarowane. Cesarskiej
krwi niewiasty pobożne pierwszymi tu były opactwa przeoryszami; w zamkowym kościele sascy
panowie grób wystawili dla siebie, tu spoczął Henryk, ojciec Ottona, i matka jego. Kopuły i krzyże
kościelne wysoko panowały nad grodem.
Zaledwie spocząwszy na wytkniętym obozowisku, które Bolko znamieniem
swym na włóczni osadzonym naznaczyć kazał, wdziawszy suknię i przypasawszy miecze, Bolko i
Mieszko razem poszli do kościoła. Na nieszpornym nabożeństwie najłatwiej mogli ujrzeć z dala
pobożnego pana, którego oba oglądać byli ciekawi.
Z nimi i za nimi szedł tłum mnogi z obozu ku kościołowi, wśród którego różne narodowości
rozpoznać lub domyślać się ich mogli. Frankijskich strojów prostota mieszała się już z grecką, ze
Wschodu przywiezioną wykwintnością, krótkie opończe niemieckie ocierały o płaszcze dalmackie
fałdziste; szli giermkowie dwubarwni, których odzież na poły była żółta i niebieska, obok rycerzy
zbrojnych jakby do wojny z dzidami w ręku, tarczami, nożami u pasa i mieczami. Jedni z długimi
włosy i odkrytymi głowy, drudzy w skórzanych, blachami obciąganych hełmach, inni w słomianych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]