[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tamci do nich dotrą, i mając nadzieję, że zdołają przekonać ich
do przeniesienia się do schroniska. Czasami im się udaje,
czasem nie. Ale zawsze próbują.
Rzadko spotykaliśmy na ulicy nastolatków, ale tamtej
nocy wjechaliśmy w ciemną uliczkę i nie pamiętam, czy
zauważyliśmy namiot, czy stertę kartonowych pudeł, ale
stamtąd właśnie wyszła para jakby żywcem wyjęta z filmu,
okładki płyty albo programu MTV Nigdy dotąd nie widziałam
takich punków. wieki, łańcuchy, czerń i skóra, dziewczyna
nosiła wysokie do kolan buty bojówki. Chłopak miał irokeza,
co prawda przylizanego, ale zawsze, a do tego oboje mieli
mnóstwo kolczyków i tatuaży, jednak mimo tego całego
szaleństwa wyglądali tak pięknie i ekstremalnie, że wszyscy
się uśmiechnęliśmy (oczywiście gdyby moje dzieciaki zrobiły
z sobą coś takiego, miałyby szlaban na sto lat). Jednak tych
dwoje wyglądało naprawdę świetnie. Pogawędziliśmy z nimi
przez chwilę, przekazaliśmy rzeczy i tyle. Nie chcieli od nas
żadnej innej pomocy. Na swój szalony, obrazoburczy sposób
stanowili jeden z najpiękniejszych widoków tej nocy. Nie byli
ostatnią podkręconą piłką rzuconą nam wtedy przez Boga,
spotkaliśmy się z nimi w połowie kursu, ale ich widok
poprawił nam wszystkim humor na jakiś czas.
Mogłabym przytoczyć jeszcze wiele poruszających,
chwytających za serce, zabawnych, wstrząsających i
zaskakujących opowieści o bezdomnych. Jak choćby o
kobiecie, która wyskoczyła ze swojego kartonowego koja w
bramie z okrzykiem:
- Skąd wiedzieliście? Dziś są moje urodziny!
Była wniebowzięta, wszyscy ją uściskaliśmy i złożyliśmy
życzenia urodzinowe. Albo o mężczyznie owiniętym od stóp
do głów w znalezioną gdzieś folię aluminiową, która miała go
ogrzać. Była też kobieta z tuzinem kotów na smyczach, którą
widywaliśmy prawie przez rok. Zawsze bałam się psów na
ulicach. Ludzie spotykani podczas naszych kursów w ciągu
paru minut trafiali do mego serca, ale nie ich pitbule i
wygłodniałe kundle. Mieliśmy dostatecznie dużo spraw na
głowie, by przejmować się jeszcze tym, że możemy zostać
zaatakowani i pogryzieni przez psy. Lubię psy, sama mam
parę, ale psy na ulicach wciąż mnie przerażają. Ekipa często
śmiała się ze mnie z tego powodu. Pokażcie mi faceta, który
wygląda, jakby miał cię zaraz zabić, a stawię mu czoło bez
większych problemów. Ale pokażcie mi psa szczerzącego kły,
a zacznę zwiewać, gdzie pieprz rośnie, i czekając na powrót
reszty zespołu, będę opiekować się pączkami. No dobra, zjem
ze dwa, z wiórkami czekoladowymi, żeby jakoś umilić sobie
to oczekiwanie. Nikt nie jest doskonały
Rozdział 6
Niektóre grozne zdarzenia
Nie wszystkie osoby spotykane na ulicach są przyjaznie
nastawione. Mieliśmy wiele szczęścia i przeżyliśmy zaledwie
kilka groznych zdarzeń. Ogólnie ludzie, których spotykaliśmy,
odnosili się do nas życzliwie i z wdzięcznością, a niekiedy
wręcz z troską o nas. Było jednak kilka wypadków które
upewniły nas, że zawsze musimy mieć się na baczności,
pozostawać czujni i uważni. Odbywaliśmy wyprawy do
obcego, groznego świata. Z łatwością mogliśmy stać się
obiektem, na którym ktoś chciałby wyładować swój gniew,
frustrację lub strach. Jak już wspomniałam, ustaliliśmy, że
pewnych terenów z wiadomych względów będziemy unikać.
Po wielu niepokojących zdarzeniach postanowiliśmy omijać
miejsca, gdzie ludzie żyli w samochodach, starych
ciężarówkach i szkolnych autobusach. Zagrożenie polegało na
tym, że nie mogliśmy zobaczyć, kto jest w środku, ile jest tam
osób i ile może wyskoczyć ze środka, kiedy otworzą się drzwi.
Lubię pracować na otwartej przestrzeni, kiedy widzę wyraznie
całą okolicę wokoło, współpracowników i ludzi
zamierzających w naszą stronę. Nie znoszę niespodzianek, a te
autobusy i ciężarówki mogły zagwarantować nam mnóstwo
nieprzyjemnych niespodzianek. Po kilku takich incydentach
postanowiliśmy ich unikać. I ogólnie rzecz biorąc, bywaliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]