[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kimi rozpieszczonymi, bogatymi idiotkami, pannami młodymi.
Nic dziwnego, że połowa małżeństw kończy się rozwodem.
Jednak mimo swojego wewnętrznego rozgoryczenia nie chciała
wyładowywać swojej frustracji na Alicii. Biedna sekretarka i tak
miała nieszczęśliwy głos. W końcu musiała znosić Madeline
całymi dniami.
-To przynajmniej powiedz jej, że dzwoniłam - powiedziała
wreszcie. - I że muszę wiedzieć, czego sobie życzy.
Westchnienie Alicii było słyszalne.
Spróbuję.
A co z Portią?
Wyjechała.
Wyjechała? Gdzie?
Chyba do Paryża.
Po zakończeniu rozmowy Felicity usiadła, żeby się zastanowić.
Rzeczywiście nie miała wyboru. Nie mogła siedzieć i bębnić
palcami, czekając, aż Madeline łaskawie wyda jej dyspozycje.
Musi przynajmniej zawiadomić dostawców. Dzięki Bogu, że to
nie ona zamawiała suknię ślubną i stroje dla druhen. Madeline
zrobiła to bezpośrednio, więc tutaj Felicity była uratowana.
Przez następne dwie godziny razem z Ritą dzwoniły do wszyst-
kich zainteresowanych, aby ich zawiadomić, że wesele może się
nie odbyć i żeby przygotowali na taką okoliczność rachunki z
tytułu poniesionych wydatków.
Po ostatnim telefonie Felicity głęboko westchnęła.
S
R
-No, zrobiłyśmy wszystko, co w naszej mocy - powiedziała Ri-
cie.
Nie, jeszcze nie wszystko. Felicity zmarszczyła się.
Co masz na myśli? O czymś zapomniałam?
-Musisz jeszcze zadzwonić do Reeda Kelly'ego. W sprawie
zdjęć.
Felicity miała nadzieję, że wyraz jej twarzy nie zdradził wstrzą-
su, jakiego doznała na samo brzmienie jego nazwiska.
-Hmm, zaczekam z tym telefonem. Jeżeli jakimś cudem
Portia zmieni zdanie, obawiam się, że drugi raz nie udzie
li zgody.
Rita przytaknęła.
-Pewnie masz rację.
Zadzwonił telefon. Felicity cieszyła się, że nie musi już rozma-
wiać o niczym, co choćby dalece związane było z Reedem. Nie
chciała się zdradzić.
Nawet to krótkie wspomnienie o nim sprawiło, że rozbolał ją
brzuch.
-Felicity?
Felicity podskoczyła.
-Przepraszam. Nie chciałam cię przestraszyć. Dzwoni Emma.
Felicity poczekała, aż Rita zniknie we własnym gabinecie, i
odebrała słuchawkę.
Emma?
Cześć, Fee. Jak podróż?
Przez jeden przerażający moment Felicity pomyślała, że Emma
wie o Meksyku. W samą porę jednak uświadomiła; sobie, że
Emma, jak zresztą wszyscy inni, którzy dzwoni
S
R
li do niej w zeszłym tygodniu, myśli, że Felicity pojechała do
spa.
-Było świetnie. Musiałam się trochę oderwać od rzeczywistości.
-Wiem. Tak ciężko pracowałaś przez ostatnie lata.
Pełna współczucia odpowiedz Emmy sprawiła, że Feli
city poczuła się jeszcze bardziej winna.
To gdzie byłaś? W Serendipity?
Nie. Nie mieli tam miejsc, bo czekałam do ostatniej chwili. Wy-
próbowałam ten nowy ośrodek w Nowym Meksyku, The Silver
Bell.
Czy to jest w Santa Fe?
Nie, dalej na północ. - Nienawidziła okłamywać Emmy.
No, to mam nadzieję, że dobrze wypoczęłaś i czujesz się jak
nowa.
Tak właśnie jest. Nawet się opaliłam.
To dobrze. Nie mogę się doczekać, kiedy się zobaczymy. Lunch
w przyszłym tygodniu?
Tylko my dwie, czy w większym gronie?
-Myślałam, że we dwie. Pogadałybyśmy sobie.
Ustaliły datę i godzinę, po czym Emma powiedziała, że
ma klienta i musi kończyć. Jej galeria sztuki była miejscem po-
pularnym nie tylko wśród miejscowych, ale i wśród turystów,
więc był tam duży ruch, zwłaszcza w lecie.
Kiedy się pożegnały, Felicity siedziała i patrzyła przed siebie.
Czy Emma coś podejrzewa?
Felicity wiedziała, że ma paranoję, ale nic nie mogła na to pora-
dzić. Pogadałybyśmy sobie". Co to miało znaczyć?
S
R
Wciąż roztrząsała rozmowę z Emmą, kiedy telefon znowu za-
dzwonił. Tym razem była to Alicia Delgado.
-Felicity? Madeline powiedziała, żeby wszystko odwołać. Zlub
na pewno się nie odbędzie. Powiedziała też, żebyś
się nie martwiła o pieniądze. Zdaje sobie sprawę, że i tak
musi za wszystko zapłacić.
Jak dokonałaś tego cudu? Alicia zaśmiała się i ściszyła głos.
To nie ja, to Alex.
Aha. No nic, dziękuję.
Felicity zastanawiała się, czy coś wisiało w powietrzu. Zbyt
wiele panien młodych zmieniało zdanie. Najpierw Emma. Po-
tem Portia. Z determinacją wyparła z głowy Reeda i wszystkie
myśli związane z ich wspólnym tygodniem. To już przeszłość,
już się skończyło. Czas spojrzeć przed siebie. Miała nadzieję, że
Emma nigdy się nie dowie, że skłamała, gdzie naprawdę była w
zeszłym tygodniu.
Dopiero po jedenastej udało się Reedowi wyrwać do biura Feli-
city. Chciał być tam wcześniej, ale miał zbyt wiele pilnych
spraw w Rosedale, a nie mógł obarczać tym wszystkim Maksa,
skoro nie było go przez cały ostatni tydzień. Nie, żeby Max się
skarżył. Wiedział, że zrobiłby bez gadania wszystko, o co go
poprosi.
Kiedy wreszcie zaparkował przed jej biurem, z ulgą zobaczył
srebrną toyotę.
Wciąż nie był zdecydowany, jak chce to rozegrać. W sobotę,
kiedy się zorientował, że wyjechała z Cozumel bez żadnego
wyjaśnienia, był zły, ale ten gniew już zelżał. Zrozumiał, że Fe-
licity się bała, chociaż nie miała powodu bać się płotek ani z
jego strony, ani Maksa.
S
R
Kiedy wszedł do biura, ona i Rita stały przy stole i coś omawia-
ły. Na dzwięk otwieranych drzwi obie się odwróciły. Rita
uśmiechnęła się niepewnie, a twarz Felicity zamarła.
Cze... cześć, Reed - powiedziała.
Cześć. Masz kilka minut? Muszę z tobą o czymś porozmawiać. -
Powiedział to dla Rity.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]