[ Pobierz całość w formacie PDF ]

a ju¿ siê Sciemnia, widzisz?
RzeczywiScie: s³oñce ju¿ dotyka³o krawêdzi murów miasta i nad
Vagaran nap³ywa³y niebieskawe cienie, nadaj¹c ulicom na pó³ real-
ny wygl¹d starego fresku. Ludzi by³o coraz mniej, straganiarze zwi-
jali swój towar, kupcy zamykali sklepy, w³aSciciele pijalni pomagali
wyjSæ ostatnim goSciom. Miasto szykowa³o siê do snu, a¿ do rana,
gdy znowu otworz¹ siê knajpy i stragany, ulice siê zaludni¹, o¿ywi¹
g³osami przechodniów i krzykami zachwalaczy. Tak dzia³o siê za-
wsze, dzieñ po dniu, rok po roku& I nikt nawet nie podejrzewa³, ¿e
tê noc prze¿yje tylko jeden cz³owiek: Fagnir.
Vellach i Minolia szli po opustosza³ych ulicach. Mê¿czyzna szed³
szerokim, szybkim krokiem i dziewczyna z trudem nad¹¿a³a za swo-
im towarzyszem. Teraz, gdy przebiegaj¹cy ulice Vagaranu cz³onko-
wie zakonu mieli na sobie normalneodzienie, mieszkañcy miasta mo-
gliby siê przekonaæ, ¿e s¹ to zwyczajni ludzie, a nie ¿adne potwory,
jak g³osi³y plotki  mogliby, gdyby wiedzieli, ¿e maj¹ przed sob¹ nie
spóxnionych przechodniów, lecz kap³anów s³ynnego Niewiadome-
go.
Vellach, ros³y chudy mê¿czyzna z ciemnymi w³osami i niewiel-
k¹ szczoteczk¹ jasnych w¹sów, cienkimi bladymi ustami, nad który-
mi wisia³ d³ugi prosty nos, nadaj¹cy jego twarzy ptasi wygl¹d, odziany
 115 
by³ w strój, który nie zdradza³, do jakiej sfery czy gildii nale¿y jego
w³aSciciel. Tak jak i mê¿czyzna, jego towarzyszka  zielonooka
dziewczyna z rozwian¹ grzyw¹ s³omianych w³osów, mieni¹cych siê
z³otem w czerwonym Swietle umieraj¹cego s³oñca, mia³a na sobie
nieokreSlon¹ szerok¹ sukniê z szerokimi rêkawami, doskonale nada-
j¹cymi siê do ukrycia w nich damskiego kind¿a³u. Suknia by³a bla-
dozielona, a b³êkitny pasek na prawym rêkawie podpowiada³, ¿e jest
kobiet¹ zamê¿n¹ i dlatego zaczepianie jej nie ma, niestety, sensu.
Vellach by³ jej starszym bratem, ale wiedzieli o tym tylko oni
dwoje i Orlandar, Wielki Mistrz Zakonu Dnia Ostatniego. Gdy Vel-
lach mia³ dwanaScie lat, jego matka urodzi³a Minoliê i umar³a przy
porodzie. Od tamtej pory rodziców zast¹pi³ dziewczynce brat (ojca
nie pamiêta³  Orlandar opowiada³, ¿e zgin¹³ w czasie nieudanej próby
pierwszego i ostatniego mySlowego kontaktu z mêdrcami Staro¿yt-
nych). Minolia we wszystkim s³ucha³a Vellacha i bardzo szybko sta-
³a siê wiern¹ kap³ank¹ sprawy zakonu. Romantyczka z natury czêsto
wyobra¿a³a sobie powrót Staro¿ytnych  silnych, piêknych, m¹drych
istot, których doSwiadczenie i m¹droSæ zosta³y unicestwione Slep¹
wSciek³oSci¹ ciemnego Cz³owieka. Nie lubi³a istniej¹cej cywiliza-
cji, ludzie wydawali siê jej nieokrzesanymi, lubie¿nymi, z³ymi i g³u-
pimi stworzeniami, niegodnymi mieniæ siê panami ziemi. W³aSnie
przedstawiciele martwej rasy, ci, którzy pojawili siê na ziemi na d³u-
go przed cz³owiekiem, powinni w³adaæ ni¹ ca³¹ swoj¹ potêg¹, m¹-
droSci¹ i chwa³¹. Czêsto wypytywa³a innych cz³onków zakonu jak
wygl¹daj¹ Staro¿ytni, ale nikt nie umia³ udzieliæ jej wyczerpuj¹cej
odpowiedzi: nikt nie zna³ takiej odpowiedzi. Dlatego Minolii pozo-
stawa³y tylko marzenia i rysowanie w wyobraxni przysz³ego króle-
stwa spokoju i sprawiedliwoSci. A teraz przepe³nia³a j¹ radoSæ i du-
ma, ¿e bêdzie Swiadkiem spe³niania siê przepowiedni.
 Vellach, nie biegnij tak, nie nad¹¿am. Gdzie ty tak lecisz?
Przecie¿ przepowiednia siê spe³ni³a, Staro¿ytni powracaj¹! Po co siê
spieszymy?
 Cicho, siostrzyczko  odpowiedzia³ jej brat.  Musimy jesz-
cze coS odnalexæ. Czy nie s³ysza³aS, co powiedzia³ Mistrz?
 S³ysza³am, ale nie rozumiem, po co mamy tego szukaæ. Wrota
s¹ otwarte, wkrótce wejd¹ przez nie Staro¿ytni. Rwiat i tak siê zmie-
ni, wiêc po co nam jakiS tam stary He³m?
 Nie wiem. Ale skoro Mistrz tak powiedzia³, znaczy, trzeba& 
Vellach rzeczywiScie nie wiedzia³, czemu He³m by³ tak wa¿ny dla
Mistrza. Ale jego s³owa nie podlega³y os¹dom.  Nic nie czujesz?
 116 
 Nie. Na razie nie.
 Prawid³owo wypowiedzia³aS zaklêcie?
 Vellach, czemu siê mnie czepiasz? Zaklêcie pamiêtam dosko-
nale, przecie¿ tyle razy mnie sprawdza³eS!
 Nie gniewaj siê, Minolio. Po prostu siê niepokojê. Patrz, s³oñce
skry³o siê ju¿ za murami. A Mistrz powiedzia³, ¿e jeSli He³m nie zo-
stanie odnaleziony do pó³nocy, to wszystkie nasze wysi³ki mog¹ pójSæ
na marne.
Zatrzyma³ siê i skoncentrowa³ na emanacjach, przenikaj¹cych
wszystko, co istnieje i niedostêpnych dla zwyk³ych Smiertelników.
Ale ani Vellach, ani Minolia nie byli zwyk³ymi ludxmi: zaklêcie, któ-
rego nauczyli siê podczas obrzêdu Wtajemniczenia i które powta-
rzali ka¿dego wieczoru, pomaga³o im nastroiæ siê na magiczn¹ falê
i wyczuæ, gdzie jest czarodziejski He³m.
Nie czuli nic. Jakby He³m zapad³ siê pod ziemiê&
Co prawda odleg³oSæ, na jak¹ dzia³a³o zaklêcie, by³a niezbyt du¿a.
Mo¿liwe, ¿e He³m znajdowa³ siê w innej czêSci miasta. Na przyk³ad
w dzielnicy bogaczy. Albo w ogóle za murami Vagaranu.
 Pos³uchaj, siostrzyczko  powiedzia³ Vellach, gdy poj¹³ ca³¹
nieefektywnoSæ ich poszukiwañ.  Musimy siê rozdzieliæ. W ten
sposób tylko zawê¿amy kr¹g poszukiwañ. Idx na górê, do dzielni-
cy bogaczy, a ja poszukam tutaj, wSród domów zwyk³ych obywa-
teli.
 A jeSli znajdê He³m, to jak go odbiorê temu wielkoludowi?
 Dziecinko, przecie¿ znasz zaklêcie Rozbite Naczynie. Ten,
który ukrad³ nasz He³m, jest tylko zwyk³ym wojownikiem, nie cza-
rownikiem, a poza tym nie wie, ¿e He³m nie jest takim sobie zwy-
k³ym he³mem. Zaklêcie da mu radê. A gdy upadnie, ³ap He³m i bie-
gnij do klasztoru, do Orlandara. Rozumiesz?
 Tak& A co z tob¹?
 Dam sobie radê, Minolio. Pamiêtaj, ¿e musisz zd¹¿yæ przed
pó³noc¹. JeSli nie znajdziesz He³mu, to i tak wracaj do klasztoru.
Mo¿liwe, ¿e znalaz³ go któryS z braci. Mo¿e bêdê to ja.  Vellach
uSmiechn¹³ siê, chc¹c dodaæ dziewczynie otuchy.  Spiesz siê, ma³a.
Wierzê, ¿e He³m znajdziesz w³aSnie ty.
Minolia ledwo zauwa¿alnie uSmiechnê³a siê w odpowiedzi, sta-
nê³a na palcach i poca³owa³a brata w policzek.
 Dobrze. Zrobiê tak, jak mówisz. B¹dx ostro¿ny, Vellach.
 OczywiScie, siostrzyczko. Co mo¿e mi siê staæ w tym spokoj-
nym miasteczku?
 117 
Objêli siê na chwilê i potem ka¿de z nich, ws³uchuj¹c siê
w emanacje, posz³o w swoj¹ stronê: Vellach w prawo, do dzielnicy
handlarzy, a Minolia w górê ulicy, do dzielnicy bogaczy.
Karczma  Spêtana Wesz wyró¿nia³a siê spoSród podobnych
knajp w tej dzielnicy nor biedaków obfitoSci¹ klientów, potocznie
nazywanych  szumowinami wszelkiego rodzaju . Fizjonomii odwie-
dzaj¹cych ton¹c¹ w brudzie karczmê nikt nie nazwa³by twarzami, za
to na usta pcha³y siê ró¿norodne okreSlenia w rodzaju: mordy, pyski,
ryje. Rlady na tych¿e ryjach wskazywa³y na zawieranie bliskiej zna-
jomoSci z biczami stra¿ników, piêSciami wiêziennych dozorców,
szczypcami katów. Ludzie, podobnie jak szczury, wiedli nocny tryb
¿ycia, ich odzienie w pewnych miejscach fa³dowa³o siê i odstawa³o,
i tylko niewinne dzieciê mog³oby pomySleæ, ¿e kryje siê pod nim coS
nieszkodliwego.
Przed drzwiami, opieraj¹c siê o Scianê w³ochatymi plecami, krzy-
¿uj¹c na piersi ogromne ³apy i uwa¿nie ogl¹daj¹c zbli¿aj¹cych siê
do progu  Spêtanej Wszy , sta³o potê¿ne ch³opisko z porwanymi noz-
drzami i strzêpami uszu. Przypadkowy przechodzieñ, który znalaz³
siê tu niechc¹cy, widz¹c przed wejSciem kogoS takiego, raczej nie
zaryzykowa³by przekroczenia progu karczmy. Zreszt¹, i tak nie
wpuszczono by nikogo przypadkowego.
Wewn¹trz, za wysmarowanymi sto³ami siedzieli ludzie, którzy
doskonale siê znali i rozumieli. Czas wolny od polowania na ³up spê-
dzali na niezbyt wyszukanych rozrywkach: grali w koSci, pili, obSci-
skiwali weso³e kobiety i bili siê na no¿e, nie zapominaj¹c tak¿e
o omawianiu aktualnych spraw.
Teraz bywalcy  Spêtanej Wszy porzucili swoje zabawy, skupi-
li siê w centrum sali dooko³a sto³u z postawionym nañ krzes³em, na
którym nie mniej majestatycznie ni¿ Haszyd na swoim tronie, zasia-
da³ niewysoki chudy Shemita w czarnych szarawarach, wpuszczo- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •