[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Być może... - zaczął.
Nie powinien. Gniew Ellany jeszcze nie osłabł. Interwencja marzyciela dodatkowo ją rozwścieczyła.
- A ty siedz cicho! - krzyknęła. - Jesteś tylko nędzną szmatą, tchórzem i głupcem. Jest więcej
odwagi w małym palcu Salima niż w całym twoim ciele marzyciela. Leżałeś plackiem, podczas gdy te
dzieci walczyły, budzisz wstręt!
Artis odebrał każde z tych zdań jak uderzehie w twarz. Najpierw poczerwieniał, następnie zbladł. Jego
policzek zadrgał nerwowo, a kiedy się odezwał, z trudem panował nad drżeniem głosu.
- Zapominasz, że widziałem twoje ręce - wycedził, a każde z jego słów nasączone było jadem.
Rozległ się metaliczny świst i w dłoni młodej kobiety zalśniło stalowe ostrze. Maniel chciał ingerować,
ale powstrzymał go Edwin.
- Zostaw! - rzucił. - Nie powinien nigdy tego powiedzieć.
Ton jego głosu był twardy, nieznoszący sprzeciwu, i żołnierz usiadł.
Ellana zbliżyła się powoli do Artisa. Poruszała się z kocim, prawie hipnotyzującym wdziękiem i Camille
zdało się nawet, co było nieprawdopodobne, że z jej gardła wydobywa się pomruk. Marzyciel wstał z
trudem. Ellana znajdowała się o metr od niego.
Zdawało się, że na zebranych rzucono czar. Wszyscy byli jak sparaliżowani. Nie słychać było nawet ich
oddechów.
Camille uświadomiła sobie, że nawet wytężając całą siłę woli, nie potrafi wykonać najmniejszego
ruchu. Przypomniała sobie, jak zahipnotyzował ją bojownik Chaosu. Odczucie było identyczne.
Młoda kobieta wyciągnęła rękę i złapała marzyciela za kark. Drugą przycisnęła ostrze sztyletu do jego
gardła. Następnie bezceremonialnie przyciągnęła mężczyznę do siebie i zaczęła mówić do jego ucha.
Pomimo zupełnej ciszy nikt nie usłyszał ani słowa z tego, co powiedziała. Twarz Artisa z bladej stała
się przezroczysta. Wielkie krople potu pojawiły się na jego czole, po czym spłynęły na policzki. Kiedy
Ellana puściła go, jego szyja naznaczona była długą, czerwoną pręgą. Ellana popatrzyła na Artisa z
pogardą i się odwróciła.
- Idę zaczerpnąć powietrza. Zawołajcie mnie, kiedy będziemy wyruszać w dalszą drogę -
oznajmiła i oddaliła się, nie czekając na odpowiedz.
Artis Valpierre bardziej opadł, niż usiadł, podczas gdy Bjorn potrząsał głową, jakby właśnie ocknął się
ze snu.
- Co to za historia? - mruknął. - Co takiego szczególnego jest w jej rękach?
- Chcesz iść jej zapytać? - odparł sucho Edwin.
- Eee... nie, raczej nie!
- A więc zamknij się i zapomnij o tym!
Camille nie była pewna, na kogo zły jest Edwin. Zrozumiała, kiedy podszedł do Artisa.
- Ellana jest cieniołazem - oświadczył głosem pozbawionym emocji. -1 kiedy zajmowała się
tobą, użyła swych umiejętności, żeby nas unieruchomić. Znam niektóre z technik jej gildii i mogłem
się poruszyć. Ale przysięgam, że gdyby postanowiła poderżnąć ci gardło, nawet bym nie drgnął.
Marzyciel był załamany. Edwin zadał mu ostateczny cios.
- Twoje życie wisi na włosku, Artis. Ellana w każdej chwili może zmienić zdanie. Gdybym był na
jej miejscu, nie zastanawiałbym się ani chwili.
Następnie fechtmistrz odwrócił się do pozostałych, którzy w zdumieniu wysłuchali jego przemowy.
- Ruszamy w dalszą drogę! - rzucił. - W tym miejscu panuje niezdrowa atmosfera.
Ellana dołączyła do grupy w chwili wyjazdu. Wydawało się, że przekreśliła ostatnie zdarzenia, i na jej
twarzy znowu pojawił się uśmiech. Przeprosiła nawet mistrza Duoma.
- Poniosło mnie trochę - wytłumaczyła się.
- Nie, z pewnością miałaś rację, mówiąc to, co powiedziałaś, chociaż nieprzyjemnie było mi to
usłyszeć. %7łądamy wiele od Ewilan i to prawda, że muszę trochę pohamować moje wymagania.
Camille, która słuchała uważnie, kiwnęła głową i analityk to zauważył.
- Będziemy pracować, Ewilan - obiecał. - I postaram się być cierpliwym nauczycielem.
Następnie odwrócił się do Ellany.
- Niemniej jednak - dorzucił, krzywiąc się - doceniłbym, gdybyś następnym razem
powstrzymała się od nazywania mnie starym,osłem.
Ellana wybuchnęła śmiechem i jej wesołość przywróciła uśmiech na twarzach pozostałych
podróżnych. Tylko jadący z tyłu Artis Valpierre nadal pogrążony był w ponurych myślach.
Trzy tysiące łat! Na tyle szacuje się obecność ludzi w Gwendalavirze. A wcześniej? Wszystko wskazuje
na to, że pochodzimy z drugiego świata. Migracja, o ile można użyć tego terminu, doprowadziła
naszych przodków aż tutaj. Duże przejście w bok! Elis Mil' Truif, mistrz rysunku Akademii w Al-
Jeitmaisi zaatakowali ich w środku popołudnia.
Dotarli wtedy do dna wąwozu i Salim przyglądał się z niepokojem wznoszącemu się przed nimi
długiemu zboczu, kiedy rozległy się krzyki. Edwin odwrócił się i wyrzucił z siebie serię przekleństw.
Droga w tym miejscu była dość prosta i horda widoczna była wyraznie na szczycie przełęczy, którą
przebyli.
Camille wzdrygnęła się z obrzydzenia. Raisi znajdowali się jeszcze daleko, przynajmniej w odległości
trzystu metrów, ale już widziała, jak bardzo byli odrażający.
Byli niżsi od ludzi, ale o wiele bardziej przysadziści. Poruszali się kołyszącym się krokiem, ich ruchy
były chaotyczne. Mieli na sobie zle dobrane kawałki zbroi i dzierżyli różnorodną broń - od mieczy do
oszczepów, poprzez cepy bojowe i maczugi. Wydając dzikie wrzaski, puścili się w ich kierunku w dół
stoku. Było ich około pięćdziesięciu.
Edwin rozejrzał się dookoła, zatrzymał wzrok na czekającej ich stromej drodze i rzucił rozkaz:
- Zsiąść z koni! Zostawić wszystko oprócz broni i za mną!
Edwin rozgarnął krzaki rosnące przy drodze, odsłaniając
zaledwie widoczne przejście, z pewnością ścieżkę jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Ruszył nią pierwszy,
krzycząc:
- Ewilan za mną! Bjorn i Maniel z tyłu! Jeżeli się zbliżą, zróbcie wszystko, żeby ich zatrzymać! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •