[ Pobierz całość w formacie PDF ]
reszty straciła panowanie nad sobą.
RS
Może pani natychmiast odejść, skoro jest pani tym
tak zaszokowana.
Ja... nie... skąd pani przyszło do głowy, że chcę
odejść? Susan była skonsternowana. Nie obchodzi
mnie, czy macie państwo ślub, czy nie. I nie mam zamiaru o
tym rozpowiadać.
Miło słyszeć odparła cierpko dona Sofia. Znie-
nacka opadła z niej cała wyniosłość. Nerwowo bębniła
zadbanymi palcami o blat stolika, a jej wzrok błądził
niespokojnie po pokoju, zanim rzekła:
Nie jest mi łatwo powiedzieć pani prawdę. Emilia
nie zmyśla. Diego i ja nie mamy ślubu. Kocham Diega od
dawna, lecz on... on... myśli tylko o swoich orchideach
jej głos się załamał. : Gdybym była czarną orchideą,
miałabym u niego szanse. Gorycz w głosie tej pięknej
kobiety zaskoczyła Susan. Dońa Sofia poderwała się i za-
częła chodzić nerwowo po pokoju. Nie wyglądała teraz
nieprzystępnie jak zwykle, była po prostu zrozpaczona i
bezradna.
A wszystkiemu winien testament Jaime, mojego
zmarłego męża ciągnęła z pośpiechem, jakby chcąc
wszystko z siebie wyrzucić. Diego i oni byli wspól-
nikami, musi pani wiedzieć. Obaj żyli tylko orchideami,
jeszcze tylko dzieci coś dla nich znaczyły, czego zresztą
naprawdę nie rozumiem. Pracowali dzień i noc, aby
wyhodować czarną orchideę. Gdyby im się udało, przynio-
słoby to nam wszystkim fortunę. Jaime zginął, gdy prace
były już bardzo zaawansowane. Sofia na moment
przerwała i podeszła do okna, po czym odwróciła się do
Susan i ciągnęła dalej udręczonym głosem: Na szczęście
i nieszczęście zarazem Jaime pozostawił testament. Otrzy-
małam połowę udziału w interesie, bez prawa do czarnej
orchidei. Orchidea należy do Diega za jego niezmordowaną
pracę przy jej wyhodowaniu. Pod jednym warun-
RS
kiem! Diego miał się ożenić ze mną i zatroszczyć o dzieci.
Ale Diego nie ma zamiaru spełnić ostatniej woli brata, jeśli
chodzi o mnie oczywiście.
Susan uczuła naraz litość dla tej kobiety.
- Dlaczego więc pani z nim została? Ja bym tak nie
mogła!
Dona Sofia wzruszyła ramionami.
Sama o to często siebie pytam. Pewnie dlatego, że
wciąż jeszcze go kocham, choć on mnie odpycha.
Ze zwieszoną głową, chwiejnym krokiem podeszła do
drzwi.
Teraz już pani wie wszystko i mam nadzieję, za
chowa pani dla siebie. Don Diego nie może się dowiedzieć
o naszej rozmowie, sama pani resztą widziała, jaki potrafi
być nieprzyjemny, gdy wpadnie w złość. Wolę nie myśleć,
co by było, gdyby odkrył, że pani wszystko powiedziałam.
Susan opadła na poduszki. Sama nie wiedziała, co o tym
wszystkim myśleć. To Diego jest taki? Zdążyła już poznać
jego nagłe wybuchy złości, ale żeby być takim bez skrupu-
łów... Czyżby z powodu pieniędzy, które miała przynieść
czarna orchidea? To on zarzucał jej, Susan, że się zle
prowadzi, a swoje własne życie zbudował na kłamstwie. Bo-
lało ją to tym bardziej, że nie umiała go znienawidzić, mało
tego, każdym nerwem ciała tęskniła do tego mężczyzny.
Naraz przypomniał jej się brodaty nieznajomy. On na
pewno był inny, nigdy by nie odmówił spełnienia ostatniej
woli brata. Choć musiała się przyznać sama przed sobą, że
to akurat w Diegu ją wyjątkowo cieszyło.
Gdy wreszcie uspokojona zasnęła, śniła się jej Zwiątynia
Słońca w Teotihuacanie i wstępujący na jej stopnie brodaty
szczupły kapłan.
RS
9
Na litość boską, szybko! Gdzie jest don Diego?
Przerażona Susan podniosła wzrok znad książki. Stał
przed nią jeden z młodych zatrudnionych na farmie ludzi
wymachując dziko rękami.
Tutaj jestem odezwał się don Diego z jadalni.
Młody człowiek rzucił się do drzwi, które wskazała
Susan. W parę sekund pózniej obaj wypadli jak burza z
pokoju. Dońa Sofia, która właśnie ukazała się w drzwiach,
spytała nic z tego nie rozumiejąc:
Co się stało?
Ktoś się włamał do laboratorium. Na razie nie
wiem nic bliższego brzmiała krótka odpowiedz. Doria
Sofia wzruszyła ramionami, Susan wróciła do przerwanej
lektury.
Po kwadransie ukazał się w progu Diego, blady jak
ściana i roztrzęsiony.
Włamano się do pomieszczenia, gdzie trzymam
nasiona.
To straszne! biadała Sofia. Wiesz już, co
zginęło?
Myślę, że złodziej szukał... no wiesz czego.
Głos Diega brzmiał ochryple, podenerwowany jak
nigdy.
RS
Susan wmieszała się niebacznie.
Może chodziło mu o czarną orchideę. Zoriento-
wawszy się, co powiedziała, odruchowo zasłoniła dłonią
usta.
Diego dosłownie przygwozdził ją spojrzeniem do ziemi.
Skąd pani wie o czarnej orchidei?
Susan gorączkowo szukała odpowiedzi. Tak głupio się
wygadała! To przecież właśnie Diego nie miał się dowie-
dzieć o jej rozmowie z dońą Sofią.
Nietrudno było zgadnąć rzekła wymijająco.
Sam pan powiedział, że złodziej włamał się do pomiesz-
czenia, gdzie trzyma pan nasiona, więc pomyślałam, że to
może właśnie te...
Nie odpowiedziała pani na moje pytanie warknął
Diego. Skąd pani wie o czarnej orchidei?!
Susan miała ochotę zapaść się pod ziemię. Cóż mogła
powiedzieć, w dodatku czując na sobie przenikliwe spoj-
rzenie doni Sofii.
A więc nie chce pani mówić... No cóż, w takim razie
mogę panią tylko upewnić, że złodziej nie znalazł nasion
czarnej orchidei, bo ich po prostu nie ma. Czarna orchidea
jeszcze nie kwitła. Inaczej byłby to dla mnie straszny cios
dokończył już spokojnieszym głosem.
Taka kradzież każdemu by się opłaciła, nieprawda,
seńorita Adams? uśmiechnęła się podstępnie dona Sofia.
Susan spojrzała na nią nieufnie. Co miała oznaczać ta
uwaga?
Diego wyszedł z pokoju, aby zadzwonić na policję.
Niebawem pojawiło się na farmie dwóch funkcjonariuszy i
kazało się zaprowadzić na miejsce przestępstwa. Gdy już
przeszukali wszystko niczego nie znajdując, przesłuchali
również wszystkie osoby na farmie i w domu.
Susan oczywiście też to nie ominęło. Po raz pierwszy
miała do czynienia z policją. Chętnie opowiedziała, jak to
RS
poprzedniego dnia Diego de Silva oprowadzał ją po farmie,
od niej też policjanci dowiedzieli się, że oprócz niej i Diega
w laboratorium byli także dofia Sofia i Alvaro Rivera. Susan
zastanawiała się przez moment, czy nie powiedzieć
policjantom o dziwnym zachowaniu Rivery, doszła jednak
do wniosku, że zachowywał się tak z jej powodu, a
policjanci mogliby pomyśleć, że stara się odwrócić od siebie
uwagę wskazując na kogoś palcem. Mimo to uparcie
prześladowała ją myśl, że Rivera mógł mieć coś wspólnego
z kradzieżą.
Kto zatem był podejrzany? Może dona Sofia? Do niej
należała połowa udziału w interesie, lecz nie czarna or-
chidea. Ta miałaby motyw. Czyżby chodziło jej o zysk? Lub
szantaż? To ostatnie też było możliwe. Być może dońa Sofia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]