[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swoją niby-żoną.
- W życiu nie słyszałem o czymś takim, jak niby-żona.
- W moim przypadku jest to kobieta, która nie chciała nigdy wyjść za
mąż i która sądziła, że nie nadaje się na żonę. Mogę jeszcze dodać, że
czuję się nieswojo, ponieważ bardzo mi się podobasz i żywię dla ciebie
110
R S
pewne uczucia. I to, że umiesz radzić sobie ze mną, jest zapewne dla ciebie
samego prawdziwą niespodzianką.
Milczenie, jakie zapadło po jej słowach, było tak brzemienne w
sekretne nadzieje i obawy, że Amy modliła się, by coś wybawiło ją z
opresji.
- Dlaczego dziś tu przyszłaś?
- Już ci mówiłam. Chciałam ci sprawić niespodziankę i... - Urwała.
Za bardzo się już odsłoniła.
Poczuła, jak Justin okręca sobie wokół palca kosmyk jej włosów,
który wysunął się z misternie upiętej fryzury.
- Poza tym chciałam, żebyśmy spędzili ze sobą trochę czasu bez
dzieci. Kilka minut tylko we dwoje.
- Te kilka minut we dwoje to zupełnie dobry pomysł, ale nie
powinnaś się była tak ubierać - powiedział Justin, głaszcząc lekko jej szyję.
Amy zamarła. Rzeczywiście, sama czuła się w tym zgromadzeniu nie
na miejscu, a on tylko ją w tym mniemaniu utwierdzał.
- Nie podoba ci się? - zapytała, okręcając się. - Dlaczego? Sądziłam,
że całkiem niezle wybrałam ten strój, zważywszy, że normalnie ubieram
się jak nauczycielka szkoły podstawowej.
- Ależ nie. Jesteś bardzo ładnie ubrana. I świetnie wyglądasz w tym
kompleciku. Problem w tym, że wszyscy faceci na tej sali marzyli tylko o
tym, by cię zobaczyć bez tych fatałaszków.
- Ach tak... - Amy poczuła, jak cały bunt ulatuje z niej niczym z
przekłutego balonu. Zerknęła na Justina i po raz któryś zauważyła, jak
świetnie prezentuje się w smokingu. Zaintrygowana, spojrzała mu prosto w
oczy i powiedziała:
111
R S
- Mam pytanie. Czy wśród tych wszystkich facetów, którzy o tym
marzyli, byłeś także ty?
ROZDZIAA JEDENASTY
Justin podszedł powoli do Amy i spoglądał na nią z góry. Był tak
blisko, ale wciąż nie dość blisko, pomyślała. Jej serce zabiło mocno, gdy
ujrzała wyraz jego twarzy. Wyciągnął rękę i ujął ją pod brodę.
- Teraz moja kolej - odezwał się.
Z wrażenia Amy zaparło dech w piersi.
- Twoja kolej?
- Cały czas jesteś zajęta zbawianiem świata. Pora, żebyś teraz mnie
zbawiła.
Amy nie mogła uwierzyć własnym uszom. W jego ustach brzmiało
to po prostu śmiesznie. Był taki silny, bardzo zrównoważony, i dobrze
wiedział, czego chce. Kto jak kto, ale Justin z pewnością nie należał do
mężczyzn, których trzeba zbawiać.
- No, może byłam tego bliska, kiedy cię wiozłam do szpitala -
powiedziała stłumionym głosem.
- Wolałbym, żebyś była jeszcze bliżej - powiedział i opuścił głowę,
by pocałować ją w usta.
Nie spieszył się, tak jakby wiedział, że Amy potrzebuje czasu oraz
uwagi z jego strony. Kilku minut spokoju, wolnych od presji zewnętrznego
świata. Teraz nie musiała się martwić, że w każdej chwili mogą wpaść do
pokoju dzieci albo zadzwoni telefon, albo pani Hatcher złoży im niespo-
112
R S
dziewaną wizytę. Kilka chwil tylko dla nich obojga. Usta przy ustach,
serce przy sercu.
Amy zdawała sobie sprawę z rosnącej siły swych uczuć dla Justina.
Tak silnych uczuć do mężczyzny nigdy dotąd nie doświadczyła.
Nie mogła znalezć odpowiednich słów, a może bała się je
wypowiedzieć. Musiała w inny sposób go o nich przekonać. Tymczasem
Justin całował ją coraz namiętniej, coraz bardziej niecierpliwie.
- Za szybko - mruknął. - Zawsze pragnę cię za szybko. Muszę trochę
zwolnić. Chcę cię całować całą... - Mówiąc to, ściągnął jej przez głowę
czarny sweterek.
Amy, która także pragnęła poczuć dotyk jego skóry, pomogła mu
zdjąć koszulę. Po chwili obydwoje, mocno przytuleni i objęci ramionami,
stali, czując bicie swoich serc i nie mogąc się od siebie oderwać. Porwała
ich fala namiętności i uniosła daleko, wysoko, głęboko...
Wreszcie, gdy oboje ochłonęli, Justin odezwał się:
- To niesłychane, ale ciągle mi ciebie za mało.
Amy westchnęła i przymknęła oczy. Pomyślała, że choć przez chwilę
pozwoli sobie zdać się na jego siłę. Czy nie byłoby cudownie, gdyby
zawsze mogła liczyć na jego obecność, na jego oparcie? Na myśl o tym
ogarnęła ją wielka radość. A może rzeczywiście tak się stanie, może nie
będzie temu końca?
Justin, pomagając jej się ubrać, powiedział:
- Bardzo mi z tobą dobrze. Chciałbym, żeby już tak zostało. Na jak
długo zaangażowałaś opiekunkę do dzieci? Na tydzień? - zapytał i zerknął
na nią, udając, że mówi poważnie.
- Nie żartuj - roześmiała się. - Kiedy wybije północ, zamienię się w
dynię.
113
R S
Spojrzawszy na zegar, Justin zauważył, że zrobiło się pózno, i jęknął:
- Przyjdzie czas, kiedy zatrzymam cię na całą noc - ostrzegł.
Amy zadrżała z rozkoszy, słysząc te słowa.
- Pod warunkiem, że nikt nie będzie chorował i że znajdziemy
odpowiednią opiekunkę do dzieci - powiedziała z uśmiechem. - I że będzie
sprzyjająca konfiguracja gwiazd.
- To wszystko musi nastąpić szybko - zapewnił ją Justin.
Zaprowadził ją do jej garbusa, pomógł wsiąść i pocałował, zanim
odjechała, po czym poszedł do swojego samochodu.
Ale w drodze do domu owładnęły nią mniej wesołe myśli. Pewne
bardzo ważne sprawy w ogóle nie uległy zmianie. Zgodzili się oboje, że to
małżeństwo będzie trwało dwa lata. Podpisali umowę, w której zostały
wyszczególnione warunki rozwodu. Byli też zgodni co do tego, że się nie
kochają.
Ta ostatnia myśl była dla niej tak bolesna, jak pchnięcie nożem.
Justin dojechał do domu pierwszy i zapłacił opiekunce, zanim Amy
zdążyła otworzyć torebkę.
- To nie było konieczne - powiedziała. - Mogłam to sama zrobić.
Justin spojrzał na nią uważnie i przekonał się, że znów sprawia
wrażenie spiętej. Ciekaw był dlaczego. Zdziwiło go, że ta namiętna
kobieta, z którą dopiero co szybował nieomal w przestworzach, w czasie
krótkiej drogi do domu zdążyła wznieść między nimi niewidzialny mur.
- Stałaś się bardzo milcząca - zauważył.
- Bo jestem zmęczona. I muszę zaraz pójść do Emily, obiecałam, że
po powrocie ją ucałuję.
- W porządku.
Amy przygryzła wargę i popatrzyła mu prosto w oczy.
114
R S
- Byłeś naprawdę cudowny... podczas prelekcji i potem. Tak, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •