[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cukru.
Hawkins wpatrywał się z niedowierzaniem w gęsty, czarny płyn w swoim kubku.
- Tak, cukier to chyba dobry pomysł - powiedziałam, w pośpiechu przerzucając wszystko
w szafkach w poszukiwaniu małych saszetek, które dają w tanich restauracjach i które zbieram
na wypadek sytuacji awaryjnej. Na przykład takiej, jak ta. Były trochę pomięte i poplamione,
ale błyskawicznie opróżniłam je do kubka Hawkinsa i wyrzuciłam opakowania zanim zdążył
się im przyjrzeć. Następnie wyciągnęłam w miarę czyste łyżeczki z suszarki i podałam mu z
uśmiechem w stylu Josie. Bez przekonania wymieszał kawę, po czym wypił mały łyk.
- Jezu, jaka mocna - jęknął z grymasem.
- Owszem. Ale prawdopodobnie wypijasz dziennie sto lur z automatu, z których każda
zawiera szczątkowe ilości kofeiny i znaczne dodatków. Ta ma mniej więcej tyle kofeiny ile
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
one wszystkie razem wzięte, żadnych dodatków i wystarczy wypić jedną filiżankę na cały
dzień. Czysty zysk.
- Hm. - Upił jeszcze trochę. - Opowiedz mi o ludziach, którzy tego dnia schodzili do
piwnicy.
Usiadłam przy stole w kuchni.
- Brian to dość zagadkowa postać. Uprawia kulturystykę i pracuje jako bramkarz. Jest
bardzo małomówny, co prawdopodobnie zdążyłeś już zauważyć. Nie widzę żadnego powodu,
dla którego mógłby zabić Lindę. To samo dotyczy Fliss. Teraz, kiedy Derek został
aresztowany, zamierzam porozmawiać z nimi jeszcze raz i zapytać o to, czego mi nie
powiedzieli. Jeff jest znacznie bardziej obiecujÄ…cym podejrzanym. - W tym miejscu
opowiedziałam Hawkinsowi całą historię o planach Lindy i petycji Jeffa. - Może powinieneś
pogadać z radnymi, którzy zajmują się sportem i rekreacją i sprawdzić, czy Linda rzeczywiście
knuła jakiś spisek. Poza tym zachowywała się w stosunku do niego wyjątkowo wrednie. Miała
cięty język i dręczyła go, kiedy tylko zdarzyła się jej okazja. Osobiście widzę Jeffa w roli
mordercy. Mogli się pokłócić, Linda rzuciła jakiś niewybaczalny tekst i Jeff stracił panowanie
nad sobą. Nie zapominaj, że w biurze stały hantle.
- Ale ty nie zapominaj, że na ubraniu Jeffa nie znaleziono żadnych śladów krwi -
powiedział Hawkins.
- A na ubraniu Dereka?
- Także nie - przyznał niechętnie. - Co dziwne, krwi nie było w ogóle na żadnym z ubrań,
które zabraliśmy do analizy. A lekarz twierdzi, że po takim ciosie trochę krwi musiało
wytrysnąć z rany. Może niezbyt wiele, ale jednak trochę. Z całą pewnością morderca stał tuż
obok, więc został opryskany. Tymczasem przeszukaliśmy całą siłownię i nie znalezliśmy nawet
skrawka ubrania ze śladami krwi. Nawiasem mówiąc ustalono ponad wszelką wątpliwość, że
morderca użył tych hantli jako narzędzia zbrodni. W takim razie pozostaje jeszcze pytanie o
to, skąd je zabrał. I to także przemawia na niekorzyść Brewstera. Niewątpliwie mógł zajrzeć
na męską halę i wziąć hantle, niezauważony przez... yyy...
- Briana.
- Tak, Briana. Felicity Brady zaprzecza, jakoby ktokolwiek wchodził na żeńską siłownię i
nie słyszałem nic, co podważałoby to zeznanie. A Jeff, jak mu tam... Roberts twierdzi, że nikt
nie brał hantli z biura. Co nie wygląda najlepiej z punktu widzenia Dereka Brewstera.
Dokończył kawę i odstawił kubek.
- Nie była taka zła - przyznał. - Rozjaśnia umysł, prawda?
Popatrzyłam na niego w skupieniu.
- Ty nie sądzisz, że to Derek ją zabił, prawda?
- Nie wiem - odparł, unikając mojego wzroku.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- W takim razie dlaczego go aresztowaliście?
- Monroe bardzo na to naciskał. - Hawkins wzruszył ramionami. - Zresztą musisz
przyznać, że Derek to oczywisty główny podejrzany. Sama wiesz, jak wyglądają statystyki. A
w dodatku ta Fisher powiedziała, że Linda Fillman przyłapała ich sam na sam... Motyw na
pewno miał.
- No i jest czarny. A Linda biała - podkreśliłam.
- Nie sądzę, żeby to akurat miało znaczenie dla inspektora - powiedział szczerze. - Ale
Monroe naprawdę wierzy w winę Dereka. Tu nie chodzi o żadne uprzedzenia. Przecież Fisher
też jest czarna. A będzie zeznawała przeciwko niemu.
- Ale nie widziała, jak Derek uderza Lindę, prawda? - prychnęłam. - I raczej trudno ją
nazwać obiektywnym świadkiem. Moim zdaniem o wiele bardziej prawdopodobne, że ona
sama to zrobiła.
- Ale skąd miałbym wytrzasnąć dowody przeciwko niej? - zapytał sierżant. - Ci ludzie w
piwnicy byli jak trzy mądre małpki: nic nie widzieli, nic nie słyszeli i nic nie mówią!
Popatrzyliśmy na siebie.
- Ale sprawdzisz to, o czym rozmawialiśmy - spytałam niecierpliwie, przygryzając wargę.
- I pogadasz z radnymi... - dodałam, zeskakując ze stołu i stając tuż obok niego.
- Już ci mówiłem, że tak! - warknął Hawkins przez zaciśnięte zęby. - Kiedy mówię, że coś
zrobiÄ™, to zrobiÄ™, okej?
- Zwietnie! - odparłam, patrząc mu prosto w oczy. Jego spojrzenie skrzyżowało się z
moim na niewielkiej przestrzeni, dzielącej nasze twarze. Zapadła nieznośna cisza.
- Więc... hm... - wykrztusił w końcu Hawkins mocno zduszonym głosem. - Jak się nazywa
ta twoja ruchoma rzezba?
Zorientowałam się, że od dłuższego czasu wstrzymywałam oddech.
- Nieodkryta Planeta - powiedziałam, wypuszczając powietrze. - Właściwie tak ją nazwała
ta agentka. Przyszła tu w zeszłym tygodniu, tuż przed twoją wizytą. Dlatego tak się dziwnie
zachowywałam, kiedy zadzwoniłeś do drzwi. Myślałam, że to jeszcze raz ona...
Zorientowałam się, że straszliwie bredzę, więc powoli zamilkłam. Udawałam, że
przyglądam się mojej rzezbie, przez cały czas czując na sobie jego wzrok. Po chwili opuściłam
głowę i znów spojrzałam mu w oczy. Błąd. Były naprawdę bardzo, bardzo niebieskie. Nie
mogłam się powstrzymać. Na chwilę zapomniałam, że jest policjantem, a potem, że nie
powinnam go całować, i w końcu zrobiło się za pózno na tego typu rozważania.
Jak na moje standardy, całował znakomicie. Na początku wydawał się trochę zaskoczony,
ale ledwo załapał, o co chodzi, wynagrodził mi wszystko z nawiązką. W rezultacie to ja
pierwsza odsunęłam głowę.
- Popełniamy błąd - powiedziałam z roztargnieniem.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- Wiem - odparł równie nieprzytomnie. - Mieszkam z kimś, a zresztą niech to szlag...
Porwał mnie w ramiona i pocałował raz jeszcze, przyciskając moje ciało do jego tak
mocno, że omal nie zatamował mi krążenia. To był jeden z tych pocałunków, które mogą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]