[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mój czas minie, odejdę, a ty nigdy się nie dowiesz, co do ciebie czuję. Bo nie pragnę
twojej litości.
Umilkła, wtuliła twarz w poduszkę i wybuchnęła bezgłośnym płaczem.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Kiedy Natasha obudziła się następnego ranka, w sypialni panowała cisza, którą
podkreślał jednostajny szmer fal. Nie słyszała oddechu Alexandrosa. Jego miejsce w łóż-
ku było puste. Usiadła prosto, wciąż jeszcze trochę nieprzytomna, i rozejrzała się dooko-
ła. Była sama. Jęknęła cicho, gdy rozczarowanie ścisnęło jej serce nagłym bólem. Nie
mogła odwołać gorzkich słów, które Alexandros usłyszał od niej tej nocy, bo nie po-
wiedziała nic poza szczerą prawdą. Ale nie chciała sprawiać wrażenia, że ma do niego o
cokolwiek pretensje. Macedończyk przecież nigdy nie obiecywał jej miłości, choć w
przypływie dziwnie pojętych dobrych chęci posunął się nawet do tego, żeby poprosić ją o
rękę. Nie kochał jej, ale mimo to ostatniej nocy otoczył ją czułością i szacunkiem, otwo-
rzył przed nią świat zmysłów, którego piękna nawet nie przeczuwała. Była mu za to
wdzięczna, a w jej ciele budził się już głód następnych doznań. Nie mogła mu powie-
dzieć, że go kocha. Ale pragnęła wziąć go w ramiona i okazać mu swoją miłość bez
słów.
Ponaglana tęsknotą, szybko odświeżyła się pod prysznicem. Wybrała granatowy
top i białe spodenki, lecz zanim je włożyła, stanęła na chwilę przed lustrem i przyjrzała
się sobie uważnie. Kilka godzin wcześniej kochała się z mężczyzną i przeżywała rozkosz
w jego ramionach. To dziwne, że wyglądała tak samo jak wcześniej - jeśli nie liczyć
błyszczących oczu, rumieńca i błogiego uśmiechu na twarzy...
Kiedy wyszła na pokład, blask słońca ogarnął ją jak gorąca, rozkoszna pieszczota.
Mrużąc oczy, rozejrzała się dookoła. „Selene" niknęła po szmaragdowych falach, które
wybiegały na jej spotkanie, by obdarować ją białymi, pienistymi powitaniami. Mykonos
był już tylko dalekim pasmem lądu, niknącym na horyzoncie.
Alexandrosa nie było na pokładzie.
Przymknęła powieki i wystawiła twarz na dotknięcia rześkiego wiatru niosącego
słony, morski zapach. Nie pozostawało jej nic innego, jak czekać.
- Witam, witam, thespinis! - wesolutki jak zawsze głos Kostasa wyrwał ją z zamy-
ślenia. - Śniadanko czeka.
Ruszyła za małym Grekiem, w nadziei, że przy stole zastanie Alexandrosa.
Zmarszczyła brwi, widząc, że stół nakryto dla tylko jednej osoby.
- Kyrios Mandrakis jadł już śniadanie?
- Tak, thespinis, już dawno. O samiutkim świcie! Ale proszę się nie martwić, do-
pilnowałem, żeby się porządnie posilił przed podróżą.
- Przed podróżą...? - spytała bezradnie. - Alexandros wyjechał?
- Zanim ruszyliśmy z Mykonos, kyrios Alexandros zszedł na ląd. - Kostas, nagle
stropiony, wbił spojrzenie w swoje wyglansowane buty. - Wezwał prywatny helikopter i
teraz pewnie jest już w Atenach. Byłem pewien, że omówił z panią swoje plany, thespi-
nis.
- Nie. - Natasha pokręciła głową. - Widocznie... nie zdążył.
- Najwidoczniej - podchwycił mały Grek z wyraźną ulgą. - Nagłe sprawy... nagły
wyjazd. Po prostu nie chciał pani budzić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]