[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mere Hause. Liddell, kimkolwiek naprawdê by³ i kogokolwiek reprezentowa³, naj-
wyraxniej zajmowa³ wa¿niejsz¹ pozycjê. Black zdecydowa³, ¿e musi najpierw
zorientowaæ siê, na czym stoi, a dopiero potem dzia³aæ.
Odwróci³ siê z powrotem do patologa.
Czy coS jeszcze wi¹¿e tego nieszczêSnika z Rudelskim i Talbotem?
Spilsbury skin¹³ g³ow¹, po czym podniós³ prawy nadgarstek Eddingsa. W¹-
ski, poczernia³y pasek wi³ siê zygzakiem po nienaruszonej skórze, otaczaj¹c rêkê
jak wytatuowana bransoleta.
Ca³kiem pomys³owo powiedzia³ patolog. U¿y³ pr¹du. Rlad powsta³ tak¿e
post mortem, jak i inne rany.
A to znaleziono w pokoju w Ant and Bee doda³ Liddell. Siêgn¹³ na blat
po du¿¹ kopertê z br¹zowego papieru i otworzy³ j¹. Ze Srodka wypad³ k³¹b przewo-
du elektrycznego. Jeden z koñców zosta³ pozbawiony izolacji i po³¹czony z gru-
bym drutem, wygiêtym w kszta³t odpowiadaj¹cy znakowi wypalonemu na nadgarstku
Eddingsa. Na drugim koñcu tkwi³a wtyczka. Liddell podniós³ drut. Widzi pan?
Black spojrza³, potem skin¹³ g³ow¹.
Tak, widzê. W ten sposób ³atwiej móg³ to zauwa¿yæ ni¿ na rêce zmar³e-
go pozginany drut tworzy³ rz¹d trzech z³¹czonych liter Z. Dodaje po jednej
literze dla ka¿dej ofiary.
Obawiam siê, ¿e doda jeszcze jedn¹. ZZZZ. JesteSmy tego niemal pewni.
Tak pan s¹dzi? beznamiêtnie spyta³ Black. A wiêc mo¿e jeszcze ze-
chce mi pan powiedzieæ, kogo okreSla pan s³owem my i sk¹d ma pan tak¹ pew-
noSæ co do zamiarów mordercy.
69
OczywiScie uprzejmie zgodzi³ siê Liddell. Wszystko wyjaSniê. W od-
powiednim czasie. Obróci³ siê do patologa. Czy czegoS jeszcze panu trzeba,
sir Bernardzie?
Nie nie. Mam mnóstwo roboty. Jutro przeSlê panu raport. Spilsbury po-
gr¹¿y³ siê ca³kowicie w mierzeniu Sladów na nadgarstku ofiary.
Dobrze zakoñczy³ rzeSko Liddell. Wiêc ju¿ sobie pójdziemy. Je¿eli
¯elazne Oko za¿¹da od pana jeszcze jakichS informacji, proszê odes³aæ go do
mnie. Spilsbury kiwn¹³ g³ow¹ z roztargnieniem, nie podnosz¹c wzroku znad
pomiarów. Chodxmy, inspektorze Black, odwiozê pana do miasta.
Pojechali szos¹ na Brentwood i Hammersmith, aby unikn¹æ dróg zniszczo-
nych przez nocne bombardowania. Black czeka³ na obiecane wyjaSnienia, ale
Liddell nie podejmowa³ tego tematu, a inspektor nie mia³ zamiaru b³agaæ o infor-
macje. Podró¿owali wiêc w milczeniu.
Byli ju¿ niedaleko Shepherd s Market, gdy Black w koñcu przemówi³:
Dziwny sposób na prowadzenie wojny.
Przepraszam?
Kiedy nie wiadomo, kto jest wrogiem, a kto sprzymierzeñcem.
Liddell uSmiechn¹³ siê blado.
Wygl¹da na to, ¿e czuje siê pan odsuniêty od Sledztwa.
Mo¿na to tak uj¹æ. Nocne przeja¿d¿ki na wieS. Tajemnicze spotkania
z cz³onkami bezimiennych organizacji. Moja praca to Sciganie bandytów, kapita-
nie Liddell, je¿eli to pana prawdziwe nazwisko i stopieñ. Nie przepadam za tymi
wszystkimi gierkami.
To nie gra, inspektorze Black. Zapewniam pana.
A dlaczego s³u¿by wywiadowcze interesuj¹ siê dochodzeniem, które pro-
wadzê?
A dlaczego pan mySli, ¿e jestem z wywiadu?
Nie obchodzi mnie wcale, dla kogo pan pracuje. Chcia³bym natomiast wie-
dzieæ, dlaczego wsadza pan nos w sprawy Scotland Yardu. Black przerwa³ na
chwilê. A konkretnie rzecz bior¹c w moje sprawy.
Mówi³em panu, Black, wszystko w odpowiednim czasie. Liddell podje-
cha³ do krawê¿nika i zatrzyma³ siê. Cichy pomruk pracuj¹cego silnika by³ ledwie
s³yszalny poprzez huki i grzmoty detonacji we wschodniej czêSci miasta. Niebo
jaSnia³o Swiat³ami wybuchaj¹cych bomb i ³un¹ po¿arów. Czy nie za daleko?
Nie. Dziêkujê panu.
PowinniSmy doprowadziæ tê rozmowê do koñca w bardziej sprzyjaj¹cych
warunkach. Mo¿e lunch? Liddell zastanowi³ siê. Jutro. Grill Room w Royal
Palace. Ja stawiam.
Black kiwn¹³ g³ow¹.
Dobrze. nacisn¹³ klamkê u drzwiczek, ale jeszcze odwróci³ siê do Lid-
della. Strza³ w ciemno, tylko po to, ¿eby zobaczyæ, jak zareaguje ten skurwiel.
To dlatego, ¿e on zawsze wie, prawda?
70
Nie rozumiem.
To dlatego, ¿e on zawsze wie o bombardowaniach.
Kto?
Kuba Peda³. To dlatego siê nim interesujecie, czy nie mam racji? Wie,
kiedy ma nast¹piæ nalot. Chcecie zorientowaæ siê, jak on to robi.
Twarz Liddella zastyg³a w kamienn¹ maskê.
A z jakiego powodu pan tak s¹dzi? spyta³ cicho.
Black uSmiechn¹³ siê uprzejmie.
Czytam z pana twarzy. Otworzy³ drzwiczki. Dobranoc, kapitanie.
Grill Room . Jutro.
Inspektor sta³ na chodniku, patrz¹c jak Liddell odje¿d¿a. Trafi³ w sedno
i otrzyma³ odpowiedx przynajmniej na jedno pytanie. Na razie to musi wystar-
czyæ. Odwróci³ siê i ruszy³ powoli w stronê Market Street. £una na niebie oSwie-
tla³a mu drogê. Poza st³umionym odg³osem eksplozji i dalekim zawodz¹cym, opa-
daj¹cym i wznosz¹cym siê jêkiem syren nic nie zak³Ã³ca³o ciszy. Zatrzymawszy
siê przed drzwiami, Black podniós³ do oczu fosforyzuj¹c¹ tarczê zegarka. Tu¿ po
pó³nocy to by³ d³ugi dzieñ.
W³aSnie otwiera³, gdy jakaS bomba eksplodowa³a gdzieS zupe³nie niedaleko.
Inspektor poczu³, jak fala uderzeniowa naciska na bêbenki w uszach. Chodnik
pod nogami zako³ysa³ siê, a szyby w oknach zadr¿a³y.
Przypadek, czy te¿ Luftwaffe próbuje rozszerzyæ zasiêg ra¿enia? Black sta³
przez chwilê nieruchomo. Serce bi³o mu mocno, uwa¿nie nas³uchiwa³. Dooko³a
wy³y syreny, niebo p³onê³o oSlepiaj¹co.
Aby dostaæ siê do najbli¿szego bezpiecznego miejsca, nale¿a³o przebiec
wzd³u¿ White Horse Street i Shepherd Street. Tam w piwnicach du¿ego bloku
mieSci³ siê schron dla mieszkañców tego rejonu. Noc nieprzespana, wSród t³umu
podenerwowanych ludzi czy kilka godzin odpoczynku we w³asnym ³Ã³¿ku? Black
zdecydowanym ruchem przekreci³ klucz w drzwiach. Mia³ ju¿ doSæ barbarzyñ-
stwa tego Swiata. Chcia³ spaæ.
Tej nocy znowu Sni³ o Fay. Siedzia³a przy oknie i malowa³a. Jej twarz oSwie-
tla³y krótkie b³yski eksploduj¹cych pocisków. Black modli³ siê, aby bomby dalej
spada³y, jeSli sprawiaj¹, ¿e Fay ¿yje. I nagle rysy ¿ony zaczê³y siê upodabniaæ do
twarzy kobiety, któr¹ spotka³ w poci¹gu, a potem nast¹pi³a przera¿aj¹ca przemia-
na. Spalone cia³o Eddingsa, trzeciej ofiary Kuby Peda³a, siedzia³o na miejscu
Fay. Czy to ona by³a przywi¹zana drutem do krzes³a? Z potwornego, pustego
oczodo³u p³yne³y ³zy.
Black obudzi³ siê. Panowa³a cisza. Przez chwilê zastanawia³ siê, czy Swiat siê
nie skoñczy³, kiedy on spa³. A mo¿e to nadchodzi szaleñstwo? Deszcz wali³ w ok-
na sypialni, a Black czu³ na policzkach mokre Slady.
71
oan Miller wysiad³ z taksówki przy g³Ã³wnym wejSciu do Ogrodu Botaniczne-
go na Royal Hospital Road. Krótki odcinek do Cheyne Mews postanowi³a
przejSæ pieszo. Dwa powody zdecydowa³y o tym, ¿e Joan nie skorzysta³a dzisiaj
z w³asnego samochodu. Potts, dawny gwardzista, którego Max przyj¹³ jako szo-
fera, z pewnoSci¹ doniós³by o jej eskapadzie. A poza tym nawet dla osoby nowo-
czesnej wizyta u psychiatry by³a spraw¹ wstydliw¹.
M³oda kobieta otuli³a siê mocniej d³ugim p³aszczem z jagniêcej we³ny i przy-
spieszy³a kroku. S³oñce skry³o siê za chmurami. Niebo mia³o odcieñ o³owiu,
a ch³odny wiatr marszczy³ wody Tamizy.
Wiatr niós³ zapach wilgotnego popio³u od strony tl¹cych siê zgliszcz East
Endu. W powietrzu unosi³a siê te¿ inna woñ, intensywniejsza, bardziej nasycona.
Odór otwartej trumny, pomySla³a Joan Miller.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]