[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chodzeniu po górach. Zawsze się odpowiednio zabezpieczam.
Nie było żadnego niebezpieczeństwa.
Nie wspomniał o ptakach do chwili, gdy dojechawszy na
miejsce, nie wypiliśmy herbaty. Skończywszy myć naczynia
weszłam do pokoju i zobaczyłam Neila usiłującego zapiąć swe
górskie buty. Z jedną unieruchomioną ręką nie było to łatwe.
- Gdzie ty się, do diabła, wybierasz? - Uklękłam przed
nim i pomogłam mu zapiąć klamry.
- Muszę zobaczyć pisklę, Rosie. Jeśli przerwę obserwację,
moje notatki będą do wyrzucenia. Wiem, że to głupie, ale
niepokoję się o te ptaki.
Chwycił mnie za brodę i unosząc moją głowę, pocałował
mnie w czoło.
- Nie, Neil. Nie możesz iść. To byłoby szaleństwo. Ja
pójdę.
Przyniosłam z kuchni buty i usiadłam, by je zawiązać.
- Rosie. - Podniosłam wzrok, zaskoczona tonem jego
głosu. - Nie pozwolę ci tam wchodzić. %7łałuję, że zacząłem
mówić o tych nieszczęsnych ptakach. - Zamilkł i nie odzywał
się długo. Zaczęłam podejrzewać, że coś jest z nim nie w
porządku.
- Gdyby coś ci się przytrafiło - odezwał się w końcu -
nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
Twarz mu zbielała. Miałam wrażenie, że ma trudności z
mówieniem.
- Ale nic się nie stało. - Wstałam i podeszłam do niego. -
Neil, wszystko w porządku? Boli cię ramię?
Zaprzeczył. Nie wiedziałam, co sądzić o jego zachowaniu.
Wchodził na to zbocze wiele razy i o siebie raczej się nie bał.
Jego obawa o mnie była niezwykła i dziwna. Było to dość
łatwe podejście i musiał sobie zdawać z tego sprawę. Doszłam
do wniosku, że znaczę dla niego więcej niż sądziłam. Serce mi
zabiło. Chwycił mnie za rękę i ścisnął mocno.
- Proszę, Rosie, zapomnijmy o tym. To nie ma żadnego
znaczenia.
- Wiesz, że tak nie jest - odrzekłam łagodnie. - Naprawdę
nie wchodziłabym tam, gdyby to było niebezpieczne. To
podejście jest bardzo łatwe.
Wstał i położył dłoń na moim ramieniu. Przez moment
sądziłam, że chce mnie powstrzymać siłą, ale teraz byłam już
zdecydowana. Jego strach wydawał mi się całkowicie
irracjonalny. Nawet gdybym znała wtedy prawdę... myślę, że
dalej bym się upierała. .
- Chodz, Neil. Jeśli będziemy zwlekać, przypływ zaleje
plażę. Nie martw się, dam sobie radę z tym podejściem.
- To jest właśnie to, co ona... - Puścił moją rękę. Chociaż
bladość ustępowała z twarzy Lamonta, czułam, że coś bardzo
poruszyło tego młodego mężczyznę. Nie wiedziałam jednak
co.
- Kto? - spytałam zdawkowo, idąc w kierunku plaży.
Nie odpowiadał. Nasze buty zazgrzytały na kamieniach
przy wejściu do Crying Cove. Stanęliśmy u podnóża zbocza.
Spojrzałam w górę i westchnęłam z bólem. Resztki gniazda
pokrywały ściany klifu, a nieżywe pisklę leżało tuż nad
naszymi głowami.
- O nie! Biedne maleństwo, musiało wypaść z gniazda.
Czy ptaki zniszczyły...?
Spojrzałam na skamieniałą twarz konserwatora.
- Nie. Ktoś celowo zniszczył gniazdo i zabił pisklę.
- Dlaczego? Jak można zrobić coś takiego? Znalazłam
oparcie dla nogi, podniosłam się do góry i ściągnęłam
martwego ptaka. Jego wytrzeszczone oczy i otwarty dziób
wyglądały przygnębiająco.
- To kolejne ostrzeżenie, Rosie - powiedział Neil.
Zaniosłam pisklę na brzeg i oddałam martwe ciało falom. Azy
zamgliły mi oczy. Mój smutek nie tyle powodowało to biedne
zwierzę, co przede wszystkim współczucie dla mężczyzny,
którego kochałam całym sercem.
Obróciłam się w jego stronę, niewiele widząc przez łzy.
Objął mnie.
- Nie płacz, Rosie.
- Nie płaczę. - Przycisnęłam twarz do szorstkiej
powierzchni tweedowej marynarki ukochanego. - To takie
okrutne.
Przycisnął mnie mocniej. Objęłam go za szyję.
Podniosłam głowę i nasze spojrzenia spotkały się.
- Rosie - szepnął i pokrył delikatnymi pocałunkami moje
policzki. Gdy odnalazł moje usta, oddałam się namiętności
jego warg. Trwaliśmy spleceni w uścisku, gdy nagle dobiegł
nas krzyk ptaków i posypały się kamienie.
Odskoczyliśmy od siebie.
- Szybko! - Chwycił mnie za rękę i wciągnął pod skalną
przewieszkę. Kamienie wciąż leciały.
- To dziwne - powiedziałam. - Jeśli ktoś przedtem
poruszył skały, to powinny już dawno spaść.
- Zgadza się. Ktoś zatem musiał je zepchnąć.
- Zepchnąć? - powtórzyłam głupio. - Sądzisz, że ktoś
chciał nas przestraszyć?
- Albo upewnić się, ze zrozumiałem ostrzeżenie.
- To szaleństwo! - krzyknęłam. - Jakie ostrzeżenie?
- Nieważne. Wracajmy. Idz blisko zbocza.
Byłam bardzo przestraszona, choć starałam się tego nie
okazywać. Kiedy dotarliśmy do domku Neila, z radością
opadłam na krzesło.
- Wyglądasz tak, jakbyś zobaczyła ducha. - Wziął z szafy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]