[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bandziory oczywiście powierzały jej swoje najciemniejsze sekrety  gdy
dra\niła ich, znęcała się nad nimi i czarowała, osłabiając ich czujność.
Nikt nigdy nie będzie miał powodu \ałować, \e pracuje w zespole z Leigh
Bradbury, powiedziała mu tego pierwszego dnia w jego biurze. I rzeczywiście tak
było. Połowa starych wyjadaczy z jego sekcji chciała z nią pracować. W pewnym
momencie zorientował się, \e i on wpadł.
Zawsze, gdy znajdowała się w pobli\u, czuł przyspieszone bicie serca i
wyobra\ał sobie splątane prześcieradła i skórę tak miękką i mleczną jak gardenie,
które widział kiedyś w witrynie kwiaciarni.
Kiedy dotknął jej po raz pierwszy, miał ciało tak rozpalone jak wtedy, gdy w
Wietnamie pocił się w gorączce. Skórę miała tak delikatną, jak białe kwiaty, które
pamiętał z dzieciństwa.
Niemało kobiet zadowalało jego fizyczne potrzeby przez lata. Z dwiema czy
trzema związany był nawet przez dłu\szy czas. Spotykał się między innymi z
pewną nauczycielką z San Diego, która niemal rozrywała go w łó\ku na strzępy.
Ale nikt nigdy nie sprawił, \eby czuł się tak młody i niewinny. Sprawiła to dopiero
Leigh.
Czułość, tęsknota, chłopięce nienasycenie  wszystkie te uczucia wzbudziła w
nim, gdy zaczął się ich flirt.
Flirt, do licha. Tak jej po\ądał, \e spędzał prawie tyle samo czasu pod zimnym
prysznicem, co w pracy. A kiedy wreszcie poszli do łó\ka, był tak rozpalony, \e
energii starczyło mu na długo. O Bo\e, ale\ ona była słodka.
Chocia\ ta dwudziestosześcioletnia wówczas kobieta nie była dziewicą, była
bardzo skrępowana i niedoświadczona seksualnie. Wcią\ jeszcze pamięta swój lęk i
wzruszenie, gdy doprowadził ją do pierwszego orgazmu.
Płakała ze zdumienia i szczęścia. Mało brakowało, a i on by to zrobił,
przypomniał sobie teraz, jak o czymś bezpowrotnie utraconym. Nic go tak nie
poruszyło jak wyraz lęku w jej oczach. Nieraz myślał sobie, \e to właśnie wtedy się
w niej zakochał.
Pamiętał nagłą falę nadziei, jaka go ogarnęła, zanim otworzyła drzwi i wszedł
do pokoju, w którym na niego czekała. W towarzystwie Leigh, mimo jej
wykształcenia i wiedzy, nigdy nie uwa\ał na ka\de wypowiedziane przez siebie
słowo, nie martwił się gramatyką, nie starał się wydać kimś innym ni\ był.
Przerwał na chwilę rozmyślania o przeszłości. Przez ostatnie dwa tygodnie
słuchał, jak kumple przechwalali się swymi dzieciakami. Oczywiście, \e czuł
ukłucie zazdrości. W końcu ka\dy facet powinien mieć dzieci. Takie jest prawo
natury. Do diabła, czy nie po to ludzie uprawiają miłość? Parę chwil przyjemności,
chłonne jajeczko, parę milionów agresywnych małych pływaków i nagle zjawia się
 ono".
Odetchnął głęboko świe\ym leśnym powietrzem. Nie chce myśleć o małym,
niebieskookim chłopcu, który ma na imię Daniel. Nie chce myśleć o mamie tego
małego chłopca i o tym, jak bardzo by chciał, by to, co mu powiedziała o dziecku,
okazało się prawdą.
W ten sposób minęła następna godzina. Wreszcie usnął. Znił mu się dom z
płotem z palików i sznurem rozciągniętym na podwórzu. Dom, który pozostawał
pusty, choćby nie wiem, ile pokoi w nim przeszukiwał.
Rozdział 4
Wokół siebie Leigh widziała wszędzie piękno i spokój. Powietrze było
cudownie czyste. Lekki wiatr poruszał sosnami i cedrami, wokół rozbrzmiewał
śpiew ptaków.
Dochodziło południe. Byli w drodze od świtu. Zatrzymywali się tylko od czasu
do czasu, by chwilę odpocząć i napić się wody. Dotychczas znosiła to dobrze.
Teraz jednak wysokość i wysiłek zaczynały dawać o sobie znać.
Szła za Kalerem z coraz większym trudem. Wkrótce się zatrzymamy,
powtarzała w duchu. Jeśli on nie da sygnału do odpoczynku, ona zrobi to pierwsza.
Nawet koń pociągowy potrzebuje czasem chwili wytchnienia, a co dopiero
człowiek.
Kaler mówił, \e Lodowy Kanion kończy się nad jeziorem. Pięćdziesiąt
kilometrów wzdłu\ rzeki to kilka dni marszu. Dni, w czasie których Daniel mo\e
jest sam  bezbronny i zaskoczony, \e mama nie idzie mu z pomocą. Dni, w czasie
których...
Co to było? pomyślała nagle, wytę\ając wzrok. Znów to samo, coś czerwonego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •