[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie zabawiałam się wirującym stolikiem ani automatycznym pismem.
 A jakim człowiekiem jesteś, Jennifer?  spytała spokojnie Kathy.  Wierzysz
w Boga?
 Tak, oczywiście. Tak myślę. To znaczy, kiedyś wierzyłam.
 A w istnienie aniołów? Diabła? A w cuda? Oczywiście wierzysz. Albo wierzyłaś.
Wierzyłaś także w życie po śmierci. To aksjomat zachodniej kultury. Wszyscy
zostaliśmy wychowani w wierze w Boga czy jakąś Wyższą Istotę, która ustanowiła
porządek w naszym wszechświecie. Nawet koncepcja wielkiego wybuchu jest próbą
wyjaśnienia nam samym, dlaczego jesteśmy tu, na Ziemi, jaki jest sens naszego
życia.  Kathy westchnęła. Rozmawiały już ponad dwadzieścia minut i obie
zaczynały być zmęczone.  Posłuchaj, do tej pory ciągle jeszcze nie powiedziałam ci,
dlaczego właściwie dzwoniłam, co zaniepokoiło dziś rano Habaszę.
Jennifer czekała. Wróciła do skórzanego fotela i usiadła przy szerokim biurku.
Konsola telefoniczna migotała, więc była pewna, że Joan już wróciła i odbiera
telefony w sekretariacie.
 Habasza denerwował się o ciebie. Większość jego informacji jest irytująco
niejasna, ale powiedział, że znalazłaś się w niebezpieczeństwie.
Jennifer nie odpowiedziała. Myślała o nagłówkach w  New York Post
i uświadomiła sobie, że policja jej szuka.
 Chodzi o mężczyznę... Znam tylko imię...  Kathy mówiła powoli, jakby jeszcze
się nie zdecydowała, ile ma jej powiedzieć.
 Tak?  zapytała szybko Jennifer podnosząc głos.
 Dawid. Czy znasz jakiegoś mężczyznę imieniem Dawid?
 Oczywiście, że znam  szepnęła Jennifer. Siły opuściły ją nagle.  Dawid Engle.
Jest mężem mojej przyjaciółki, Margit. Ona właśnie popełniła samobójstwo.
 Bądz ostrożna. Przykro mi, że mam ci tak mało do powiedzenia. Zwykle nie lubię
dawać ludziom strzępów informacji, ale z tobą chcę zaryzykować. Czuję, że jesteś
kimś wyjątkowym. Wyjątkowym dla mnie i dla nas wszystkich.
 Dziękuję ci  szepnęła Jennifer uszczęśliwiona.  Już się nie boję  dodała, sama
zaskoczona.
 Dobrze! Pamiętaj, nie jesteś sama. Zawsze są z tobą twoi przewodnicy. Twoi
aniołowie stróże, jak nazywaliśmy ich w mojej katolickiej szkole. I jestem ja. Proszę,
dzwoń do mnie. Musimy być w kontakcie. Czuję  wiem  że jesteśmy nawzajem dla
siebie ważne.
Kiedy Jennifer wreszcie zakończyła rozmowę, usiadła nieruchomo w fotelu
i patrzyła na migotanie świateł aparatu telefonicznego. Potem, pod wpływem
impulsu, nacisnęła jeden z guzików i podniosła słuchawkę.
 Halo?
 Jenny?
Od razu rozpoznała głos.
 Tak?
 To ty, Jenny? Przyzwyczaiłem się już do sekretarki, która strzeże drzwi twojego
pałacu.
 Tak, Dawidzie, to ja.  Jennifer wiedziała, że jej głos brzmi sztywno i chłodno,
ale nie umiała nadać słowom żadnego ciepła.
 Dzwonię do ciebie, żeby zapytać, czy nie możesz wpaść dziś do mnie na drinka.
Jest parę spraw, o których chciałbym z tobą porozmawiać.
 Przykro mi. Zaraz po pracy muszę spotkać się z Tomem  odpowiedziała. Dawid
Engle był ostatnią osobą, którą chciała zobaczyć.
 Jenny, proszę. Naprawdę muszę z kimś porozmawiać.
 Rozumiem to, Dawidzie, ale nie mogę...  Jennifer nagle przerwała.
 Jenny? Jesteś tam?
 Tak, Dawidzie. Wszystko w porządku. Przyjdę koło czwartej.  Jennifer
uśmiechała się. W odległym kącie biura, przed ścianą zawieszoną półkami na książki,
Margit Engle siedziała na skórzanej sofie i kiwała głową w stronę Jennifer,
zachęcając do przyjęcia zaproszenia jej męża.
Rozdział 14
Jennifer słuchała kłamstw Dawida Engle. Opowiadał jej o śmierci Margit  jak
życzyła mu dobrej nocy, poszła do swojej sypialni, zamknęła drzwi i połknęła porcję
valium. I jak on znalazł ją pózniej, leżącą na podłodze w nogach łóżka. Opowiadając
rozpłakał się. Jennifer domyślała się, że pił przez większość dnia.
Siedziała na kanapie i sączyła białe wino, przyglądając mu się. Teraz mówił
o synach. Obaj wrócili ze szkoły do domu i załatwiali szczegóły pogrzebu.
 Nie mógłbym temu sprostać  wyznał, podchodząc do kanapy.
Jennifer widziała, jak bardzo jest wyczerpany. Nie miał więcej niż pięćdziesiąt lat,
ale postarzał się bardzo od czasu, gdy spędziła noc w ich mieszkaniu. Przygarbił się,
a twarz mu zszarzała. Zszarzała od nie ogolonego zarostu i długiej zimy bez słońca.
Wyglądał jak nieboszczyk.
 Margit wypełniała rodzicielskie obowiązki o wiele lepiej ode mnie  odezwał się
Dawid. Opowiedział jej, że kiedy chłopcy mieli zapalenie płuc, przez tydzień spała
na podłodze w ich pokoju.  A to ja byłem tym cholernym lekarzem  zaklął, znowu
łkając.
Jennifer nie podeszła do niego. Ona także płakała, ale jej łzy były przeznaczone dla
Margit, matki jego dzieci, jego żony przez dwadzieścia trzy lata, kobiety, którą
zamordował, kiedy spała.
 Aatwo zawierałem przyjaznie  kontynuował, usiłując wziąć się w garść  ale to
Margit była osobą, którą ci ludzie kochali.  Pochylił się w fotelu i gestykulując
jedną ręką, rozlewał alkohol.  Jak ty! Jak ty! Ty także byłaś moją przyjaciółką, ale
Margit mi cię zabrała.
 Dawidzie, proszę! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •