[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie kocha? Pragnęła go całym sercem i duszą.
Cierpiała straszliwie na myśl, że...
Otóż to! Walentynka! UwolniÅ‚a siÄ™ z objęć męż­
czyzny i podsunęła mu pakunek pod oczy.
- To dla ciebie.
WróciÅ‚ ból. Jak mogÅ‚a zapomnieć? Bo pan Gar­
ret jest zrÄ™czny w uwodzeniu, Rosy. W duchu po­
dziękowała głosowi rozsądku.
313
Zamiast wstydu i zakÅ‚opotania, które spodzie­
wała się ujrzeć, na twarzy Christiana malowała się
tkliwość.
- Nie dla mnie, tylko dla ciebie. Zatelegrafowa­
łem do babki i powiedziałem jej, że znam całą
prawdę. Nie mogłem cię złapać przez cały dzień,
więc zaadresowałem paczkę do siebie, licząc na to,
że mi ją przyniesiesz.
Rosalyn już nie sÅ‚uchaÅ‚a, ogarniÄ™ta niepohamo­
waną wściekłością. Znowu ją oszukał! Cofnęła się
i z furią rzuciła w niego walentynką.
Pakunek odbił się od piersi Garreta i upadł na
podÅ‚ogÄ™. Szczeniaki natychmiast zaczęły go szar­
pać i ciągnąć, każdy w swoją stronę. Dziewczyna
patrzyÅ‚a przez Å‚zy, jak rwÄ… papier. CzuÅ‚a siÄ™ po­
mszczona. Nagle dostrzegła coś czerwonego.
Nie! To niemożliwe! Rubinowa walentynka!
Szybko podniosła ją z podłogi, nie zważając na
ujadanie rozczarowanych psiaków.
Mężczyzna chrząknął znacząco.
Rosalyn nie podniosÅ‚a wzroku, jeszcze nie po­
trafiła wybaczyć mu okrutnej gry.
Christian ujÄ…Å‚ jÄ… pod brodÄ™. W jego oczach zo­
baczyła miłość i pożądanie.
- Nie chciaÅ‚em ciÄ™ zdenerwować, Rosalyn. - Po­
trząsnął głową, zirytowany własną głupotą. - Nie
myÅ›laÅ‚em jasno. ByÅ‚em taki podniecony, że odda­
jÄ™ ci walentynkÄ™. - PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie, poko­
nując opór. - Prawdę mówiąc, straciłem głowę już
314
w chwili, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem twój
uroczy... uroczÄ… twarz.
Na szyję Rosalyn wypełzł rumieniec. Christian
ją kocha. Rzeczywiście wypowiedział te słowa?
Mówił poważnie? A może jej się przyśniło?
- Naprawdę mnie kochasz? - spytała bez tchu,
przyglÄ…dajÄ…c mu siÄ™ badawczo.
WyglÄ…daÅ‚o na to, że przestaÅ‚ ukrywać uczucia. Z je­
go oczu zniknął chłód, zastąpiła go wielka czułość.
- Od jakiegoÅ› czasu, Kupidynie. Obawiam siÄ™,
że twoja strzała trafiła w cel.
- ZdawaÅ‚o mi siÄ™, że chybiÅ‚am - powiedziaÅ‚a Ro­
salyn ze śmiechem.
Drżącymi palcami odgarnęła czarny kosmyk z czo­
ła Christiana Zawsze miała ochotę to zrobić. Gdy
wtuliła twarz w jego pierś, otoczył ją ramionami.
- Czekają w kościele.
Rosalyn gwałtownie uniosła głowę.
-Kto?
- Wszyscy.
Christian z trudem powstrzymywaÅ‚ siÄ™ od uÅ›mie­
chu.
- Jeszcze jakieÅ› sekrety? Nie sÄ…dzisz, że już wy­
starczy?
Zaśmiał się donośnie na widok jej miny.
- Rosalyn Mitchell, wyjdziesz za mnie?
- Tak! Tak! Zawsze tego pragnęłam.
- Wiem - szepnÄ…Å‚ Christian czule.
Tym razem mówił prawdę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •