[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Na skutek głupiego nieporozumienia. Był przekonany,
\e przyłapał mnie z Charlesem w łó\ku. Oczywiście, nie była
to prawda, lecz Dax nie dał sobie niczego wyjaśnić.
Natychmiast opuścił dom.
- Tak po prostu? Kiedy to się stało?
- Siedem lat temu.
- I przez ten czas ani razu go nie widziałaś? Przyjechał tu
dopiero teraz?
Jillian nerwowo przełknęła ślinę.
- W ogóle by nie wrócił, gdyby nie śmierć Charlesa. -
Wzruszyła ramionami. Starała się mówić spokojnie. - I tak
chyba byłoby najlepiej. Bez zaufania z jego strony nasze
mał\eństwo nie miałoby \adnych szans.
- Ale... ale Christine ma prawie siedem lat. - W głosie
Frannie zabrzmiał gniew.
- To pamiątka z czasów, kiedy stosował zasadę: klin
klinem. śeby o mnie zapomnieć.
Frannie potrząsnęła głową. Teraz ona miała mokre oczy.
Zanim była w stanie mówić dalej, odezwała się Jillian:
- Daj spokój. Nie płacz! - Sama ledwie powstrzymywała
Å‚zy.
- Gdybyś nie opowiedziała mi tej historii, łudziłabym się,
\e oboje z Daksem zostaniecie prawdziwą parą - przyznała
Frannie. - Skaczecie sobie do oczu, ale chyba... coÅ› was Å‚Ä…czy.
- Znamy siÄ™ od dziecka.
Jillian zmieniła temat rozmowy, ale w duchu musiała
przyznać rację przyjaciółce. Oboje z Daksem w jakimś sensie
byli sobie bliscy. To, co zaczynało ich łączyć, było trudno
nazwać pojednaniem. Ale oprócz gniewu, poczucia doznanej
krzywdy i smutku, zaczynała rodzić się nadzieja.
W piÄ…tek wieczorem pojechali do Mariny. Dom
Bradfordów był ładnym budynkiem z cegły, otoczonym bujną
zielenią. Pózne, jesienne kwiaty jeszcze okalały ście\kę,
biegnącą pod du\ym dębem. Panował tu nastrój spokoju i
powagi. Typowy dla Mariny.
Kiedy jednak weszli do środka, natychmiast znalezli się w
oku cyklonu. Powitała ich meksykańska dziewczynka w
wieku przedszkolnym, którą Ben nazywał Jenny. Wokół nóg
gości i pana domu pętały się dwa rozradowane psy. Wielki,
brązowy dog i kłębek białej sierści, w niewielkim stopniu
przypominajÄ…cy psa. Christine, nie przyzwyczajona do
towarzystwa domowych zwierzaków, skuliła się ze strachu,
gdy większy z psów zaczął skakać wokół niej. Jillian chwyciła
go za obro\ę i odciągnęła od dziewczynki.
- Major, ty szaleńcze! Przestań skakać! Christine musi się
do ciebie przyzwyczaić. Marino, odwołaj psy!
W drzwiach ukazała się roześmiana siostra Jillian. Na ręku
trzymała niemowlaka, który wrzeszczał wniebogłosy. Podała
Benowi dziecko, w pośpiechu przywitała gości i zniknęła w
towarzystwie psów.
Oczy Christine zrobiły się ogromne jak spodki.
- Och! To jest prawdziwa rodzina - stwierdziła z
przejęciem.
- Amen - z krzywą miną dopowiedziała Jillian.
Gdy tylko znalezli się w rodzinnym pokoju, Jenny zaczęła
zabawiać gości. Jillian wzięła od Bena niemowlaka i
delikatnie głaskała go po pleckach, równocześnie słuchając
paplania dziewczynki. Zdziwiony Dax zobaczył, \e w
objęciach ciotki dziecko od razu się uspokoiło i przestało
płakać. Usiadła na kanapie, przytuliła maleństwo do piersi i
zamknęła oczy. Miał wra\enie, \e Jillian rozkoszuje się tą
chwilÄ….
Kocha dzieci, pomyślał Dax, obserwując, jak Jillian
przedstawia Jenny Christine i obie wyciÄ…ga do dziecinnego
pokoju. Znów zastanawiał się, dlaczego nie wyszła za mą\ i
nie miała własnego potomstwa. Sposobności po temu jej nie
brakowało. Był tego pewny.
Na myśl, \e mogła znajdować się w objęciach innego
mę\czyzny, zacisnął zęby.
O dziwo, wieczór okazał się przyjemny. Dax obawiał się,
\e atmosfera będzie sztywna, gdy\ przy pierwszym spotkaniu
z Mariną nawet nie starał się wywrzeć na niej dobrego
wra\enia. Mimo to zadała sobie wiele trudu, \eby Christine i
on sam dobrze czuli się w jej domu. Nawet Ben, który w
stosunku do Jillian odgrywał rolę opiekuńczego starszego
brata, poczęstował Daksa piwem, a potem rozmawiali o
baseballu i szansach lokalnej dru\yny na wygranÄ… w
najbli\szych rozgrywkach.
Po kolacji, podczas której niemowlakiem zajmowali się
zarówno rodzice, jak i Jillian, dziewczynki wyszły przed dom.
Jenny zapewniła Christine, \e psy są łagodne. Dax ze
zdziwieniem spostrzegł, jak szybko jego córka
zaklimatyzowała się w nowym otoczeniu. Najbardziej jednak
zaskoczyła go prośba Mariny, \eby Christine nazywała ją
ciociÄ….
- Jillian mówiła nam, \e masz jakieś kłopoty z rodzinną
firmą - powiedział Ben, nalewając kawę.
- Mo\na to tak nazwać - przyznał Dax.
- Co właściwie produkują Zakłady Przemysłowe
Piersalla?
- Wytwarzają elementy konstrukcyjne ze stali. Kiedy mój
dziad tworzył firmę, najpowa\niejszymi jej klientami były
stocznie z Baltimore. W miarę upływu lat budowano jednak
coraz mniej statków i gdy zakłady przejął mój ojciec, musiał
przestawić produkcję na całkowicie nowe tory.
- Jakie? - dopytywał się Ben. Zainteresował go ten temat.
- Stalowe elementy konstrukcji budowlanych. Mamy
dystrybutorów na całym Wschodnim Wybrze\u, a tak\e
zaspokajamy zmniejszone potrzeby przemysłu stoczniowego.
- Dax westchnął. - Rynek jest du\y. Zakłady powinny
przynosić przyzwoite dochody.
- Ale nie przynoszą. - Jillian oddała siostrze niemowlę,
które wreszcie zasnęło, i usiadła na krześle naprzeciwko
Daksa. - Oboje analizowaliśmy uzyskiwane wyniki. Na
pierwszy rzut oka nie widać większych nieprawidłowości, ale
od pięciu lat następuje powolny, lecz coraz większy spadek
zysków.
- W wyniku tego maleje na giełdzie wartość naszych akcji
- dodał Dax. Zdecydował się wspomnieć o podejrzeniach,
które męczyły go od kilku dni. - Wygląda mi na to, \e jakiś
człowiek lub firma zamierzają wykupić wszystkie udziały.
- W jakim celu? - ściągnąwszy brwi zapytał Ben.
- Przecie\ to niemo\liwe - stwierdziła Jillian. - Oboje z
Daksem mamy więcej ni\ pięćdziesiąt jeden procent akcji
zakładów. Dysponujemy pakietem kontrolnym.
- To fakt. - Dax rozło\ył ręce. - Nie mam pojęcia, o co tu
mo\e chodzić, i to mnie dręczy.
Zapanowało milczenie. John Benjamin, czyli niemowlak,
cmoknął głośno przez sen. Wszyscy się roześmieli. Jillian
podniosła się z krzesła.
- Na nas ju\ czas. Jenny powinna iść do łó\ka.
Dziękujemy za kolację i postaramy wkrótce się zrewan\ować.
Poszli po dziewczynki. Od razu zauwa\yli, \e Christine
bawiła się z Jenny znakomicie. Dax uznał, \e byłaby świetną
starszÄ… siostrÄ….
Pomyślał o dzieciach. O swojej przyszłości.
Co stało się z nim od chwili powrotu?
A\ bał się o tym pomyśleć! To, \e się zmienił,
spowodowała Jillian Elizabeth Kerr. Obecnie pani Piersall.
Wiedział jednak, \e nigdy jej nie zaufa i ponownie nie
pokocha. Dopóki jednak nie pozwoli tej kobiecie wodzić się
za nos, dopóty będzie miał nad nią przewagę.
Będzie mógł dowolnie manipulować Jillian Piersall.
ROZDZIAA SIÓDMY
Kolację z bankierami zaplanował Dax na sobotę. Ka\dą
wolną chwilę w tygodniu Jillian i pani Bowley spędziły na
doprowadzaniu domu do idealnego stanu.
Jillian uzupełniła barek kilkoma kupionymi butelkami
alkoholu, wyczyściła kryształy i srebra, a tak\e dywan w
foyer, zadeptany przez Christine. Zadzwoniła do renomowanej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]