[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szkodzić - a więc pozostaniesz niewolnikiem.
- Mogłem się tego po tobie spodziewać. - W głosie Mikaha dzwięczała zimna wściekłość. - Jesteś
kundlem, a nie cywilizowanym człowiekiem. Nie dam słowa, że będę ci dopomagać w
jakikolwiek sposób. Wstydzę się, że w swej słabości mogłem kiedyś dopuścić do siebie taką myśl.
Jesteś złem, ja zaś poświęciłem całe swe życie na to, by zwalczać zło. A więc będę walczył.
Jason uniósł rękę do uderzenia, ale zamiast zadać cios, wybuchnął śmiechem.
- Nigdy nie przestaniesz mnie zdumiewać, Mika-hu. Wydaje się, że to niemożliwe, by ktoś był tak
nieczuły na fakty, logikę, realność lub na to, co
powszechnie nazywa się zdrowym rozsądkiem. Jestem zadowolony, że przyznałeś, iż walczysz ze
mną. Dzięki temu łatwiej będę mógł zachować czujność. A żebyś nie zapomniał i nie zaczął się
znowu spoufalać, zostaniesz niewolnikiem i będziesz traktowany jak niewolnik. Aap się więc za
ten dzbanek z kamionki, zawołaj strażnika i idz przynieść wody stąd, skąd zazwyczaj przynoszą ją
niewolnicy.
Obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju wciąż kipiąc z gniewu. Próbował wykrzesać z siebie
choć cień entuzjazmu na myśl o posiłku, tak starannie przygotowywanym przez Ijale.
Jason siedział z pełnym żołądkiem i grzał nogi przy ogniu. Czuł się nieomal przyjemnie. Ijale
siedziała w kucki przy kominku, powoli i niezgrabnie zszywając skóry wielką, żelazną igłą, a z
drugiej komnaty dobiegało wściekłe pobrzękiwanie łańcuchów Mikaha. Było pózno i Jason czuł
się już zmęczony, ale obiecał Hertugowi listę cudów i chciał ją ukończyć przed pójściem spać.
Uniósł głowę, słysząc zgrzyt klucza w drzwiach wejściowych. Do pokoju wkroczył Benn't w
towarzystwie żołnierza niosącego potrzaskującą pochodnię.
- Chodz - powiedział Benn't, wskazując drzwi.
- Gdzie i po co? - zapytał Jason myśląc z niechęcią o wilgotnym wnętrzu wieży.
- Chodz - powtórzył Benn't takim samym niesympatycznym tonem i wyciągnął zza pasa krótki
miecz.
- Zaczynam cię nie lubić - oświadczył Jason
wstając z ociąganiem. Nałożył swą futrzaną kamizelkę i wyszedł, mijając ponurą postać Mikaha.
Strażnika przy drzwiach nie było, ale dostrzegł ledwo widoczny w świetle pochodni jakiś ciemny
kształt na podłodze. Czy był to strażnik? Jason zaczął się odwracać i w tej samej chwili usłyszał,
jak drzwi zatrzasnęły się z hukiem i poczuł jak czubek miecza Benn'ta przebił jego skórzane
ubranie i ukłuł go tuż nad nerkami.
- Powiesz choć słowo albo poruszysz się, to umrzesz - zazgrzytał w jego uszach głos oficera.
Jason przemyślał sprawę i postanowił się nie ruszać. Grozba wcale go nie zaniepokoiła, ponieważ
był pewien, że zdoła rozbroić Benn'ta i zaatakować żołnierza, zanim zdąży on wyciągnąć broń,
ale zaciekawił go nie przewidziany rozwój sytuacji. Miał poważne podej-, rżenia, że wszystko to
dzieje się bez wiedzy Hertuga i zastanawiał się, co będzie dalej.
Natychmiast pożałował swojej decyzji. Do ust wepchnięto mu obrzydliwą szmatę i
przymocowano rzemieniami, które wpijały się mu w kark i policzki. W tej samej chwili związano
mu ręce i przystawiono mu do boku drugi miecz. Wszelki opór był już niemożliwy, chyba że za
cenę wielkiego ryzyka, poszedł więc pokornie schodami w górę, na płaski dach budynku^
%7łołnierz zgasit pochodnię i ogarnęła ich czerń nocy. Zacinał deszcz ze śniegiem. Niepewnie szli
po śliskich płytach. Parapet był zupełnie niewidoczny w ciemności i kiedy Jason dotarł do niego,
potknął się i wyleciałby, gdyby żołnierz nie odciągnął go do tyłu. Szybko, w milczeniu założyli
mu linę pod ramiona i opuścili przez krawędz. Jason klął pod swym kneb-
lem, zderzając się co chwila z nierówną ścianą budynku. Zetknięcie z zimną wodą było
wstrząsem. Ta strona wieży Perssonoj opadała do kanału i Jason wisiał, zanurzony do pasa, aż do
chwili, gdy z mroku nocy wyłonił się ledwo widoczny kształt łodzi. Brutalnie wyciągnięto go z
wody i ciśnięto na dno, a w kilka chwil pózniej łódz zakołysała się znowu. To porywacze spuścili
się po linie i zeskoczyli tuż obok niego. Wiosła pisnęły w dulkach i popłynęli. %7ładnego alarmu
nie było.
Ludzie w łódce nie zwracali na niego uwagi. W gruncie rzeczy używali go zamiast podnóżka,
dopóki nie udało mu się odczołgać na bok. Z pozycji leżącej, w jakiej się znalazł, trudno było
cokolwiek zobaczyć aż do chwili, gdy ukazało się więcej świateł i przepłynęli przez wielką bramę
morską, identyczną z tą, jaką widział w fortecy Perssonoj. Nie musiał się zbyt długo zastanawiać,
by uświadomić sobie, że został ukradziony przez jakąś rywalizującą organizację.
Aódz się zatrzymała, wyrzucono go na nabrzeże, a potem powleczono przez wilgotne, kamienne
korytarze. Wreszcie stanął przed wysokim, wykonanym z przerdzewiałego żelaza portalem.
Benn't gdzieś zniknął, zapewne po otrzymaniu swoich trzydziestu srebrników, a strażnicy
milczeli. Rozwiązali go, wyjęli knebel z ust, wepchnęli za żelazne drzwi i zatrzasnęli je z hukiem
za jego plecami. Pozostał sam, twarzą w twarz z mrożącym krew w żyłach koszmarem tej
komnaty.
Na podwyższeniu siedziało siedem postaci. Odziane były w obszerne płaszcze zarzucone na
pancerze, na twarzach miały przerażające maski. Każda z pos.taci
opierała się na metrowej długości mieczu. Wokół nich płonęły i kopciły lampy o dziwacznych
kształtach, a powietrze było przesycone ciężkim smrodem siarkowodoru.
Jason zimno się roześmiał i rozejrzał, poszukując krzesła. Nie znalazł go, więc zdjął z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •