[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Westchnęła głęboko.
- Bliskość - szepnęła, zmuszając się, by spojrzeć mu
w oczy. - Ogromną bliskość. I wielkie podniecenie. Je­
stem cała rozpalona.
- Zajmę się tym - odparł, uśmiechając się czule.
Położył się obok i zaczął ją całować. Na początku po­
całunki były leniwe, delikatne i niewymagające. Kiedy
jednak zaczął jej dotykać, każde poruszenie jego palców
wywoływało w jej ciele dreszcze, aż zapragnęła, pożą­
daniem silnym jak letnia burza, przyjąć go całego.
Uległ jej, jego usta stawały się tak natarczywe jak
palce, które wędrowały po całym ciele Shelly, odkrywając
jej najintymniejsze sekrety. Kiedy była gotowa, obrócił
ją na plecy i zbliżył się, by połączyć się z nią.
Pocałował ją czule, wsuwając się pomiędzy jej mięk­
kie uda i torując sobie drogę. Cofnęła się nieco, ale parę
sekund później, rozluźniając się i przysuwając, usiłowała
mu pomóc.
- Cofnęłaś się - szepnął, unosząc głowę, by spojrzeć
,
Troskliwa mamusia
109
wprost w jej oczy. - Chcesz, bym przygotował cię jesz-
cze trochę, zanim w ciebie wejdę?
Zaczerwieniła się, słysząc tak bezpośrednie pytanie.
- Ale przecież już jesteś!
- Nie. - Pocałował jej powieki i posunął się do przo-
du. Wówczas poczuła ukłucie i zesztywniała. - To będzie
trudne - wyszeptał. - Potrzebujesz więcej czasu. Wszy-
itko w porządku - dodał, gdy, widząc jak drży z pod-
niecenia, miała ochotę zaprotestować. - Mogę zaczekać.
Już dobrze, Shelly.
Zgodnie z obietnicą, zaczął raz jeszcze, a jego usta
ręce były tak delikatne i zarazem ruchliwe, że bardzo
szybko doprowadził ją do granicy napięcia. Nie tylko nie
miała już ochoty mu przeszkadzać, ale zapragnęła go z si­
łą bliską szaleństwa. Z ustami przy jego wargach jęknęła
i zanim zorientował się, do czego zmierza, wypchnęła
biodra do góry, oddając mu się całkowicie.
Zadrżał, a po chwili odnaleźli wspólny rytm i morze,
niebo i noc stopiły się w jedno. Słyszała jego głos tuż
przy swoich ustach, ale nie rozpoznawała słów, wspinając
się, wspinając i wspinając...
Ostra eksplozja wszechogarniającego ciepła z trudem
dotarła do jej świadomości. Przywarła do niego i ze­
sztywniała, świadoma chrapliwego jęku i konwulsyjnego
drżenia ciała, tak intymnie złączonego z jej własnym. Po­
tem powoli zaczęła powracać do rzeczywistości.
Leżała pod nim, wyczerpana rozkoszą, zbyt oszoło­
miona, by się poruszyć i walczyła o odzyskanie oddechu.
- W kategorii pierwszych razów - powiedziała drżą­
cym głosem - i przy skali dziesięciostopniowej, to było
co najmniej dwadzieścia.
110
DLA CIEBIE, MAMO
- Nawet w kategorii wieloletniego doświadczenia to
też było dwadzieścia - szepnął jej do ucha. -Nic ci nie
jest? Nie boli za mocno?
- W ogóle nie boli. - Przysunęła się do niego, za­
chwycona ich wspólną nagością i poczuciem, że jest tak
blisko niej. - Czy teraz zamierzasz się ode mnie odwrócić
i zasnąć?
- Tak, i ty także. - Roześmiał się.
Wstał, wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Okrył ją,
objął delikatnie i zgasił światło.
- Staraj się odpocząć - szepnął. - Rano będziesz po­
trzebowała siły.
Roześmiała się i, przepełniona szczęściem, położyła
policzek na jego piersi.
- Shelly...
- Hmm?
- Nie powiedziałaś, że mnie kochasz.
- Owszem, powiedziałam - mruknęła, zasypiając.
- Mówiłam to setki razy, ale ty nie słyszałeś. Kocham
cię do szaleństwa. Zawsze będę.
Uśmiechnął się i musnął jej czoło wargami.
- To dobrze. Bo jesteś teraz moim życiem.
Westchnęła, przysuwając się i wyciągając obok niego.
- Faulkner...
- Hmm?
- Zawsze pozostaje nam Paryż.
Zaśmiał się. Zanim zamknął oczy, zdążył jeszcze ze
współczuciem pomyśleć o tym biednym filmowym bo­
haterze, którego jedynym ukojeniem stała się przyjaźń
z żandarmem. On miał o wiele, wiele więcej. Miał Shel­
ly, Bena i pełną miłości przyszłość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •