[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w nocy... w nocy będziesz ze mną.
Co takiego? Lainey dławiło oburzenie.
Mam być kim? Twoją dziwką? Jej głos zabrzmiał
w gabinecie, jakby ktoś tarł paznokciem
o szkło. Czy o to w tym wszystkim chodzi?
Podeszła do biurka i drżącymi rękami
rzuciła czek. Chcesz mi płacić, żebym z tobą
sypiała?
Oczy wypełniły jej się łzami. Jeszcze nikt nigdy
jej tak nie obraził. Nie chciała jednak okazywać
przed nim słabości i powstrzymała łzy.
Sądziłam... Sądziłam... zająknęła się, lecz
głos kompletnie się jej załamał.
Tak? Co sądziłaś? Adam splótł dłonie
i uniósł wzrok.
Uświadomiła sobie, że nigdy nie powie Adamowi,
jakie były jej marzenia i nadzieje. Popełniła
kolosalny błąd i musiała za to zapłacić.
Zabrała czek z biurka i podarła go na drobne
kawałki, rozsypując mu przed nosem. Oddychała
spazmatycznie. Wiedziała, że jeszcze chwila
i wybuchnie płaczem.
Teraz to już nie ma znaczenia, co myślałam.
Nie jestem i nigdy nie byłam niczyją dziwką,
Adamie Palmer. Przyjmij do wiadomości, że odchodzę.
Nie zamierzam już dla ciebie pracować.
W żadnej roli.
To mówiąc, obróciła się na pięcie i szybko wyszła
z jego gabinetu. Nie była zdolna na niego
patrzeć, nie mogła dłużej z nim rozmawiać. Gdy
tylko drzwi gabinetu się za nią zamknęły, łzy pociekły
jej po policzkach. Wzięła torebkę i poszła
prosto do windy.
Wswoim samochodzie oparła głowę o kierownicę
i zaszlochała. Czuła rozdzierający ból. Dopiero
po chwili zauważyła, że łzy spływały jej po
twarzy na nowe spodnie, za które zapłacił Adam.
Sądził, że zapłacił za każdą żałosną część jej osoby
tak samo jak za te spodnie.
Co ona sobie, do diabła, wyobrażała? Mężczyzni
tacy jak Adam Palmer nie spotykali się z kobietami
takimi jak ona. Nie na poważnie. Musi
się wziąć w garść, nim wróci do domu i spotka się
z dziadkiem.
OBoże, dziadek. Jak ona mu powie, że zrezygnowała
z wypłaty, która umożliwiała im spłacanie
Linga? Nie chciała nawet myśleć o utracie
pensji. To było dla niej zbyt wiele.
W końcu całym wysiłkiem woli uspokoiła się.
Zerknęła do lusterka. I tak już wyglądała koszmarnie:
podpuchnięte oczy, zniszczony makijaż.
Nie mogła się teraz nad sobą rozczulać. Musi być
silna dla dziadka i dla samej siebie.
Szybko poprawiła makijaż i włączyła samo-
chód. Ruszyła na drogę prowadzącą do domu.
Przetrwa to tak jak przetrwała już wiele kryzysów
w swoim życiu. Jednak głęboko w sercu czuła, że
coś w niej ostatecznie umarło. Pogrzebała już resztki
nadziei na miłość.
Niepotrzebnie się martwiła, że Hugh zauważy,
że coś jest nie tak. Zawsze widział, kiedy wcześniej
wracała z pracy, gdy nagle była ubrana inaczej
niż zwykle, kiedy miała niewyrazną minę.
W myślach układała sobie wersję, która by go
uspokoiła. Nie chciała dokładać mu zmartwień.
Zwłaszcza teraz.
Jednak gdy tylko ujrzała go siedzącego nieruchomo
w swoim ulubionym fotelu, serce dosłownie
przestało jej bić. Jego twarz była szara z niewyspania,
patrzył przed siebie niewidzącym
wzrokiem. Wyglądał strasznie.
Dziadku!
Rzuciła swoje rzeczy za próg i podbiegła do
niego. Kucnęła u jego boku i wzięła jego potężne
dłonie w swoje drobne palce.
Jesteś chory? Wezwać lekarza?
Lainey zaczęła się podnosić, ale palce dziadka
zacisnęły się na jej dłoni, powstrzymując ją.
Nie.
Nawet jego głos brzmiał słabo.
Ale co ci jest? Wyglądasz fatalnie.
Lekarz mi nie pomoże. Przynajmniej nie
w tej chwili.
Powiedz mi poprosiła. Jej własne kłopoty
przestały się w tym momencie liczyć. Zajrzała
Hugh w twarz.
I nagle wszystko wiedziała. Bez jednego jego
słowa wiedziała, że był w kasynie. Opanował ją
strach.
Powiedz mi, dziadku. Co zrobiłeś? nalegała.
Jej głos był teraz spokojniejszy. Przynajmniej
wiedziała, z czym ma do czynienia.
Nie patrzył jej w twarz, lecz spoglądał na swój
ukochany ogród.
Sądziłem, że tym razem będzie lepiej.
Wpiątek wieczorem dostałem telefon z telewizji.
Chcą, żebym nakręcił serię programów na rocznicę
show. Sześć odcinków, Lainey. Wiesz, co to
oznacza, prawda? Znowu będę zarabiał. Zaproponowali
dużo pieniędzy. Więc poszedłem to
uczcić.
O nie. Nie mów tylko, że znowu poszedłeś
do kasyna błagała.
Na początku szło mi dobrze. Byłem na dobrej
drodze, żeby zwrócić Lingowi cały dług, do
ostatniego centa, włączając to, co pożyczyłem
w sobotę i swoją pensję. Lainey zdjął taki
strach, że jęknęła głośno. Wtedy dziadek spojrzał
na nią ze współczuciem. Nie mogłem znieść
tego, że musisz spłacać mój dług. Jesteś moją
wnuczką. Powinienem cię chronić, dawać ci dobry
przykład. Nie powinno być na odwrót. Nie
powinienem dokładać ci zmartwień, obciążać cię
finansowo. Hugh westchnął ciężko. Wiem,
że pracujesz dla Linga, i wiem też, że pojechałaś
na ten weekend tylko po to, by spróbować załatwić
sprawę długu. Nie, nie zaprzeczaj.
Dziadek uniósł rękę, gdy Lainey próbowała
coś powiedzieć. Wysłuchaj mnie. Wiem, że
podkreślałaś, że to tylko praca. Ale wiem też,
jak wygląda praca w weekendy dla tego rodzaju
mężczyzn. A ja... chcę dla ciebie czegoś lepszego...
W jego oczach błysnęły łzy, a następnie jedna
po drugiej zaczęły spływać po jego pobrużdżonej
zmarszczkami twarzy.
Zawiodłem cię, Lainey. Przepraszam.
Lainey uniosła się i objęła dziadka za drżące
ramiona. Nawet kiedy zginęli jej rodzice, dziadek
nie wyglądał na tak zdruzgotanego jak w tej
chwili. Zawsze stanowił dla niej podporę. Zawsze
silny, zawsze ten sam. Pomagał jej rozwiązać
każdy problem. Wiedziała, że to dlatego, by
jej pomóc, nie pogrążał się w żalu po stracie jej
rodziców. Dawał jej do zrozumienia, że fakt, że
Lainey go potrzebuje, pozwala mu wrócić do normalnego
życia. Jeszcze nigdy nie widziała go
szlochającego i rozpaczającego nad jakimś nieszczęściem.
Kiedy zaczął się uspokajać, uklękła przy nim
i położyła głowę na jego kolanach, jak za dawnych
czasów, kiedy było jej ciężko. Głaskał ją
powoli po włosach. Tym razem nie było jednak
owej magicznej uspokajającej siły w jego głaskaniu.
Ile? zapytała w końcu.
Gdy Hugh powiedział jej kwotę, Lainey zrobiło
się słabo. Nawet z jej pensją i z pieniędzmi
z telewizji nie mieli szans tego spłacić.
Szczęście mnie w pewnym momencie opuściło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]