[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kołnierz i między łopatki. Było mu gorąco, w głowie mu
łomotało, a w ustach wyschło. Strasznie wyschło. Jakby
miał nie wypić już nic aż do śmierci. Jego spojrzenie padło
na puszkę piwa, którą odstawił, kiedy Jeffrey postanowił
go przeszukać. Zastanowił się, czy po nią sięgnąć, ale
uznał, że nie może sobie na to pozwolić. Codziennie nic,
tylko gderasz. Marudzisz jak, cholera, nie wiem co. Ale
strasznie.
Padgett opróżnił puszkę, zgniótł ją i otworzył
lodówkę, żeby wyjąć następne piwo.
Jeffrey postawił drinka na brzegu zlewu, odwrócił się
do Erica i spytał tonem przygnębionego zaskoczenia:
A ty co, czarnuchu?
Wtedy Eric wyjął dłoń zza kołnierza koszuli. Trzymał
w niej małą dwudziestkędwójkę z kawałkiem taśmy
klejącej nadal przylepionej do lufy. Ciało na plecach
mrowiło go w miejscu, w którym zerwał taśmę. Strzelił
Jeffreyowi tuż pod jabłko Adama. Jeffrey ześliznął się po
szafce na podłogę pod zlewem. Następna kula trafiła w
ścianę za uchem Moniki, która znalazła się pod stołem,
zgięta wpół, z głową między udami. Eric wpakował jej
kulkę w czubek czaszki. Przez jakąś sekundę z fascynacją
przyglądał się małej dziurce, która pojawiła się w jej
głowie, tak czarnej, jak jeszcze żadna dziura w jego życiu,
ciemniejszej niż bardzo, bardzo ciemne włosy Moniki.
Potem się odwrócił. Następna kula trafiła w Padgetta,
wytrąciła puszkę z jego ręki i obróciła go wokół własnej
osi, aż uderzył biodrem i bokiem głowy w drzwi lodówki.
Cała kuchnia zapulsowała od echa strzałów.
Broń w ręce Erica drżała, ale nie bardzo, a łomot w
jego głowie z wolna cichł.
Siedzący na podłodze Padgett powiedział: Ty głupi
posrańcu. Głos miał cienki jak dziewczynka. Dziurę na
środku jego przepoconego podkoszulka otaczała
rozrastająca się plama krwi.
Właśnie zastrzeliłem troje ludzi, pomyślał Eric. Ożeż
w mordę.
Podniósł z podłogi puszkę piwa. Otworzył ją; piwo
siknęło na nogę stołu. Włożył puszkę w rękę Padgetta i
patrzył, jak piana wypiętrza się i zalewa jego nadgarstek i
palce. Twarz Padgetta stała się biała jak jego włosy. Gdzieś
z głębi jego piersi dobiegał cichy gwizd. Gdy ciało Moniki
spadło z krzesła i runęło na linoleum, Eric na chwilę usiadł
na podłodze.
Przesunął dłonią po zaśnieżonej hałdzie, głowie
Padgetta. Nawet w tym stanie Padgett wzdrygnął się
niemrawo, usiłując się odsunąć. Ale nie miał dokąd uciec i
Eric kilka razy przesunął dłonią po jego włosach. Potem
odszedł kawałek dalej.
Padgett oparł dłoń o podłogę i spróbował się
dzwignąć. Ręka mu się ugięła i klapnął na podłogę.
Ostatkiem sił spróbował namacać na oślep krzesło. W
końcu udało mu się położyć dłoń na siedzeniu, a kiedy się
podciągnął, język wysunął mu się na brodę. Udało mu się
trochę podnieść z ugiętymi kolanami, dygocząc a
potem krzesło odjechało, a Padgett znowu usiadł, tym
razem o wiele ciężej, i znieruchomiał, płytko oddychając
przez stulone usta, ze spuszczonym wzrokiem.
Dlaczego uznałeś, że jesteś lepszy ode mnie?
spytał Eric. Wargi miał jak z gumy. Stary ciągle łapał te
płytkie oddechy, wytrzeszczając oczy, z otwartymi ustami.
Usiłował coś powiedzieć, ale wychodziło mu tylko coś w
rodzaju huu, huu, huu .
Eric odchylił się, żeby wycelować. Padgett spojrzał
prosto w lufę jak dzikie, przyparte do muru stworzenie.
Eric pozwolił mu się napatrzeć.
Padgett mocno zacisnął powieki, czekając na kulę.
Eric go przetrzymał.
I kiedy Padgett otworzył oczy, strzelił mu w twarz.
Reguła numer siedem. Wstał. Ruchy, ruchy.
Poszedł do sypialni w głębi domu i otworzył drzwi
szafy. Znajdował się w niej sejf. Miał jakiś metr wysokości
i pół metra szerokości, a po wielu nocach z Padgettem w
celi Eric wiedział, że nie ma tam nic oprócz książek
telefonicznych. Sejf nie był nawet przyśrubowany do
podłogi. Eric wyciągnął go, stękając z wysiłku, i przesunął
z boku na bok, aż udało mu się wywlec go poza próg i
ustawić na lewo od drzwi. Ukazała mu się podłoga,
podrapana i porysowana. Podważył deskę, która uniosła się
bez problemu. Rzucił ją za siebie i podważył cztery
kolejne. Spojrzał na skarb niezliczone pakiety szczelnie
owiniętej czarnej smoły. Wyjął je po kolei i ułożył na łóżku
aż do opróżnienia skrytki. Czternaście pakietów. Rozejrzał
się za jakąś walizką albo torbą gimnastyczną, ale nie
znalazł nic takiego, więc wrócił do kuchni. Musiał przejść
nad nogami Padgetta i głową Moniki, żeby otworzyć
drzwiczki pod zlewem. Znalazł pudełko worków na śmieci
i w tej samej chwili dotarło do niego, że przecież o te same
[ Pobierz całość w formacie PDF ]