[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak rubiny krwi. Unoszący się w powietrzu potwór przypominał symbol Cesarstwa Brytuńskiego, a
w łapach trzymał szarpiącego się, odzianego w purpurową szatę samego króla Tyfasa. Tłum
wpatrywał się z przerażeniem i radością, jak gryf rozdziera orlimi szponami ciało swej ofiary i
wykłuwa złotym dziobem oczy. Potwór skierował się z wrzeszczącym nieszczęśnikiem na wschód i
wreszcie zniknął w zasnutych chmurami niebiosach.
Tymczasem w sali tronowej strażnicy i dworzanie, ogarnięci grozą na widok koszmarnego losu
władcy, nie odważyli ruszyć się z miejsca, by nie ściągnąć na siebie kolejnych dowodów magicznej
potęgi Tamsin. Nie było wątpliwości, że straszliwy cud dokonał się za sprawą młodej dziewczyny -
czy też podtrzymywanej na jej ramieniu okrutnej bogini Ningi.
Z trzech osób stojących najbliżej opustoszałego podestu szambelan pierwszy runął na kolana
na dowód bezgranicznego oddania, gdy tylko ucichły krzyki Tyfasa. Isembard spoglądał z triumfem
i niepewnością na złoty diadem, który spadł królowi z głowy, gdy szarpał się w szponach potwora.
Idąc za przykładem szambelana, baron również klęknął przed Tamsin. Czarodziejka zaś zwróciła się
do swej lalki:
- Och, jaka piękna korona, prawda, Ningo?
Wstąpiła z dziewczęcą gracją na tronowy podest. Schyliła się, zręcznie podniosła zdobiony
klejnotami diadem i włożyła go na skronie - nie lalki, lecz własne.
X
Pożeracz drzew
Conan zamieszkał wśród Atupanów i szybko zapomniał, że kiedykolwiek zaznał innego
żywota. Zawsze był obieżyświatem, poszukiwaczem przygód. Lud Songi, podobnie jak on, nie
uznawał spędzania życia w jednym miejscu. Przemieszczali się wraz z porami roku i wędrując za
łowną zwierzyną. Cymmerianin rzadko zabawiał w cywilizowanych miastach i osadach tak długo,
by odczuć tęsknotę za rodzinnymi stronami. Teraz wszelako zyskał uznanie pośród pogodnych,
dobrych rodaków Songi i miał wrażenie, jakby znów znalazł się w domu i ponownie napotkał
darzących go przyjaznią druhów z rodzinnego klanu.
Pewnego dnia zawołano go do ogniska, wokół którego rozsiadła się rada starszyzny plemienia.
W gorejące żagwie paleniska na środku wielkiej chaty wrzucano aromatyczne zioła o uderzającej
do głowy woni, mające wspomagać mądrość członków rady. Wokół ogniska rozsiedli się najstarsi
łowcy i uznani za mędrców bajarze plemienia. Była wśród nich również matka Songi, Nuna - za
młodu sławna łowczyni.
Mędrcy plemienia na widok tężyzny i blizn Conana kiwali głowami i pomrukiwali z aprobatą.
Kiedy przystąpili do zadawania mu pytań, zwijali się ze śmiechu po jego niezręcznych
odpowiedziach. Cymmerianin rumienił się, jednak zniósł to rozbawienie z kamienną miną,
ponieważ jego cymmeriańscy rodacy pewnie nie lepiej potraktowaliby przybysza. Znieść
zachowanie starszyzny pomagała mu Songa, kładąc uspokajająco delikatne dłonie na jego
ramionach. Barbarzyńca ze stoicką cierpliwością odpowiadał na pytania Atupanów. Zgodził się, że
powinien dowiedzieć się czegoś więcej o obdarzanych czcią demonach powietrza i duchach
zwierząt, które - wedle religii tego plemienia - stworzyły ziemię i puszczę.
Songa zapoznawała go również z innymi zwyczajami plemienia. Tłumaczyła zabawy i
żartobliwe wierszyki panienek nie mających jeszcze partnerów, które traktowały ją jak siostrę i
spoglądały na muskularnego przybysza z udawaną trwogą i na poły skrywanym pożądaniem.
Odpędzała od Conana przerazliwie wrzeszczącą dzieciarnię, na przemian to krążącą po obozowisku
z dzikimi okrzykami, to słuchającą w milczeniu snujących legendy członków starszyzny. Pokazała
mu cierpliwy trud matek i starców, którzy robili kamienne narzędzia, wyprawiali skóry, pletli kosze
i wypalali garnki. Zabierała go na ćwiczenia i walki oraz na poły brutalne turnieje młodych
myśliwych i łowczyń, pośród których było również kilka kobiet niedawno porwanych z siedzib
innych plemion.
Mieszkańcy wioski dobrodusznie tolerowali odmienny wygląd Cymrnerianina i fakt, że nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •