[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Inuici i Indianie wiedzą takie rzeczy. U nas trochę to trwa.
 Myślisz, że zdążę? Czuję się tu jak przechodzień.
Odwrócił się i spojrzał na nią, mrużąc oczy przed słońcem, które nie miało w
sobie ciepła. Na chwilę zapanowała między nimi dziwna, milcząca harmonia.
Alanna uświadomiła sobie, że pragnie stać się częścią tej krainy, czuć spokój
wewnętrzny, zespolenie z naturą, nawet gdyby miała już tu nigdy więcej nie
przyjechać, a może zwłaszcza wtedy.
 To bardziej zależy od tego, w jakim stopniu człowiek potrafi się rozluznić, że
tak się wyrażę, popłynąć z prądem, niż od tego, ile ma czasu. Trzeba się nauczyć
tutejszego świata, nauczyć się szacunku dla niego, poznać swoje miejsce, żeby w
nim przetrwać. Czasami to się wie intuicyjnie. Jesteśmy słabi w porównaniu z
niedzwiedziami, z orłami, karibu, wielorybami... i wszystkimi innymi zwierzętami i
ptakami zamieszkującymi te strony, a nawet z tymi małymi kwiatuszkami, które
rosną tu, pod naszymi stopami.
 Są tu wieloryby? Nie wiedziałam.
 Tak, latem przepływają przez zatokę. Są stada białych wielorybów, niezwykle
malowniczych, i stworzenia zwane narwalami, z bardzo długim, zakrzywionym
kłem, zupełnie jak z baśni... jednorożce morza.
Powoli wracali do swoich zmotoryzowanych sań.
 Kochasz ten kraj, prawda?
 Chyba tak  przyznał.  Choć jeśli mam być uczciwy, raczej jako pewną ideę
niż jako rzeczywistość. To część mojego dziedzictwa, choć oczywiście nie w takim
stopniu, jak Inuitów czy Indian. Mieszka tu wielu odważnych ludzi, ale jest też
wiele prymitywizmu, ciemnoty. Nie żartowałem mówiąc, że wolałbym być teraz na
Barbados. Ale gdy przyjeżdżam tu od czasu do czasu, przeżywam coś w rodzaju
odrodzenia.
 Skąd pochodzisz?
 Moi rodzice mieszkają na wyspie Vancouver, na Pacyfiku. Ojciec jest tam
naczelnym chirurgiem. Ma nadzieję, że kiedyś wrócę i przejmę po nim stanowisko.
Moja matka jest psychologiem.
 Jakie to szacowne i bezpieczne.
I zamożne, i komfortowe, pomyślała. Jej własne dzieciństwo było całkiem inne.
Matka nauczycielka, dwukrotnie owdowiała, zapracowywała się, żeby utrzymać i
wykształcić dwoje dzieci. Pieniędzy zawsze brakowało.
 Tak, rzeczywiście  powiedział.  Wracajmy. Chcę ci pokazać sklep,
posterunek policji i kilka innych miejsc, w tym domy niektórych naszych
pacjentów. To nie potrwa długo.
 Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś.
 Może chciałabyś kiedyś wybrać się na łódkę? Moglibyśmy zrobić sobie długi
weekend, polecieć helikopterem albo samolotem na południe, gdzie jest trochę
cieplej, gdzie rosną drzewa i jest więcej życia. Bonnie Mae zajmie się wszystkim.
 Tak... bardzo bym chciała.
 Zatem postanowione. Trzeba czasem zrobić sobie małe wakacje, bo inaczej
człowiek by zwariował.
W drodze powrotnej do wioski towarzyszyła jej odrodzona wiara, że mimo
wszystko być może on ją zaakceptuje. Trzeba przyznać, że na przykład teraz jest
bardzo przystępny. Aatwo sobie wyobrazić, że kobieta może stracić dla niego
głowę. Na oblodzonych ścieżkach między zabudowaniami wioski powiedziała
sobie stanowczo, że jej znajomość z Owenem Bentallem ma charakter ściśle
zawodowy i że nie może złożyć broni, dopóki nie zdobędzie jakichś informacji na
temat skargi na jej brata. Poza tym w świecie Owena, świecie bogactwa, luksusów,
ona jest obca.
Po lunchu praca na dwie ręce w ambulatorium nabrała tempa. Bonnie Mae
zorganizowała wszystko bardzo sprawnie. Gdy któreś z nich spotkało się z czymś
niecodziennym, pokazywało drugiemu i naradzali się.
Zbliżał się wieczór. Alanna już dwa razy zaglądała do poczekalni, by
stwierdzić, że nie ma więcej pacjentów, gdy za trzecim razem zobaczyła, że siedzi
w niej jakiś chłopiec.
 Dzień dobry  uśmiechnęła się do niego.  Przyszedłeś po poradę, czy
czekasz na kogoś?
 Przyszedłem po receptę na Breath-Pac, biorę to na astmę  wyjaśnił
rzeczowo.  Ostatnie opakowanie mi się skończyło.
 Och... nie znam takiego leku. Co to jest?
Przysiadła obok niego. Pomyślała sobie, że w swoim obszernym ubraniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •