[ Pobierz całość w formacie PDF ]
energii na powtarzanie tej wyprawy, stwierdziła, że do
ciasnych kwater powinny być przyzwyczajone, biorąc
pod uwagę miesiące spędzone w brzuchu kocicy.
Kolejna fala obmyła jej buty.
Do licha, powinnaś być mi wdzięczna powie-
działa do kotki, która już się odwróciła i wychodziła
z jamy, wywijając ogonem jak trójkolorową flagą.
Sukces.
Po wyprawieniu napastnika w podróż ze skały
w przepaść, bezszelestnie i bezlitośnie, Hunter skiero-
wał się do domu. Głowę miał pełną najczarniejszych
przeczuć: czy Gillian aby była bezpieczna. Kiedy
wbiegł do domu, wiadomość którą znalazł na stole
w kuchni ani trochę nie uspokoiła jego pobudzonej
wyobrazni.
152 JoAnn Ross
Była napisana w stylu pilnej, porządnej uczennicy,
tak różnym od jej pełnej namiętności natury, że na
twarzy Huntera niemal wykwitł uśmiech.
,,Drogi Hunterze, w przypadku gdybyś wrócił pod
moją nieobecność, informuję, że wyszłam na poszuki-
wanie kota. Jest w tarapatach i nie mogę zostawić go na
pastwę żywiołów. Gillian. P.S. Mam nadzieję, że twoje
prace w fabryce mózgów posuwają się szybko.,,
Ta krótka, przeczytana w pośpiechu notatka zmro-
ziła go bardziej niż lodowata pogoda. Zastanawiając się
nad tym, które z nich dwojga było bardziej szalone,
ruszył z powrotem w śnieżycę.
Do licha, ta kobieta miała zbyt dobre serce, żeby
siedzieć spokojnie na pupie. Hunter nie potrafiłby
wymienić drugiej osoby, która zachowałaby się w spo-
sób równie bezmyślny i być może fatalny w skutkach.
Szedł po śladach jej stóp, które urywały się czasami,
co dla Huntera trwało wieczność. Przerazliwie mokrą,
zimną wieczność. Opady śniegu gęstniały, ogranicza-
jąc widoczność. Fale rozbijały się o brzeg, zamieniając
szeroki zwykle obszar plaży w wąski przesmyk piachu,
usianego morskimi śmieciami.
Kiedy zauważył purpurową kurtkę Gillian, jedyny
żywy kolor w ogromnym świecie szarości i bieli,
wypuścił powietrze z płuc, które nieświadomie trzy-
mał od dłuższego czasu. Wypuścił razem z wiązanką
inwektyw.
Co ty do diabła wyrabiasz?! Chwycił ją za
ramiona, a ponieważ nie mógł się zdecydować, czy
przycisnąć ją do siebie i nigdy już nie pozwolić odejść,
czy porządnie potrząsnąć, nie zrobił nic. Nie rozu-
miesz, że fale mogły cię zabrać?
Trzydzieści nocy 153
Porywy wiatru zagłuszały jego słowa, ale Gillian nie
miała kłopotu, by zrozumieć, co mówił. Czuła ostro
zakończoną protezę, wbijającą się w jej ramię, czuła ją
nawet przez grubą kurtkę. Oddech Huntera tworzył
obłoki pary, unoszące się między nimi jak białe duszki.
To ty nie rozumiesz... zaczęła wyjaśniać, prze-
krzykując huczącą nawałnicę fal.
Rozumiem z tego tyle, że jesteś idiotką! Hunter
wiedział od razu, że powinien przeprosić za tak ostre
słowa. Ale pózniej. Jak już będą bezpieczni w domu.
I kiedy to ona już przeprosi, że wystraszyła go na
śmierć swoim niedorzecznym zachowaniem. A teraz
zabierajmy się stąd, dopóki, mimo twoich pomysłów,
jesteśmy jeszcze cali.
Zdając się rozumieć, że Hunter nie był w nastroju do
wysłuchiwania jej argumentacji, Gillian po prostu
przytaknęła i pozwoliła pociągnąć się kamienistą ścież-
ką na szczyt zbocza, a potem do domu.
Kiedy weszła do kuchni z arktycznego ziąbu, jaki
panował na dworze, buchnęło na nią powietrze gorące
niczym z hutniczego pieca. Zanim Hunter zdążył
zatrzasnąć drzwi, kot wskoczył do izby i zaczął kręcić
się wokół stóp dziewczyny, miaucząc coraz donośniej.
Co ty sobie właściwie myślałaś? zapytał po-
wtórnie.
Przepraszam, Hunter, ale sytuacja była alarmowa.
Koci alarm?
Teraz, kiedy wyprawa dobiegła końca, ogrom ryzy-
ka, jakie podjęła, dotarł do świadomości Gillian z całą
mocą. Przed oczyma zaczęły jej wirować białe punk-
ciki, zupełnie jak padający śnieg. Przytrzymując się
krawędzi stołu, opadła na krzesło.
154 JoAnn Ross
Kiedy doszła do siebie, spojrzała na Huntera, który
stał obok i lustrował ją kamiennym wzrokiem.
W jego ciemnych oczach było jednak coś jeszcze.
Coś, nad czym powinna się zastanowić, kiedy już jej
krew zacznie normalnie pulsować, a zęby przestaną
szczękać.
Kociakowy alarm poprawiła go, zmuszając do
wysiłku zmarznięte wargi.
Wyciągnęła kociaki z głębokich kieszeni kurtki, po
jednym, i ustawiła je na podłodze u swoich stóp.
Nawet z zamkniętymi oczami udało im się na chwiej-
nych nogach znalezć drogę do matki, która teraz, kiedy
niebezpieczeństwo zostało oddalone, jak dawniej ig-
norowała obecność Gillian.
Hunter patrzył z niedowierzaniem to na dziew-
czynę, to na kociaki.
A potem zrobił coś niespodziewanego, coś, czego
dotąd w podobnej sytuacji nie zdarzyłoby mu się
zrobić. Odchylił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem.
Pózniej, kiedy wróciła do tego myślami, zastanawia-
jąc się, jak oboje mogli się tak strasznie mylić, Gillian
zdała sobie sprawę, że to właśnie w tej chwili na dobre
zakochała się w Hunterze St. John.
Tęskniłam za tobą szepnęła i by dotknąć dłonią
jego policzka, z trudem wstała z krzesła, chwiejąc się
nie mniej od kociąt. Straszliwie.
Hunter nie zareagował tak, jak się spodziewała. Nie
zrewanżował się jej podobnym zapewnieniem.
Marzniesz powiedział tylko.
Nie mogła się powstrzymać. Zaczęła drżeć, i nie
było to drżenie podniecenia.
Dlaczego mnie nie ogrzejesz?
Trzydzieści nocy 155
Obrzucił ją jeszcze jednym długim, badawczym
spojrzeniem. Kusiła go.
Pózniej zdecydował. Najpierw napuszczę ci
wody do wanny.
To brzmi cudownie.
Nie spodziewała się, że będzie ją rozbierał tak
ujmująco delikatnie, jakby była dzieckiem. Ale jeszcze
bardziej zdumiało ją to, że kiedy wślizgnęła się pod
kołderkę z piany, odwrócił się ku drzwiom.
Nie przyłączysz się do mnie?
Spojrzał na nią przez ramię. Jego twarz była niepo-
ruszona, a oczy nieprzeniknione.
Muszę wykonać parę telefonów.
Telefony nie działają.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]