[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ton jechać do biura.
- Ona już wyszła.
Uniósł głowę. Gwałtowny ruch przypomniał mu o kontuzji.
- Kiedy?
- Jakąś godzinę temu. Widziałam, jak odjeżdża taksówką.
Na pewno Michael prosił, żeby przed pracą wpadła do
hotelu. Ta myśl zabolała go jak uderzenie.
- Gdyby Leon chciał ze mną porozmawiać, niech dzwoni
na komórkę. Do zobaczenia.
Wyszedł z pokoju i wezwał Kristofora. Czekając na sa
mochód, próbował połączyć się z Alexandrą. Nie zmartwiłby
się wcale, gdyby telefon zaskoczył ją w najmniej odpowied
nim momencie.
Ku zdziwieniu Dimitriosa odebrała błyskawicznie, już po
drugim dzwonku.
- Dzień dobry, panno Hamilton.
- Pan Pandakis? Jak się pan czuje? - Jej głos brzmiał
irytująco radośnie.
- Na tyle dobrze, żeby wybrać się do biura. Podjechać po
paniÄ… do hotelu?
64 REBECCA WINTERS
- Nie sądziłam, że już dziś zechce pan zabrać się do pracy
- wyjąkała zdumiona.
Tu cię mam, pomyślał.
- Czy to dla pani jakiś problem? - spytał, tłumiąc gniew.
- Prawdę mówiąc, tak.
Wziął głęboki oddech.
- Kiedy zatem możemy się spotkać?
- Może jutro rano? Widzi pan, byłam pewna, że potrzeb
ny panu jeszcze jeden dzień, by dojść do siebie. Postanowi
łam więc wybrać się do Soufli i sprawdzić, jak postępują
przygotowania. Właśnie wywołali mój lot.
- Jest pani na lotnisku? - spytał z niedowierzaniem.
- Tak. W Alexandroupolis będzie na innie czekać wyna
jęty samochód. Wrócę do Salonik pierwszym rannym samo
lotem i od razu stawiÄ™ siÄ™ w biurze.
%7ładen szef nie mógłby wymagać więcej. Wyrabiała co
najmniej dwieście procent normy. Nie miał prawa złościć się
na niÄ…. Najmniejszego prawa.
- W porządku - mruknął. - Proszę być ze mną w konta
kcie. Dobrze?
- Oczywiście. Przepraszam, ale muszę już iść. Do widze
nia. - Rozłączyła się.
Też coś! Do widzenia! Jej wesoły głosik bardzo go ziry
tował. Niech ona sobie nie wyobraża, że pozbyła się go aż
do jutra. Mowy nie ma!
Ponownie włączył komórkę. Odwołał samochód i wezwał
helikopter, po czym wrzucił do plecaka ubranie na zmianę.
Alex szła przez terminal w Alexandroupolis do stanowi
ska agencji wynajmu samochodów. Jak okiem sięgnąć widać
WESELE U STÓP OLIMPU 65
było flagi i transparenty reklamujące targi. Wszędzie dokoła
panowała wesoła, nieco odświętna atmosfera, której niestety
nie potrafiła się poddać.
Dwie noce, które spędziła w pobliżu Dimitriosa, sprawiły,
że odczuwała niemal fizyczny ból. Dla własnego dobra wy
mknęła się z willi wczesnym rankiem, żeby pobyć trochę
sama.
Już miała nadzieję, że udało się jej od niego uciec, gdy
nagle w telefonie usłyszała głos ukochanego. Zareagowała
zbyt emocjonalnie, a to tylko utwierdziło ją we wcześniej
podjętej decyzji, że powinna złożyć wymówienie
W Salonikach, czekając na samolot, zadzwoniła do matki.
Udało jej się też porozmawiać z Michaelem. Z przyjemno
ścią słuchała barwnych opowieści przyjaciela, nie chciała
jednak rozmawiać ani o Dimitriosie, ani o przygotowanym
dla niego kostiumie.
- Kalimera. Nazywam siÄ™ Alexandra Hamilton. Zama
wiałam samochód. - Pokazała paszport.
Pracownik wypożyczalni samochodów rozpływał się
w uśmiechach.
- Czarne czterodrzwiowe auto stoi przed budynkiem termi
nalu - poinformował ją w nienagannej angielszczyznie. - Roz
pozna je pani bez trudu, bo na tylnej szybie jest logo firmy.
- Dziękuję. - Zdziwiona brakiem jakichkolwiek formal
ności, dodała: - Czy mogę prosić o kluczyki?
- Daliśmy pani kierowcę, który mówi po angielsku.
- Ach, tego się nie spodziewałam.
Właściwie nie powinna się dziwić. Nazwisko Pandakis
zapewniało obsługę na najwyższym poziomie. Dimitrios był
rzeczywiście niezwykłym człowiekiem.
66 REBECCA WINTERS
Jego znajome z pewnością biłyby się o miejsce u jego
boku, gdyby tylko wiedziały o wypadku. On jednak wybrał
Alex. Domyślała się, że wolał ją od innych, nawet od brato
wej, bo przed sekretarką nie musiał udawać. Płacił jej wysoką
pensję między innymi po to, by była na każde skinienie. Nie
ulegało też wątpliwości, że nie uważał jej za atrakcyjną ko
bietÄ™. A jednak, podczas tych chwil, kiedy siÄ™ nim opieko
wała, powstała między nimi specjalna więz.
- Szerokiej drogi. Mam nadzieję, że uda się pani wyciecz
ka do Soufli.
Oderwała się od męczących rozważań.
- O, na pewno.
W rzędzie samochodów zaparkowanych przed terminalem
było kilka czarnych aut. Szła wzdłuż krawężnika, szukając
właściwego.
- Alexandra? - dobiegł ją męski głos.
Na dzwięk swojego imienia obróciła się na pięcie i omal
nie zemdlała z wrażenia.
- Dimitrios.
- Jak Å‚adnie brzmi moje imiÄ™ w twoich ustach - powie
dział przeciągłe.
Nagle zabrakło jej powietrza.
- Nie wiem... o co panu chodzi.
Uśmiechnął się olśniewająco, błyskając białymi zębami.
- W obecności innych musimy zachować te oficjalne for
my, ale prywatnie już dawno powinniśmy przejść na ty. Nie
sÄ…dzisz?
Szarozielony letni garnitur i biała jedwabna koszula pod
kreślały czerń włosów i oliwkową cerę Dimitriosa. Założył
dzisiaj okulary przeciwsłoneczne. Zwykle ich nie nosił, ale
WESELE U STÓP OLIMPU 67
widocznie po wypadku jego oczy były szczególnie wrażliwe
na światło. Miała nieodpartą ochotę przytulić go.
- Czemu nie powiedziałeś mi o swoim przyjezdzie? -
Nie tak planowała dzisiejszy dzień. Z trudem też znosiła
napięcie wywołane jego niespodziewaną obecnością.
- Zdecydowałem się w ostatniej chwili. Uznałem, że za
bawniej będzie pojechać na tę kontrolę we dwójkę. - Otwo
rzył drzwiczki samochodu.
Zabawniej? Nie wiedziała, co o tym myśleć. %7łartuje sobie
z niej? Odwróciła wzrok i wsiadła do auta. Kiedy Dimitrios
już zajął miejsce za kierownicą, spytała:
- Czy wolno ci już latać?
Przekręcił kluczyk w stacyjce.
- Czyżby moja asystentka poczuła się urażona? Obiecuję,
że nie będę ci przeszkadzał w pracy.
- Nie o to chodzi - odparła cicho. - Pewnie się boisz, że
sama sobie nie poradzÄ™. Jednak martwiÄ™ siÄ™, czy ta eskapada
wyjdzie ci na zdrowie.
- Nie bój się, nie trzeba mnie niańczyć. Czuję się świet
nie, naprawdÄ™.
- Miło to słyszeć, szczególnie przed samym otwarciem
targów.
Nie odezwał się, skupiony na prowadzeniu samochodu.
Opuścili już lotnisko i jechali w stronę Soufli. Jeśli wierzyć
mapie, mieli przed sobą sześćdziesiąt pięć kilometrów.
Spojrzała na niego ukradkiem. Dlaczego przyleciał do
Alexandroupolis, skoro w biurze czekało na niego tyle
spraw?
Dostrzegł jej spojrzenie.
- Alexandra, czemu zabrałaś ze sobą walizkę?
68 REBECCA WINTERS
Na dzwięk swojego imienia wymówionego z obcym
akcentem jej ciało oblała fala cudownego ciepła.
- Podejrzewałam, że nie dam rady obejrzeć wszystkich
stanowisk i wrócić do Salonik przed nocą, zarezerwowałam
więc pokój w Soufli.
- W którym hotelu?
- Ilias".
- I udało ci się, mimo takiego najazdu turystów?
- Twoje nazwisko otwiera wszystkie drzwi.
Słuchając jej, wyciągnął komórkę z kieszeni i wybrał nu
mer. Z potoku słów Alex potrafiła wyłowić tylko powitalną
i pożegnalną formułkę. Zaciekawiona czekała na wyjaśnie
nie, ale na próżno.
- Wszystko w porządku? - spytała niepewnie.
- Teraz już tak - padła enigmatyczna odpowiedz.
Zdenerwowała się. Czyżby to jej dotyczyła telefoniczna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]