[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jaśniało świtaniem w oknie pokoju, kiedy Hanka przymknęła znużone
oczy. Czerwony poranek zbudził ją chyba natychmiast, bo zerwała się
nieprzytomnie na głos internatowego dzwonka.
Haneczko, już dzień! szeptała Danusia, patrząc na Hankę spod burej
czupryny zmierzwionych na poduszce włosów. Czy to prawda? Czy to
już dziś? To jest najpiękniejszy dzień mojego życia!
Droga do domu
Ufff! sapnęła Danusia, stawiając ciężką walizkę na żwi-j rowanym
podjezdzie przed stacją w Głazach.
Sobotni ruch wieczorny kipiał na dworcu niewielkiego miasteczka.] Kilku
wsiadających podróżnych czyniło rwetes na peronie. Stukotały hamujące
parowozy. We wszystkie strony biegali zaaferowani kolejarze. Było
jeszcze widno, ale na placu przed dworcem kołysały się seledynowe lampy
pośród liści rozłożystych kasztanów.
Zupełnie go nie ma zatroszczyła się Hanka, daremnie wypatrując
zapowiedzianego przez ciotkę Marysię ojca.
To co my zrobimy? w głosie Danusi drżał niepokój. To co teraz?
Poczekamy jeszcze trochę, moja miła, a potem pójdziemy na własnych
nogach rzuciła Hanka nie przestając się rozglądać.
70
__Jak to? Tyle drogi? Po nocy? nie dowierzała Danusia siadając na
walizce.
Phi, to tylko dziewięć kilometrów. Dwie godziny drogi. A do nocy
daleko. Tak jest u nas. kochanie stwierdziła bez radości Hanka.
Chyba żartujesz? Chcesz mnie tylko przestraszyć, prawda?
płochliwie dopytywała się Danusia.
Teraz jest wpół do dziewiątej spojrzała Hanka na duży zegar
dworcowy to znaczy, że na jedenastą będziemy w domu. Nic na to nie
poradzę. Wstawaj, moja droga, idziemy!
A walizki? Kto to udzwignie? nie ruszała się z miejsca Danusia.
Zabierzemy. Tu nie ma przecież służby, lokaj nie wezmie nam rzeczy
do powozu!
A taksówki? Są chyba taksówki w tym mieście? nie ustępowała
Danusia.
Są. Nawet osiem. Tylko maleńki warunek: masz sześćdziesiąt złotych?
Płacisz?
Mam! Pewnie, że zapłacę ożywiła się Danusia. Czemu zaraz nie
mówiłaś, tylko straszysz człowieka.
Sześćdziesiąt złotych? Ty byś dała? Taki majątek? Ja na to nie
pozwolę, nie wolno tak szastać groszem powiedziała Hanka stanowczo.
Właśnie, że dam! To ostatecznie moje pieniądze i moja sprawa.
Dusigroszem nie byłam nigdy. Nie pójdę po nocy w nieznany kraj i nie
będę dzwigać tego jarzma tyle kilometrów!
To jedz sama, ja pójdę zdecydowanie stwierdziła Hanka.
Jak to: sama? niepewność zatrzepotała w słowach Danusi.
Tak, jedz sobie z nieznajomym taksówkarzem, niech cię po drodze
udusi i wyrzuci do rzeki. Już tak było raz z jedną panną, jadącą po nocy
przygodnym autem. Wyłowili zwłoki po dziesięciu dniach. Nie wierzysz?
Rzeczywiście! zaśmiała się Danuta. Akurat! Przecież
pojedziemy obie. To raczej szofer będzie się nas obawiał, bo przecież
pasażer może go zamordować. Nie słuchasz radia? Nie oglądasz telewizji?
Gdzie jest postój taksówek? Można zadzwonić z tej stacji?
71
Danka, nie zaczynajmy od niemądrej kłótni o głupią jazdę do domu. Ty
nawet nie wiesz, że żaden kierowca nie dojedzie tą drogą do Korowca. To
nie jest asfalt, to nie jest szosa. Taką garbatą drogą przez wertepy może
tylko furmanka telepać się o tej porze. Albo można iść sobie spacerkiem,
otłukując palce w butach o kamienie. Ja .cię nie straszę, tylko się martwię,
co się stało w domu, że tata nie przyjechał. I ja myślałam, że to będzie
wspaniałe tak jechać z tatą i z tobą do Korowca. I ja chciałam, żebyś ty się
cieszyła, a tymczasem cały dzień dzisiejszy jest pechowy. W pociągu
stałyśmy na! jednej nodze przez tyle godzin, tu nie przyjechał tata, a kiedy
było dzisiejsze rano w internacie, to już w ogóle nie pamiętam...
No, nareszcie jesteś znowu miła! ucieszyła się Danusia.
Nareszcie rozchmurzyłaś twoją gniewną twarz, którą nosisz od rana,
jakbyś pożyczyła od kogo. Haneczko! To jest przecież przygoda, takie
nieudane spotkanie z twoim tatusiem. I my musimy w tej przygodzie
zachować zimną krew i rozsądek...
Danusia urwała nagle w pół zdania, bo od kiosku z piwem ruszyli ku nim
dwaj długowłosi,
Cizie bez przydziału? Trzeba było zaraz do nas!
Jak rany koguta, ta biała jest całkiem fajna! Patrz, z tarczami. To jakieś
sikorki kształcone!
Rechotał śmiech pozostałych przed kioskiem młodzieńców. Patrzyli na
stojące dziewczęta z ciekawą chciwością. Co to będzie za kino, gdy ci
dwaj poderwią" nieznajome na ich oczach! Ale nie byłoi kina, bo Hanka
pierwsza zerwała się do odejścia z tego placu, a za nią ruszyła Danusia.
Obie bez słowa dzwigały swoje walizki w @>= spiesznym biegu w stronę
peronu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]