[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie chcę kawy!- Chcę wiedzieć, co tu się stało! Chcę zobaczyć Michaela!
- Nie - odmówił zdecydowanie. - Zostanie pani tutaj. Niech się pani tylko ruszy
czy zacznie siÄ™
wtrącać, a siłą wepchnę panią do cię\arówki. Rozumie pani?
Megan zatrzęsła się z gniewu i bezsilności, ale w końcu potaknęła.
- Nię będę ... nie będę przeszkadzać.
- To dobrze. - George skinÄ…Å‚ na stojÄ…cego w pobli\u policjanta. - Ona w tym
nie brała udziału, w
ka\dym razie nie z własnej woli, ale lepiej spisz jej zeznania. No dobra,
chłopcy - podniósł głos,
idąc w kierunku centrum wydarzeń - wezwijcie przez radio cię\arówki i
zacznijcie odstawiać tych
przyjemniaczków do komendy. Trzymajcie ich osobno, nie chcemy, by ich
histońe brzmiały zbyt
podobnie. No no no, co te\ my tutaj mamy?
Zatrzymał się i pochylił nad otwartymi walizkami.
Związane paczki banknotów zaszczycił jedynie przelotnym spojrzeniem, ale
na widok matryc
zagwizdał przeciągle.
Wyjął jedną z matryc z miękkiej przegródki, by dokładniej jej się przyjrzeć i
rzucił spojrzenie na
Giancarla, unoszÄ…c brwi.
- To chyba wyjaśnia, dlaczego chciałeś osobiście dopilnować akurat tej
transakcji. Prawdziwe
cacka, nie? Mendoza odwalił kawał dobrej roboty w tej Brazylii. Szkoda tylko,
\e działał pod
czujnym okiem jednego z naszych ludzi.
Ręce Giancarla były skute kajdankami, ale zaciśnięte pięści wskazywały, \e
słowa George' a go
poruszyły.
I George zerknął na poplamione krwią prześcieradło, naciągnięte na ciało
Gina Romaniego, po
czym przeniósł wzrok na nagle znieruchomiałą grupkę ludzi otaczających
drugÄ…, le\Ä…cÄ… na asfalcie
postać.
- Mo\e chciałbyś nam dokładniej opowiedzieć, co się tu działo, co?
- Ich siÄ™ spytaj - warknÄ…Å‚ Giancarlo.
George skrzywił się, widząc, \e lekarze zaczęli zwijać środki opatrunkowe i
usuwać torby z
kroplówkami. Złapał spojrzenie jednego z pielęgniarzy, który pokręcił
przecząco głową nad ciałem
Michaela. Giancarlo te\ zauwa\ył ten gest.
- Zemsta, przyjacielu - powiedział George z obrzydzeniem. - Bardzo silny
motyw działania.
Musiałeś mu chyba naprawdę dopiec do \ywego. Nazywał się Vallaincourt,
nie?
Giancarlo wypluł z siebie przekleństwo i odwrócił się.
- Hej, niech się pan tak nie złości, panie GiancarIo. Psuje pan radosny
nastrój.
- Ciesz się, póki mo\esz, stary, bo to - Giancarlo uniósł w górę skute dłonie i
parsknÄ…Å‚ pogardliwie -
zniknie, zanim skończysz wypełniać papiery.
George uśmiechnął się.
- No, ja na twoim miejscu jeszcze bym nie liczył pieniędzy na kaucję. Przede
wszystkim masz dość
atramentu na palcach, by samemu powypełniać papiery, nie mówiąc ju\ o
zapewnieniu roboty na
całą noc naszym specom od daktyloskopii. Strasznie niechlujnie to załatwiłeś,
Vince.
Będziesz znacznie starszy ni\ ja teraz, zanim twoim prawnikom uda się coś
wymyślić, by cię
wydostać z pudła. Zakładając, oczywiście, \e w ogóle będziesz chciał się
stamtąd wydostać, gdy
Carlos Vannini usłyszy, jaki numer próbowałeś wykręcić. Jest mo\e stary, ale
wciÄ…\ bystry.
Giancarlo spojrzał wściekle i wyrzucił z siebie serię włoskich przekleństw.
- Tak, jasne, myślę, \e to dotyczy tak\e i twojej matki.
- George skinął na jednego ze swoich ludzi. - Zabierz stąd tego śmiecia.
Gdy ju\ ostatni pojazd z aresztowanymi odjechał po szutrowej drodze,
George kazał wygasić część
świateł. Zatrzymał się przy karetce, by zamienić kilka słów z lekarzami, po
czym klęknął przy ciele
Michaela. Raz czy dwa pokręcił głową i podrapał się w łysinę.
Ze zmarszczonymi brwiami wrócił do miejsca, gdzie Megan nerwowo chodziła
w kółko, trzymając
w dłoni nietknięty kubek z kawą. Ramiona młodej kobiety przykrywał wełniany
koc.
- Powinienem byÅ‚ ju\ dawno przejść na emeryturÄ™ ¬mruczaÅ‚ George. -
śadnych wrzodów \ołądka.
\adnych telefonów wyciągających mnie z łó\ka o drugiej nad ranem. śadnych
więcej bzdur.
Wlepił wzrok w twarz Megan, najwyrazniej niezbyt szczęśliwy z powodu tego,
co miał jej do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]