[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odrobinę błyszczy- ku, zakładam małe diamentowe kolczyki, które rodzice kupili mi na
szesnaste urodziny (na pewno zauważyliby ich brak), a także bransoletkę kupioną
przez Damena na wyścigach - wprawdzie nie powrócę do tego miejsca i czasu, ale nie
chcę się jej pozbywać.
Biorę plecak, rozglądam się ostatni raz po moim absurdalnie wielkim pokoju i
ruszam do wyjścia. Z niecierpliwością czekam na ostatni dzień życia, którym nie
zawsze się cieszyłam i którego najpewniej w ogóle nie będę pamiętać, ale i tak muszę
się pożegnać z kilkoma osobami i wyprostować parę spraw, zanim odejdę na dobre.
Po wjechaniu na szkolny parking zaczynam szukać Damena. Jego samego, jego
samochodu, czegokolwiek, choćby najdrobniejszego znaku. Chciałabym go widzieć jak
najczęściej, dopóki to możliwe. Z rozczarowaniem stwierdzam jednak, że nigdzie go
nie ma. Parkuję auto i ruszam do klasy, pilnując się, by nie wariować, nie wyciągać
pochopnych wniosków i nie przesadzać tylko dlatego, że Damena nie ma jeszcze w
szkole. Bo choć staje się coraz bardziej normalny, a trucizna powoli odsłania setki lat,
które przeżył, wczoraj wciąż wyglądał tak bosko, seksownie i młodo, że chyba koniec
jest jeszcze daleki. Zresztą i tak wiem, że w końcu się pojawi. Dlaczego niby miałby
nie przyjść? Jest bezdyskusyjną gwiazdą tej szkoły. Najprzystojniejszym, najbo-
gatszym, największym imprezowiczem - przynajmniej z tego, co słyszałam. Za każdym
razem, gdy się pokazuje, dostaje prawie owacje na stojąco. Kto mógłby się temu
oprzeć?
Przechodzę między uczniami, spoglądając na ludzi, z którymi nigdy nawet nie
rozmawiałam i którzy nie rozmawiali ze mną, chyba że akurat wrzeszczeli coś
paskudnego. Jestem pewna, że nie będą za mną tęsknić, ale ciekawi mnie, czy chociaż
zauważą moją nieobecność. A może, jeśli wszystko ułoży się tak, jak mi się zdaje, to
do przeszłości wrócę nie tylko ja, lecz także oni, a czas, który tu spędziłam, zredukuje
się do kilku pikseli na ekranie.
Ruszam na angielski, przygotowując się w duchu na spotkanie Damena u boku
Stacii, ale okazuje się, że tym razem siedzi sama. Naturalnie, plotkuje z Honor i
Craigiem, jak zwykle, ale Damena nigdzie w pobliżu nie widzę. Mijam Stacię po
drodze do swojej ławki, gotowa na wszelkie obelgi, którymi zaraz mnie obrzuci, ale
napotykam ciszę, jakby nie przyjmowała do wiadomości mojej obecności. Nie próbuje
nawet podstawić mi nogi, co nie tylko mnie dziwi, ale i przeraża.
Zajmuję miejsce i rozpakowuję rzeczy, a potem spędzam pięćdziesiąt minut,
spoglądając to na zegar, to na drzwi do klasy, a mój niepokój rośnie z każdą chwilą.
Wyobrażam sobie najrozmaitsze koszmarne scenariusze, aż w końcu rozlega się
dzwonek i wybiegam na korytarz. Na czwartej lekcji, ponieważ Damen ciągle się nie
pojawił, ogarnia mnie panika, zwłaszcza gdy po wejściu na historię widzę, że nie ma
także Romano.
- Ever - odzywa się pan Munoz, gdy staję obok niego, gapiąc się na puste miejsce
Romano, a mój żołądek skręca się w supeł. - Masz dużo do nadrobienia.
Spoglądam na niego, wiedząc, że chce rozmawiać o mojej nieobecności,
nieodrobionych pracach i innych absolutnie nieważnych sprawach. Ale ja nie mam na
to ochoty. Wybiegam z klasy, biegnę przez dziedziniec, mijam kafeterię i zatrzymuję
się przy krawężniku. Oddycham z ulgą, widząc Damena. Właściwie nie jego samego,
tylko jego auto. Piękne, czarne bmw, które tak bardzo lubił, teraz stoi pokryte grubą
warstwą kurzu i brudu, zaparkowane jakoś krzywo w strefie zakazu parkowania.
Jednak pomimo tego okropnego stanu gapię się na samochód, jakby był najpiękniejszą
rzeczą na świecie. Wiem, że skoro on jest tutaj, Damen jest także. I wszystko w
porządku.
Zaczynam się zastanawiać, czy nie powinnam przeparkować gdzieś bmw, żeby go
nie odholowano, i w tej samej chwili słyszę zza pleców chrząknięcie i niski glos:
- Przepraszam bardzo, ale czy nie powinnaś być na lekcji?
Odwracam się i napotykając wzrok dyrektora Buckleya, odpowiadam:
- Tak, oczywiście, ale najpierw muszę... - Gestem wskazuję niefortunnie
zaparkowane auto Damena, jakbym wyświadczała przysługę nie tylko koledze ze
szkoły, ale w ogóle całemu liceum.
Jednak dyrektora Buckleya mniej martwi łamanie przepisów ruchu drogowego niż
kolejne wagary recydywistów takich jak ja. A na dodatek wciąż nie ochłonął po
naszym ostatnim spotkaniu, podczas którego Sabinę zgrabnie wybroniła mnie przed
wyrzuceniem ze szkoły i zmusiła go, by zamienił karę na zawieszenie.
- Masz dwa wyjścia: mogę zadzwonić do twojej ciotki i poprosić, by wyszła z pracy
i po ciebie przyjechała, albo... - urywa, jakby chciał zabić mnie tą dramatyczną pauzą,
choć nie trzeba być medium, by wiedzieć, co myśli. - Albo mogę odprowadzić cię do
klasy. Co wolisz?
Przez chwilę mam ochotę wybrać pierwszą możliwość, tylko po to, by zobaczyć, co
zrobi. Ale w końcu idę za dyrektorem do szkoły, słuchając uderzeń jego butów o
beton, gdy idziemy najpierw przez dziedziniec, a potem korytarzem aż do drzwi klasy
pana Munoza. A tam moje spojrzenie zatrzymuje się na Romano, który nie tylko siedzi
na miejscu, ale na dodatek, kręcąc głową, śmieje się, gdy ja siadam na swoim.
Chociaż pan Munoz przyzwyczaił się już do mojego dziwnego zachowania, tym
razem nie daje mi spokoju. Każe odpowiadać na najróżniejsze pytania dotyczące
wydarzeń historycznych, które omawialiśmy, ale także tych, o których nie było jeszcze
mowy. Zajęta myśleniem o Romano, Damenie i moich najbliższych planach, całą lekcję
odpowiadałam automatycznie, widząc dpowiedzi w giowie nauczyciela i powtarzając
je właściwie słowo w słowo.
Dlatego kiedy spytał:
- Powiedz mi, Ever, co jadłem wczoraj na kolację?
Odpowiedziałam jak robot:
- Dwa kawałki zimnej pizzy i półtora kieliszka chianti. - Zupełnie zatopiona we
własnych myślach, dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że pan Munoz się na mnie
gapi.
Hm, właściwie wszyscy się gapią.
Wszyscy prócz Romano, który potrząsa głową i śmieje się jeszcze głośniej.
Kiedy rozlega się dzwonek i próbuję dobiec do drzwi, Munoz staje przede mną i
pyta:
- Jak to robisz?
Zaciskam usta i wzruszam ramionami, jakbym nie miałam pojęcia, o co mu chodzi.
Widzę jednak, że nie zamierza odpuścić, bo zastanawiał się nad tym od kilku tygodni.
- Skąd wiesz... wszystko? - pyta, wpatrując się we mnie. - Skąd znasz najróżniejsze
fakty historyczne, których nie omawialiśmy, i skąd wiesz cokolwiek o mnie?
Wbijam wzrok w ziemię i oddycham głęboko, myśląc, że chyba nie zaszkodzi, jeśli
coś mu powiem. Przecież skoro i tak odejdę dziś wieczorem, a bardzo prawdopodobne
jest, że Munoz nie będzie pamiętał tej rozmowy, nic się nie stanie, jeśli powiem mu
prawdę.
- Sama nie wiem - mówię w końcu. - Ja właściwie nic nie robię. Obrazy i informacje
po prostu pojawiają się w mojej głowie.
Nauczyciel przygląda mi się bacznie, jakby nie mogąc zdecydować, czy mi wierzyć,
czy nie. Ale choć nie mam czasu ani chęci go przekonywać, chcę zostawić go na
koniec z czymś miłym, dodaję więc:
- Wiem na przykład, że nie powinien pan porzucać pracy nad książką, bo kiedyś
zostanie wydana.
Munoz szeroko otwiera oczy, wciąż wahając się między kompletnym
niedowierzaniem i szaloną nadzieją.
Jest jeszcze coś, czego nie chcę mówić, całą sobą się przed tym bronię, ale wiem, że
muszę to zrobić, po prostu powinnam. W końcu komu mogę zaszkodzić? Ja i tak
odchodzę, za to Sabinę zasługuje na to, aby wyjść z domu i mieć trochę radości. A
oprócz zamiłowania Munoza do bokserek z logo Rolling Stonesów (wielkim jęzorem),
piosenek Bruce'a Springsteena i obsesji na punkcie renesansu - wszystko z nim w
porządku, wydaje się nieszkodliwy. Zwłaszcza że i tak nie będą razem długo, bo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •