[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Niech będzie o trzeciej.
Dopił swoją whisky i wstał.
 A więc trzeba zaraz iść spać.
Podszedł do niej i poło\ył ręce na oparciu fotela inwalidzkiego, ale wstrzymał się jeszcze
przez chwilÄ™.
 Och, mógłbym zapomnieć.
Sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął kartkę papieru zło\oną we czworo. Wsunął ją
Myriam do ręki.
 Chciałbym, \ebyś wysłała ten list... Mówiłem ci o nim. Przepisz go na czysto na
maszynie...
* * *
Jo Lahaye zwolnił i poczekał na zmianę świateł na czerwone. Przyspieszył odrobinę i
samochód prześliznął się wzdłu\ krawę\nika na pasmo przeznaczone dla autobusów i
taksówek.
Piotr Mercey otworzył tylne drzwiczki i Eglantine wskoczył w biegu do środka
samochodu.
Mercey zatrzasnął drzwiczki. Zapaliło się zielone światło i Jo Lahaye znowu przyspieszył
i ruszył naprzód.
 Psiakrew  jęknął Eglantine  zdaje się, \e złamał mi się obcas...
 Nie trzeba było udawać girlsy z baletu  za\artował Jo Lahaye.  Nie musiałeś tak się
spieszyć z wsiadaniem.
 Cześć chłopaki!  zaszczebiotał Eglantine.
 Przeczytaliśmy twoją wiadomość w  Le Figaro  zaczął Piotr Mercey.  Jakieś
kłopoty?
 I to powa\ne.
 Powiedz jaśniej. Jo, skręć na lewo, tam będzie spokój niej.
 Więc słuchaj, Piotrze. Gliny wiedzą, \e to wy zmontowaliście to porwanie.
Jo Lahaye i Piotr Mercey a\ podskoczyli.
 Co ty mówisz?!
 To fakt.
 Jak siÄ™ dowiedzieli?
 Zaraz ci powiem.
Eglantine odchrzÄ…knÄ…Å‚ i dotknÄ…Å‚ ramienia Merceya.
 PodnieÅ› szybÄ™, bo bojÄ™ siÄ™ o mojÄ… fryzurÄ™.
Mercey zastosował się do tej prośby, mrucząc coś pod nosem.
 Ju\. Teraz mów.
 To mój minister... Oni mówili o tym na posiedzeniu rządu... Oni wiedzą, \e to wy.
 Jak się o tym dowiedzieli?  spytał oschle Mercey.
 Policja dowiedziała się od któregoś ze swoich informatorów.
 Od informatora?
 Tak.
 Czy wiesz, jak on siÄ™ nazywa?
 Nie.
 Twój minister te\ nie wie?
 Nie. A je\eli wiedział, to zapomniał. On najczęściej drzemie na posiedzeniach.
 Więc \adnej wskazówki?  nalegał Mercey.
 śadnej. Ale czekaj... on coś powiedział na temat ludzi, którzy najwięcej gadają na
policję, a w rzeczywistości są przez nią opłacani...
 Drań  powiedział Jo Lahaye.  Tak myślałem. Mówiłem ci, Piotrze, \e nie mo\na mieć
do niego zaufania.
 Czy to was naprowadziło na jakiś trop?  spytał z zaciekawieniem Eglantine.
 Powiedzmy, \e coś nam przyszło do głowy  powiedział sucho Mercey. Ale zaraz
zreflektował się.
 Dziękuję ci, Eglantine, \e nas uprzedziłeś. Mamy dług wdzięczności wobec ciebie.
Je\eli będziesz miał jakieś nowe wiadomości, zawiadomisz nas w taki sam sposób?
 Tak, Piotrze.
 Myślę, \e prasa dlatego o tym nie pisała, \eby nas trzymać w nieświadomości, bo
inaczej mielibyśmy się na baczności, no i chcą chronić informatora przed ewentualnym
odwetem.
 O, właśnie tak, Piotrze. Chciałem ci to powiedzieć, ale wypadło mi to z głowy.
 Dobrze. W ka\dym razie, je\eli nawet nie dasz nam znać, to umowa stoi?
 To niekonieczne, wiesz... Ju\ ci mówiłem, \e pieniądze dla mnie...
 Nie wracajmy do tego tematu. Wysiadasz tu?
 Zawiezcie mnie tam, gdzie wsiadłem.
* * *
Jean-François Ballert pogwizdujÄ…c sobie wesoÅ‚o, szedÅ‚ korytarzem prowadzÄ…cym do jego
mieszkania. Ostatecznie  myślał  \ycie jest piękne, choć tyle kłopotów spada człowiekowi
na głowę.
Zastanawiał się kiedyś, czy nie przeprowadzić się do któregoś z kolegów, by ukryć się
przed Merceyem i jego bandą, ale zmienił zdanie, gdy przekonał się, \e prasa, radio i
telewizja przemilczały więz łączącą Merceya ze sprawą porwania dzieci.
Tak więc gliny dotrzymały słowa.
Nie zauwa\ył wyciągniętej podstępnie nogi.
Potknął się i przewróciłby się na ziemię, gdyby nie podtrzymały go dwa mocne ramiona.
Psiakrew!  pomyślał  ju\ drugi raz robią mi taki kawał. Jedna ręka zasłoniła mu oczy,
podczas gdy druga przeszukiwała mu kieszenie w poszukiwaniu kluczy. Dałem się złapać, jak
dzieciak  pomyślał ze smutkiem.
Usłyszał szczęk klucza przekręcanego w zamku i pchnięto go do mieszkania.
Gdy odsłonięto mu oczy, zobaczył twarz Jo Lahaye przyglądającego mu się
bezwzględnym wzrokiem.
 Co ty sobie myślisz, ty draniu? Zawsze te same stare numery?
 Piotruś nie mógł się pofatygować  powiedział Christian Sancy z udanym \alem  ale
prosił, \ebyśmy za niego strzelili ci karniaka.
Na czole Ballerta pojawiły się kropelki potu. Chciał wytrzeć twarz, ale Christian Sancy
mocno trzymał mu ręce wykręcone za plecy. Bez uprzedzenia pięść Jo Lahaye dzgnęła go z
całą silą w \ołądek.
Zrobiło mu się niedobrze i miał ochotę zwrócić zupę rybną i pastasciutta, które zresztą nie
bardzo mu smakowały we włoskiej restauracji.
Po drugim ciosie zwymiotował prosto na perski dywan, za który kiedyś słono zapłacił.
Jo Lahaye ledwie zdą\ył się cofnąć.
 Ohyda!  skomentował z miną pełną obrzydzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •