[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uśmiech. - Może kiedy się przyzwyczaję.
- Zawsze możesz zrezygnować i wrócić do banku. Taka
inteligentna dziewczyna jak ty ma wiele możliwości.
- Zbliża się pora kolacji, umówiłam się z Danem w stołówce.
Przyłączysz się do nas?
- Nie, zostanę tu jeszcze chwilę. - Andrei ciągle nie dość było
świeżego powietrza. - Zobaczymy się w domu, dobrze?
- W porządku.
Odprowadziła koleżankę wzrokiem. Biedaczka, pomyślała ze
współczuciem, wyciągając nogi i odchylając do tyłu głowę. Woda
opływała ją łagodnie w talii i poruszała koniuszki włosów.
Jak można traktować pracę w takim miejscu jako zło konieczne?
41
RS
Podniosła wzrok na okrywające się purpurą ostatnich promieni
słonecznych ściany Kanionu, na wyniosłe grzbiety, które rzucały
czarne cienie na czerwone skały. Półtora kilometra wyżej bladły
gasnące promienie słońca; odbijały się od wody, pokrywając ją
maleńkimi gwiazdkami.
- Nigdy stąd nie odejdę. Przenigdy. Z rozmarzenia wyrwał ją
głos Kurta.
- Nie będziesz jadła kolacji?
Podniosła głowę i zobaczyła, że Kurt zdążył się już przebrać, a
sądząc po wilgotnych włosach także wziąć prysznic.
- Oczywiście, że będą - odparła, siadając prosto. -Kiedy?
- Może pózniej. Judy zaproponowała, żebyśmy zjedli razem z
nimi, więc możesz pójść beze mnie. Dan na pewno czeka. - Andrea
postanowiła zachowywać się w stosunku do Kurta neutralnie i nie
wychodzić poza stosunki służbowe. W rezultacie jej odpowiedz
zabrzmiała nieco szorstko.
Kurt się tym jednak nie zraził. Zamiast odejść, usiadł na jednym z
większych głazów nieopodal sadzawki.
- Powiedziano mi już, że moja obecność nie byłaby mile
widziana. Wygląda na to, że Don Juan chce pozostać z Judy sam na
sam.
Andrea obrzuciła go krótkim spojrzeniem, po czym przeniosła
wzrok na ściany Kanionu.
- Powinieneś zjeść z nimi choćby z tego powodu. Judy należy się
przerwa.
- No nie wiem. Po burzliwych początkach najwyrazniej ma teraz
lepszą opinię o Danie - odparł Kurt, wzruszając ramionami. - Jeśli ma
się tylu mężczyzn do wyboru, kobiety prędzej czy pózniej umawiają
się z którymś na randkę. Ty jesteś wyjątkiem. Ciebie nie interesuje
biurowy" romans.
- To chyba dobrze, zważywszy moją dawną pracę i nieprzychylny
stosunek do ochrony środowiska - odparła z obcym dla siebie
sarkazmem.
- Tego nie powiedziałem.
42
RS
- Być może, ale dałeś mi to wyraznie do zrozumienia.
- Przecież cię przeprosiłem - przypomniał. Andrea milczała
przez chwilę, wpatrując się smętnie
w wodę.
- Do licha, Andreo, spójrz na mnie.
Andrea jednak z uporem nie podnosiła głowy, żałując, że nie
trzymała języka za zębami. Zamknęła oczy, po chwili jednak je
otworzyła na dzwięk rozpryskiwanej wody. Wkrótce ręce Kurta
znalazły się na jej ramionach, unosząc ją do góry, a potem stawiając
delikatnie na ziemi.
- Kurt, twoje buty! - krzyknęła. Stał po łydki w wodzie, a
ściekające z Andrei krople spływały na jego ubranie. - Zamoczysz się
cały! Puść mnie!
W odpowiedzi przyciągnął ją jeszcze bliżej.
- Naprawdę nie chciałem cię urazić.
Ich oczy znalazły się niebezpiecznie blisko. Andrea mogła w nich
wyczytać szczerą skruchę. Wkrótce jednak skrucha ustąpiła miejsca
czemuś innemu, co było dziwne, słodkie i bardzo niepokojące. Usta
Kurta dotknęły jej warg. Zarzuciła mu ramiona na szyję i poczuła, że
przytula ją mocno do piersi. Z zamkniętymi oczyma rozkoszowała
się pocałunkiem.
Początkowo wydała stłumiony dzwięk protestu, który jednak
wkrótce zamarł, kiedy zatopiła się bez reszty w objęciach Kurta.
Poczuła, jak jego jedna ręka wędruje wzdłuż jej pleców, a druga
zagłębia się we włosach.
Uraza ustąpiła miejsca cudownemu, ekscytującemu uczuciu.
Mogłaby tak tkwić w jego ramionach bez końca...
Kurt jednak uwolnił ją z objęć, opuścił ręce i odsunął się nieco. Ze
zdumieniem ujrzała na jego ubraniu wyraznie zaznaczone mokre
odbicie swojego ciała. Widok ten był tak sugestywny, tak
prowokujący, że musiała odwrócić wzrok, żeby zachować spokój.
Kurt mylnie zinterpretował jej zachowanie.
- Andreo, przepraszam. Nie chciałem tego. Nieraz ganiłem
kolegów za takie zachowanie. Ja... - Po raz pierwszy zauważyła, że
43
RS
brakuje mu słów. - Chodzi o to, że... Chciałem po prostu, żebyś
wiedziała, że masz prawo do własnego zdania.
Skinęła głową.
- Rozumiem - wydusiła z siebie, nie mogąc się powstrzymać, by
[ Pobierz całość w formacie PDF ]