[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jeden czy dwa... - odparłam.
Znalazłam miejsce na pierwszym piętrze wielopoziomowego parkingu i po chwili weszliśmy
do głównego pasażu Bayview Mail, zaprojektowanego na wzór klasycznej ulicy San Francisco.
Sklepowe witryny były typowymi dla tego miasta okiennymi wykuszami, a zdobiła je tradycyjna
wiktoriańska ornamentyka. Jezdził tu nawet słynny tramwaj linowy, którego kręty tor kończył swój
bieg w części restauracyjnej, będącej doskonałą imitacją Fisherman's Wharf, tyle że brakowało w
niej żebraków, stad brudzących mew, sklepików z pamiątkami, przeżutych gum na chodnikach czy
idącej od zatoki morskiej woni, będącej mocną mieszaniną zapachu słonej wody i spalin
motorówek.
Monk wprost uwielbiał takie modelowe ulice. Były dokładnie takie, jak w jego mniemaniu
powinien wyglądać cały świat - nienaturalnie czyste, dezynfekowane, wolne od śladów natury, z
klimatem, nad którym człowiek potrafi panować.
O ile Mońka byłam w stanie zrozumieć, o tyle dziwiło mnie, dlaczego inni ludzie, zamiast
spacerować po autentycznych ulicach urzekającego San Francisco, woleli chodzić po ich imitacjach
w galerii handlowej. W taki sposób równie dobrze można było pospacerować po Owensboro w
Kentucky albo po Walla Walla w stanie Washington.
Fashion Frisson był wąskim, długim sklepikiem z konfekcją, wciśniętym między jubilera i
market RadioShack. Sklep sprzedawał współczesne fasony w jasnych kolorach, z lekkim
tchnieniem retro z lat siedemdziesiątych.
Układ działów był prosty, z jednej strony znajdowała się odzież damska, a z przeciwnej
męska. W przypadku Mońka ten niewyszukany podział idealnie odwoływał się do jego poczucia
ładu, symetrii i odrębności płci.
Właścicielką Fashion Frisson była Kiana Claire, energiczna, obwieszona ozdobami brunetka o
piskliwym głosie, który kazał mi się zastanowić, czy kobieta nie wdycha helu za każdym razem,
gdy stoi do nas plecami.
Podałam jej nasze CV, ale Kiana nie była nimi zainteresowana.
- Rekomendacja Randy'ego w zupełności wystarczy - powiedziała. - Fantastycznie potrafi
ocenić człowieka. Poza tym dzięki niemu nie muszę sprawdzać, czy macie za sobą jakąś
kryminalną przeszłość, co od tej pory będzie u mnie standardową Procedurą przy zatrudnianiu
nowych pracowników.
Nie każdy oszust czy zboczeniec jest od razu aresztowany i trafia do rejestrów, ale nie
zamierzałam Jej o tym mówić. Nie miałam też zamiaru się przyznawać, że właściwie miałam za
sobą kryminalną przeszłość, choć nie było to nic wielkiego, zwykle chodziło o jakieś małe
nieposłuszeństwo obywatelskie. Monk natomiast był raz bezpodstawnie aresztowany pod zarzutem
morderstwa, ale o tym, rzecz jasna, też nie zamierzałam wspominać.
- Skąd znasz Randy'ego? - zapytałam.
- To mój stary klient. Słyszałaś, jak śpiewa?
Niestety słyszałam. Randy napisał i wykonywał jedną jedyną piosenkę, w każdym razie o ile
mi wiadomo.
- Och, tak. Nigdy w życiu nie słyszałam nic podobnego.
- Melodia wpada w ucho - powiedział Monk. - Ale nie ma porównania z 867-5309.
Monk lubił przebój Tommy'ego Tutone'a z 1982 roku, znany również pod tytułem Jenny,
ponieważ tytułowe cyfry sumowały się w liczbę trzydzieści osiem.
- Ma poetycką głębię Boba Dylana i imprezową, nieokrzesaną seksualność pitbulla -
powiedziała Kiana. - Wiecie, że we Francji Randy ma grupę wiernych fanek?
Wiedziałam. Grupkę stanowiło może dziesięć dziewcząt mających bzika na punkcie
policjantów. Na własne oczy widziałam ich reakcje na występ Randy'ego i było to coś, co od
tamtego czasu usilnie staram się wyrzucić z pamięci.
Monk podniósł rękę.
- Przepraszam, ale muszę się do czegoś przyznać...
- Nie, nie musi pan - przerwałam mu szybko.
Cokolwiek Monk miał do powiedzenia, nie mogło to być nic dobrego.
- Zupełnie nie mam wyczucia mody - powiedział Monk, ignorując mój protest.
- Ależ oczywiście, że masz - zaoponowała z uśmiechem Kiana.
- Mam?
- Spójrz, jak jesteś ubrany. To jest oryginalne, bardzo świeże, oddaje twój charakter, zdradza u
ciebie głęboką świadomość tego, do jakiego stopnia ubiór może wyrażać osobowość i poczucie
tożsamości. Jestem w szoku, Adrianie. Po prostu masz swój styl.
Monk uśmiechnął się do mnie.
- Mam swój styl - powiedział.
- A ja? - zapytałam z zainteresowaniem. - Mam wyczucie mody?
Kiana zawahała się na moment.
- Nad tobą jeszcze trochę popracujemy.
Kiana zaczęła objaśniać nasze obowiązki. Nie należały do zbyt skomplikowanych. Mieliśmy
doradzać klientom w wyborze rzeczy, pomagać im przy przy - mierzalni, utrzymywać porządek, a
w przypadku zakupu zarejestrować transakcję na kasie fiskalnej. Kiana powiedziała, że przez
większą część dnia będzie w biurze na tyłach sklepu, gdzie musi porządkować faktury. W ogóle ma
mnóstwo pracy papierkowej, której się nagromadziło od czasu zwolnienia dwójki sprzedawców
przed dwoma tygodniami.
- Po tym, co się stało, bałam się już kogokolwiek zatrudnić - wyznała. - Ale wam ufam
całkowicie. Dziewięćdziesiąt osiem procent pracy to umiejętność kontaktu z ludzmi, a widzę, że
jesteście osobami bardzo towarzyskimi.
Monk zaczął podnosić rękę, żeby znowu się do czegoś przyznać, ale pacnęłam go po dłoni i
przytrzymałam ją siłą, dopóki Kiana nie zniknęła w biurze.
Przed południem nie było wielkiego ruchu w skle - Pie, dzięki czemu Monk miał okazję
sprawdzić, czy Wszystkie rzeczy na wieszakach skierowane są w tę samą stronę, mógł też
poukładać je według rozmiaru, umyć szyby wystawowe i odkurzyć podłogę. Ja w tym czasie
zajmowałam się nielicznymi klientami. Z całą pewnością było to mniej stresujące zajęcie niż
przebywanie na miejscu zbrodni i przepytywanie rozmaitych podejrzanych. Nie tęskniłam za
oglądaniem co dzień trupów, choć trudno powiedzieć, żebym ostatnio miała możliwość od tego
odpocząć.
- Uwielbiam tę pracę - powiedział Monk.
- Jeszcze nie obsłużył pan ani jednego klienta.
- Mam nadzieję, że to się nie zmieni.
Ja również, ponieważ zasadniczo zmniejszało to prawdopodobieństwo, że Monk zrobi coś, co
spowoduje nasze zwolnienie. Jednak w porze lunchu ruch w sklepie znacznie się zwiększył. Na
szczęście większość przychodzących stanowiły panie, które z prośbą o pomoc zwracały się do
mnie, więc Monk stał przez ten czas przy kasie. Prawdę mówiąc, niewiele wiedziałam na temat
mody, ale potrafiłam umiejętnie schlebiać. Niezależnie od tego, co wkładały na siebie, niezmiennie
twierdziłam, że to fantastycznie na nich leży, niesamowicie je wyszczupla i cudownie podkreśla ich
kształty.
Kupowały wszystko, co przymierzały, co nie tylko podnosiło sprzedaż, ale również, o czym
miałam się niebawem przekonać, odsuwało w czasie nadciągającą katastrofę.
Za każdym razem, gdy ktoś skorzystał z przy - mierzalni, Monk natychmiast czyścił ją i
dezynfekował, co już powinno było zwrócić moją uwagę i ostrzec przed kłopotami. Jak na razie nie
obraził żadnej klientki, ponieważ nie zaczynał czyszczenia przymierzalni, dopóki kobieta nie stała
przy kasie, odwrócona do niego plecami, płacąc za wybrany towar.
Problem zaczął się przy pierwszej klientce, która po przymiarce nie zdecydowała się na zakup.
Na domiar złego była to także pierwsza klientka Mońka; niska, nieco korpulentna pani, która [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •