[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cej niż tydzień.
Charlotta wyjęła z lodówki dzbanek z kruszonem. Nalała do wyso-
kich szklanek, dodała lodu.
- Z truskawkami zamiast pomarańczy. - Podała Julii szklankę. -
Spróbuj, jakie pyszne. I szybko mów, co z Kelly.
- Przez pierwsze kilka dni po naszym spotkaniu układało się wspa-
niale. Kelly błagała, żebym opowiedziała wszystkie szczegóły randki.
A potem zaczęła się dopytywać, dlaczego on tak długo nie dzwoni.
Wpadłam w panikę i w końcu powiedziałam jej prawdę. To znaczy, że
nie mam najmniejszego zamiaru z nim się spotykać. I znowu chodzi
nadąsana... Oskarżyła mnie o oszustwo... Według niej wprowadziłam
ją specjalnie w błąd, aby myślała, że umiem się także bawić.
- O ile sobie przypominam, to właśnie dlatego z nim poszłaś -
spokojnie zauważyła Charlotta. Naszykowała mak, wytarła ręce w
papierowy ręczniczek. Sięgnęła po szklankę z kruszonem.
- Ale ona miała o tym nie wiedzieć - zaprotestowała Julia.
- To może powinnaś znowu gdzieś z nim pójść - podsunęła przy-
jaciółka.
Julia wypiła łyk kruszonu.
- Dzięki - mruknęła.
R
L
Przygotowała stolnicę i wałek. Energicznie rozwałkowywała cia-
sto, podsypując mąkę. Dodała do środka łyżkę masła... Nie mogła
przyznać, że spędzanie czasu z Ryanem to ostatnia rozrywka, na jaką
miała ochotę. Nie powinna się z nim spotykać. Fantazje, w których on
uczestniczył, wydawały się tak bardzo realne, że przestała nad nimi
panować. Były za bardzo realistyczne. Julia raz po raz zadawała sobie
pytanie, czy Ryan nie domyśla się czegoś. Bo jeśli on w jakiś tajem-
niczy telepatyczny sposób wiedział o wszystkim... A może naprawdę
w tym uczestniczy? Nie, pocieszyła się w myślach, to było absolutnie
niemożliwe.
Złożyła ciasto na pół i rozwałkowała.
- Uważaj - powiedziała spokojnym głosem przyjaciółka. - Nie
wałkuj tak mocno, bo wyciskasz masło.
- Charlotto? - zaczęła niepewnie Julia. - Czy ty wierzysz, hm... no
wiesz, w telepatię i w takie różne nie wyjaśnione sprawy? Czytałam
ostatnio taką książkę...
Złożyła ciasto na pół i znowu rozwałkowała. Potem zwinęła i
włożyła do lodówki.
- Pewnie czytałaś Danikena? - zainteresowała się przyjaciółka.
- Nie, ale coś w tym rodzaju... więc co o tym myślisz?
- Niektórzy ludzie są mediami - zaśmiała się Charlotta. - Ja ani
trochę, nigdy nic podobnego mi się nie zdarzyło - zapewniła.
- Ale na przykład mój dziadek ze strony ojca, wiesz... to był brat
rodzonego dziadka Ryana... opowiadał o swojej matce, której prawie
nie pamiętam. Podobno ona potrafiła komunikować się z bliskimi za
pomocą telepatii...
- A pamiętasz może, jakie niezwykłe historie jej się przydarzyły? -
zapytała Julia.
Charlotta odstawiła z ognia garnek. Przez chwilę milczała.
- To było jakoś tak... Jej siostra, która mieszkała w innym mieście
popełniła samobójstwo, bo rzucił ją ukochany. I ta nasza prabab-
cia-medium obudziła nagle w środku nocy całą rodzinę i powiedziała:
 Jenny nie żyje. Przyszła do mnie na chwilę, żeby się pożegnać" .
R
L
- A może ktoś do niej zadzwonił albo wysłali telegram? - Julia nie
do końca wierzyła w takie rzeczy.
- Oni nie mieli telefonu, to były dawne czasy, a poza tym nikt się
nie spodziewał... I to było podobno dokładnie o tej godzinie, o której
Jenny umarła.
Julia bardzo chciała dowiedzieć się wszystkich możliwych szcze-
gółów, ale z Charlotta dłuższa dyskusja na jeden temat była zupełnie
niemożliwa. Przyjaciółka nie była w stanie skoncentrować się przez
dłuższy czas na tym samym.
- Może lepiej będzie, jak teraz pokroimy warzywa... - zde-
cydowała Charlotta. - A wracając do Ryna, myślę, że nic nie stoi na
przeszkodzie, abyś znowu spędziła z nim kilka godzin.
Nagle usłyszały zgrzyt klucza w drzwiach, ktoś wycierał nogi o
słomiankę. I nieoczekiwanie w kuchni pojawił się Ryan. Julia zamru-
gała oczami, jej serce zaczęło bić w rytm radosnej pieśni.
- O wilku mowa... - zachichotała Charlotta. - Drogi kuzynie, dla-
czego nie jesteś u siebie w biurze? Czy coś się stało?
Ryan nie odpowiedział uśmiechem. W jego błękitnych oczach Ju-
lia mogła wyczytać panikę.
- Julia! - krzyknął na jej widok. I dopiero teraz się uśmiechnął. -
Jak dobrze, że cię znalazłem. Dzwonię do ciebie od rana i nikt nie
odpowiada...
- Ja... wychodziłam - zaczęła usprawiedliwiać się Julia. - Najpierw
robiłam zakupy na przyjęcie, które organizujemy z Charlottą, a po-
tem... przyszłam tutaj.
- Czy mogłabyś... dzisiaj... jeszcze raz mi pomóc? - poprosił ner-
wowo.
Julia wytarła ręce.
- Dokąd chcesz mnie zabrać? - zapytała. - Czy to ma coś wspólne-
go z Cherry Richards?
- Czy mógłbyś wziąć głęboki oddech, usiąść i spokojnie po-
wiedzieć nam, co się wydarzyło - zaproponowała Charlotta Wyjęła z
R
L
szafki wysoką szklankę, napełniła kruszonem. - Spróbuj, jakie to do-
bre z truskawkami - powiedziała, podając kuzynowi.
- Jim zadzwonił do mnie dziś rano - mówił Ryan, już znacznie
spokojniej. - Opowiadał, ile to jego kochana córeczka napracowała
się, żeby znalezć dla mnie luksusowe mieszkanie o właściwym stan-
dardzie. Wyjaśniał mi jak dziecku, że nie mogę cały czas mieszkać u
ciebie i wykorzystywać twojej gościnności. Wydawał się taki dumny
ze swojej małej dziewczynki, która tak bardzo chce mi pomóc. Nie
sposób było mu powiedzieć, że sprawy wyglądają trochę inaczej.
Cherry podobno znalazła mi kilka adresów i dzisiaj po południu
chciała pokazać mi jakiś dom, który jej najbardziej przypadł do gustu.
Julio, proszę cię, chodz tam ze mną. Jeśli ona zobaczy nas razem, to
może wreszcie uwierzy, że łączy nas coś poważniejszego.
R
L
ROZDZIAA PITY
Samochód pędził w stronę północnych dzielnic miasta. Julia pró-
bowała opanować nerwy. Zbyt silnie reagowała na obecność Ryana.
Ich wspólna gra była perfekcyjnym rozwiązaniem dla obojga, jednak-
że wiedziała w głębi duszy, że dłuższe przebywanie w jego towarzy-
stwie mogło być dla niej niebezpieczne. Przyciągał ją jak magnes i w
żaden sposób nie mogła się temu oprzeć. Już kiedyś w przeszłości
popełniła podobny błąd, zaufała mężczyznie. I teraz zachowywała się
tak, jakby z tamtych nieprzyjemnych wydarzeń nie potrafiła wycią-
gnąć wniosków. Nie zamierzała nigdy więcej uzależniać się od męż-
czyzny. Ceniła sobie ten kruchy ład, który udało jej się zbudować.
To wszystko polegało na jakichś reakcjach chemicznych, nie do
końca zależało od jej woli. Pamiętała jeszcze ze szkoły, gdy była w
wieku Kelly i razem z nauczycielem przeprowadzali doświadczenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •