[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak bardzo cię kocha.
- O wiele więcej wydaje na pewien projekt, który jest bardzo bliski mojemu sercu -
uśmiechnęła się Tammy.
- Te gry komputerowe dla dzieci? - Domyśliła się Lucy, która przed kilkoma mie-
siącami urodziła drugie dziecko. Obydwoje z Tonym chcieli mieć dużą rodzinę.
- Nie, gry jeszcze nie są wprowadzone na rynek - wyjaśniła Tammy. - To mój po-
mysł. Chcemy zbudować centrum pomocy zestresowanym matkom, które nie potrafią
poradzić sobie z dziećmi po porodzie. Widziałam ten problem wiele razy i zawsze czu-
łam się bezradna. Fletcher zaangażował już ludzi, którzy szukają odpowiedniego miejsca.
- To doskonały pomysł, Tammy. Naprawdę znalazłaś mężczyznę stworzonego dla
siebie - oświadczyła Jennifer.
Celine z niedowierzaniem potrząsała głową.
R
L
T
- Nigdy bym nie uwierzyła, że mój brat może przejawiać humanitarne zapędy. On
naprawdę cię kocha.
- Wiem, że postanowiliście wziąć ślub tutaj, bo tu tak naprawdę wszystko się mię-
dzy wami zaczęło. Ale czy wybieracie się gdzieś jeszcze w podróż poślubną? - zapytała
Hanna z ciekawością.
- Nie. Zostaniemy tu jeszcze przez kilka dni, a potem wracamy do domu.
Hanna wydawała się rozczarowana.
- No cóż, ta wyspa chyba i tak jest wystarczająco romantyczna.
Tammy wahała się przez chwilę, niepewna, jak zareagują przyjaciółki, ale w końcu
i tak musiały się dowiedzieć.
- Prawdę mówiąc, mamy pewne plany, ale musimy z nimi trochę zaczekać.
Fletcher zapisał nas na wycieczkę w przestrzeń kosmiczną. To jest coś zupełnie wyjąt-
kowego. Jeden z twórców Google też się wybiera.
Zapadło milczenie. Celine pierwsza doszła do siebie.
- W przestrzeń kosmiczną? To całkiem do niego podobne. Ale czy ty naprawdę
chcesz się znalezć na statku kosmicznym, Tammy?
- Tak. Myślę, że to będzie coś wspaniałego. Zobaczę z góry Ziemię, Księżyc,
gwiazdy, cały kosmos. Nie mogę sobie wyobrazić niczego lepszego!
- Teraz wiem, że jesteście dla siebie stworzeni. Obydwoje jesteście zupełnymi wa-
riatami.
- Och, Celine, ty jesteś taka przyziemna - zaśmiała się Jennifer. - Ja też myślę, że to
będzie fantastyczne przeżycie. Tammy poleci do gwiazd. Kto by pomyślał, że któraś z
nas dostanie taką szansę?
- Wyobrazcie sobie tylko - dodała Lucy z zachwytem. - Któregoś wieczoru będę
mogła zabrać dzieci na dwór, pokazać im niebo i powiedzieć, że moja przyjaciółka jest
tam gdzieś w statku kosmicznym!
- Nasza przyjaciółka - poprawiła ją Kirsty. - Będziemy z ciebie bardzo dumne,
Tammy. Już jesteśmy. I bardzo się cieszymy, że wreszcie i ty zostałaś panną młodą.
R
L
T
- Ta panna młoda zaraz spózni się na własny ślub - ocknęła się Celine. - Mam
przewagę nad wami wszystkimi. Mogę powiedzieć, że moja szwagierka lata w kosmosie,
bo zabrał ją tam mój brat!
Roześmiały się i po chwili wreszcie były gotowe do wyjścia. Miały na sobie su-
kienki z jedwabnego szyfonu ze stójką i krzyżującymi się na plecach szelkami. Gorset i
kokarda w pasie były czerwone, ale spódnica, długa i powiewna, składała się z wielu
warstw o różnych długościach i odcieniach, od czerwonego przez pomarańczowy aż do
żółtego. Sukienki przypominały kwiaty hibiskusa, które rosły na wyspie i z których zro-
bione były bukiety.
Suknia Tammy była uszyta z białego, jedwabnego atłasu. Gorset bez ramiączek
miała pięknie ozdobiony koronkami i haftowany perłami. Rzędy koronek i pereł biegły
na wysokości pasa, bioder i ud, a także na spódnicy poniżej kolan. Diadem z pereł pod-
trzymywał welon.
Jestem panną młodą, pomyślała, i przepełniona szczęściem, popatrzyła na swoje
odbicie w lustrze.
Minibus zabrał ich na najczystszą plażę świata, Ned's Beach, gdzie wszyscy goście
zgromadzili się w doskonale utrzymanym parku. Matka Fletchera i matka Lucy, które
przyjazniły się ze sobą od lat, pilnowały trojga dzieci.
Między drzewami zainstalowano nagłośnienie i procesja rozpoczęła się przy
dzwiękach Ody do radości" Beethovena. Dzieci ruszyły pierwsze. John dyktował tem-
po: raz, dwa, trzy! a pozostałe szły za nim, rzucając w powietrze płatki róż. Wszyscy
uśmiechali się, patrząc na nich, nawet Max, Hans i Guy, którzy też przylecieli na ślub.
Wszyscy trzej byli jeszcze kawalerami i bardzo ich ciekawiła kobieta, z którą Fletcher
chciał dzielić życie.
Samotni mężczyzni, pomyślała Tammy, tacy jak Fletcher. Powiedziała im, że kie-
dykolwiek znajdą się w Sydney, będą mile widziani w ich domu. Cieszyła się, że tak
wiele osób pojawiło się na ślubie, by dzielić z nimi radość. Przyjazń, miłość, troska i
wspólnota - wszyscy ludzie potrzebowali tego w życiu.
Ruszyła w stronę pana młodego. Jego uśmiech wydawał się jej jeszcze bardziej
olśniewający niż zwykle. Stali obok siebie, wygłaszając przysięgę małżeńską, bez cienia
R
L
T
wątpliwości, że uda im się jej dotrzymać. Niepewność zniknęła bez śladu. Teraz stano-
wili jedność i nic już nie mogło ich rozdzielić.
Prowadzący ceremonię ogłosił ich mężem i żoną. Gdy John podbiegł do rodziców,
Celine zauważyła z niezmierną satysfakcją:
- To już wszystko, dziewczyny. Sześć ślubów.
- I dziecko - dodał Fletcher, biorąc syna na ręce.
Dziecko, które nie było planowane, ale które zawsze będzie wiedziało, że jest ko-
chane, pomyślała Tammy. To najlepsze, co można mieć w życiu.
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]