[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pod płetwami piersiowymi i zaczepił o drugi koniec patyka, zabezpieczając go w ten sposób przed
wypadnięciem. Woda wzburzyła się, gdy rekin zaczął się miotać, ale Abo utrzymał się na jego
grzbiecie. Trzymając kij jak kierownicę motocykla, najpierw szarpnął do góry, uniemożliwiając
drapieżnikowi zanurzenie się, a potem skierował go na płyciznę, gdzie czekali już inni, uzbrojeni w
noże.
Tłum na plaży ryknął, gdy Abo oddał zdobycz myśliwym i uniósł ręce w geście triumfu.
Rzeznicy rozpruli rekinowi brzuch, wycięli kawał wątroby i podali go Abo, który wgryzł się w
niego, oderwał kawałek i przełknął. Krew ściekała mu po piersi.
Następni myśliwi zaczęli sprowadzać swoje rekiny na płyciznę; masa trójkątnych płetw
wzburzyła głębszą wodę. Chmura czerwieni rozlewała się, w miarę jak coraz więcej rekinów
ginęło, a ich miejsce zajmowały następne. Wypatroszone ryby wywlekano na plażę, gdzie kobiety
dzieliły mięso i rozdawały kawałki dzieciom albo wyłupywały trójkątne zęby, z których chłopcy
zrobią pózniej naszyjniki i będą nosić jako myśliwskie trofea.
Jeden z myśliwych stanął wyprostowany na grzbiecie ogromnego rekina młota i niewiele
brakowało, żeby się wykastrował o płetwę grzbietową, gdy ryba wpłynęła na płyciznę i zrzuciła go
do wody. Rekin został pochwycony i zabity razem z innymi.
Pół godziny pózniej polowanie dobiegło końca. Morze poczerwieniało w promieniu tysiąca
metrów, plażę usłały truchła setki rekinów: ostronosów, młotów, żarłaczy czarnopłetwych,
białopłetwych i błękitnych. Jedne z najniebezpieczniejszych drapieżników na świecie dały się
złapać jak gupiki w siatkę, przy czym nikt z plemienia nie został ranny - chociaż wielu miało
otarcia na wewnętrznej stronie ud: płynąc na rekinach, poharatali się o ich skórę. Byli umazani
krwią od stóp do głów i półprzytomni ze szczęścia.
Tucka zamurowało. Nigdy wcześniej nie widział ani takiej odwagi, ani tak krwawej jatki i
ciarki przebiegały mu po grzbiecie na wspomnienie wszystkich nocy, kiedy beztrosko pływał w
tych wodach.
Malink szedł plażą, wlokąc trzymanego za skrzek żarłacza tygrysiego. Jego pękaty jak u
Buddy brzuch spływał krwią. Spojrzał na Tuckera i uśmiechnął się niepewnie.
- To ich wódz - wyjaśniła Beth. - Jest już za stary na takie zabawy, ale za nic nie chce
siedzieć spokojnie na brzegu.
- Nie zdarza się, że rekiny kogoś dopadną?
- Czasami, ale zwykle kończy się na jednym dziabnięciu i mnóstwie szwów. Odkąd
mieszkam na wyspie, nikt nie zginął.
Przynajmniej nie podczas polowania na rekiny, dodał w myślach Tuck.
Mała dziewczynka, która dotąd pomagała matce, wyjrzała nieśmiało zza cielska ogromnego
rekina młota. Podbiegła do Tuckera i dotknęła jego kolana, po czym wycofała się do bezpiecznego
azylu przy matce.
- Dziwne - stwierdziła Beth Curtis. - Tutejsze kobiety i dziewczęta nie zadają się z białymi.
Nawet kiedy przychodzą do Sebastiana, w rozmowie pośredniczy ich mąż albo brat. Mimo że
Sebastian zna ich język.
Tuck nie odpowiedział. Nie mógł oderwać wzroku od pleców dziecka: przecinała je
ogromna blizna, zaczynająca się na piersi, przy mostku, i biegnąca pod pachą do kręgosłupa,
dokładnie na wysokości nerki. Zrobiło mu się niedobrze.
- Chyba dość się napatrzyłem, Beth. Możemy już iść?
- Nie lubisz widoku krwi?
- Można tak powiedzieć.
Kiedy wracali przez wioskę, zauważył siedzącą przed jednym z domów kobietę. Trzymała
na rękach małego chłopczyka, kołysała go i śpiewała cicho. Maluch miał opatrunki z gazy na
obojgu oczach. Kiedy Tucker się zbliżył, kobieta przycisnęła dziecko do piersi.
Beth złapała go za rękę i próbowała odciągnąć, ale wyrwał się jej i podszedł do kobiety.
- Co mu się stało? - zapytał. Kobieta odsunęła się od niego.
- Tucker! - zawołała Beth. - Daj jej spokój. Nie strasz jej.
- Nie bój się - szepnął Tucker. - Jestem pilotem. Przysłał mnie Vincent.
Kobieta trochę się uspokoiła. Wytrzeszczyła z niedowierzaniem oczy i uśmiechnęła się
słabo. Tuck dotknął główki, dziecka.
- Co mu się stało?
Kobieta podniosła dziecko w wyciągniętych rękach, jakby podawała je do chrztu.
- Jest wybrany - powiedziała, spoglądając na Kapłankę Nieba w poszukiwaniu aprobaty.
Tuck wstał i się cofnął. Wolał się teraz nie odwracać do Beth, bo się bał, że udusiłby ją
gołymi rękami. Zamiast tego spokojnie, z namysłem, z trudem powstrzymując drżenie głosu,
powiedział:
- Wracajmy. Pierwszy ruszył przez wioskę, z powrotem do kliniki.
ROZDZIAA 54
TUCKER SPRZEDANY
Kapłanka Nieba rzuciła kapeluszem przez pokój i szarpnęła zapinany kołnierzyk sukienki.
Tucker jej się wymykał. Nie podobało jej się to. Nie znosiła tracić nad kimś kontroli. Rozdarła
przód sukienki i zrzuciła ją z siebie. Wściekłym krokiem podeszła do zamrażarki, wlokąc za sobą
zahaczoną o stopę sukienkę, i wyjęła butelkę wódki. Nalała sobie szklaneczkę i połowę wypiła
duszkiem. Dolała do pełna. Zimno zatętniło jej w skroniach. Z butelką w jednej ręce i szklanką w
drugiej usadowiła się przed telewizorem i go włączyła. Nic, tylko szum i śnieg. Sebastian korzystał
z anteny satelitarnej. Rzuciła butelką w telewizor, ale chybiła: butelka odbiła się od szafki i
odszczypała kawałek plastiku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •