[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Słyszał historie o tych zaczarowanych księ\niczkach i ich zamkach.
Powinien teraz znalezć się dobry duszek, który zabrałby wszystko to na jakąś piękną,
zieloną wyspę, z dala od rzeczy takich, jak czarnoksię\nicy, czy armie. Ale ze względu na
brak takiego duszka, sam musi jeszcze trochę powojować zanim będzie mógł odejść.
Cymmeryjczyk wziął wolny, pełen namysłu oddech i skręcił w inne drzwi, które nie
przypominały ju\ ołowiu, a dla odmiany wykonane były ze szczerego złota. Jego oczy
zwęziły się lekko. Hm, gdyby mógł zabrać takie drzwi do miejsca, skąd przyszedł, mo\e ten
zamek na wzgórzach w Brythunii mógłby stać się rzeczywistością!
Szybkim krokiem przeszedł przez bogatą komnatę i wyszedł na balkon wyglądający na
Dziedziniec Magicznej Fontanny. Nawet tutaj czuć było gorąco, jakie tańczące płomienie
wysyłały w górę. Spojrzał na wyło\ony marmurem dziedziniec przez ich kołyszący się welon.
Teraz stały na nim równe szeregi \ołnierzy. Siedem kolorów migotało w środku płonącej
fosy, a były to kolory siedmiu czarnoksię\ników. Jednak tym razem nie byli rozdzieleni, lecz
stanowili jedną armię.
Twoi szkarłatni stra\nicy, małpo, są z pozostałymi mruknął Conan do złodzieja.
Czy nie mo\esz ich kontrolować?
Bourtai wyrzucił ramiona w górę.
Jak mo\e to być mo\liwe, panie? zapytał z troską. Nie znają mnie. Wiedzą tylko,
\e jestem wysoką, zamaskowaną postacią w czerwieni. Zauwa\ył kpiący błysk w oku
Conana, gdy zmierzył go wzrokiem. Dodał więc spiesznie: To moja magia tak uczyniła.
Ale my, czarnoksię\nicy rzadko mieszamy się z naszymi ludzmi. Mamy kapitanów do
pomocy.
Daleko za białymi murami miasta i jego pełnymi wdzięku wie\ami wschodził księ\yc.
Zaznaczył swój szkarłatny ślad na czarnych wodach jeziora Ho. Conan niewyraznie dostrzegł
bujający się maszt statku i jego nozdrza rozchyliły się, bo nad odorem spalenizny poczuł
świe\y zapach wody. Wypełniło go potę\ne pragnienie, a z dołu dobiegł jego uszu głośny
okrzyk tysiąca ludzi. Spojrzał w dół. Nad zgromadzonym tłumem górowało sześć wysokich,
zamaskowanych postaci, a wokół nich kłębiły się białe opary przechodzące w czerwień, błękit
i z powrotem w czerwień. Potę\ne ramiona olbrzymów wzniesione były w górę gestykulując.
Po głowach zgrupowanych armii przeszła fala płomieni, która skierowała się w stronę
wie\y. Conan zwęził oczy. Jedne skaczące płomienie zdawały się walczyć z innymi na
powierzchni ciemnej wody fosy. Triumfujący wrzask wydarł się ze zgromadzonego tłumu i
barbarzyńca zaklął gwałtownie. Potem jednak zaśmiał się.
Jeśli twoi bracia, czarnoksię\nicy, mają ochotę przepłynąć fosę, będą mocno
rozczarowani. Myślą, \e nasze płomienie są zimne, mały czarnoksię\niku. Kpiący uśmiech
zagościł w kącikach jego ust. Zobaczymy, co da radę dokonać moja magia.
Strona 44
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher
Zdjął swój rogowy łuk z karku. Ludzie skakali z brzegu fosy i noc przepełniała się ich
potwornymi krzykami, podczas gdy płomienie kontynuowały niewzruszenie swój taniec.
Wy, czarnoksię\nicy, wierzycie w waszą własną medycynę, nieprawda\, szamanie?
zapytał Conan. Tak, macie rację. Tak powinno być.
Wzniósł łuk i strzała pomknęła w dół przez migoczące światło. Zanim jeszcze osiągnęła
swój cel, Conan wysłał kolejną i jeszcze kolejną. Zamaskowana postać w złocie wyrzuciła w
górę ramiona i upadła do tyłu między szeregi \ołnierzy, a w chwilę potem człowiek w fiolecie
upadł na twarz, bo piersi jego przebiła inna, śmiertelna strzała. Jak jeden mą\ wszyscy
skoczyli do tyłu i trzecia strzała Cymmeryjczyka zatopiła się do połowy w drewnianej
podłodze i zatrzęsła się niczym czarne ostrze\enie przed nadchodzącym sądem.
Na placu czarna mgła rozlała się nad ziemią, a z jej środka wyleciało stworzenie z
potę\nymi skrzydłami i płonącymi szczękami, i wzniosło się w ciemną noc. Cztery
machnięcia potę\nych skrzydeł i leciało w kierunku balkonu, na którym stał Conan! Zaśmiał
się i spokojnie opuścił miecz, podczas gdy Bourtai z krzykiem rzucił się w drzwi. Gdy Conan
ponownie spojrzał w górę, zjawa zniknęła w czarnej mgle, która nadal kłębiła się w dole i
uniemo\liwiała mu umiejscowienie swego celu. Tak, w istocie nauczył się pewnych rzeczy na
arenie i nic dziwnego, \e kapłani chcieli zabić tych, którzy prze\yli ich bogów! Oczy Conana
ponownie zwróciły się w kierunku jeziora. Stał tak przez długą chwilę, a potem zwrócił oczy
w inną stronę. Między nim, a jeziorem były armie, a jeśli człowiek chce zbudować imperium
musi przynieść ze sobą swoje bogactwa. Armie mogą się sprzeciwić&
Conan z powrotem przeszedł przez komnatę i dotarł do szerokich schodów. Jakaś kobieta
skłoniła się przed nim.
Panie, księ\niczka cię wzywa.
Conan skrzywił się, ale dał kobiecie do zrozumienia, \e zgadza się i poszedł za nią w dół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]