[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jaki sposób zarabia na życie. Prawdopodobnie poszedł w
ślady ojca i jest jakimś drobnym ranczerem.
- Gdzie mieszkasz, kiedy nie jesteś tu? - spytała. -
Chyba nie zostajesz w górach na zimę?
- Zaprosiłem cię na oglądanie gwiazd, a nie na
zadawanie mi pytań dotyczących mego prywatnego
życia - odparł spokojnie, odsunął talerz i wstał. Twarz
miał nieprzeniknioną. - Wychodzę za pół godziny. Jeśli
zamierzasz iść ze mną, włóż długie buty i wez kurtkę.
Lark była podniecona tą nocną wyprawą, Jared
małą latarką oświetlał ścieżynę pnącą się w górę przez
las. Szła za nim. Początkowo dokoła panowała cisza. Im
głębiej jednak wstępowali w las, tym wyrazniej docierały
do Lark odgłosy nocnego życia gór.
Raz potknęła się i omal nie upadła, ale Jared zdążył
się obrócić i podeprzeć ją.
- Trzymaj się mojego pasa - poradził. - Czeka nas
trudny odcinek drogi.
Posłuchała i starała się zachować ten sam co on
rytm i tempo, by nie miał powodu do wyrzekań.
Wyszli na otwartą przestrzeń porośniętą trawą i
drobnymi krzewami. Jared niespodziewanie zgasił
latarkę. Lark przestała cokolwiek widzieć. Wydawało się
jej, że jest w absolutnych ciemnościach. Wpadła z
impetem na Jareda i by utrzymać równowagę, objęła go
obiema rękami. Tkwiła tak przytulona, a on zamarł w
bezruchu. Po długiej chwili wyswobodził się i odstąpił na
krok.
- Zgasiłem latarkę, abyśmy mogli przyzwyczaić
wzrok do ciemności. Na odzyskanie maksymalnej wizji
potrzeba aż dziesięciu minut. Ale już wcześniej
zobaczysz coś cudownego.
Trudno jej było w to uwierzyć. Wydawało się, że
dookoła i nad głową ma tylko głęboką czerń. Odetchnęła
głęboko i zamknęła oczy. Gdy po kiiku sekundach je
otwarła, oniemiała.
- 0 Boże, jakie to wspaniałe! - wykrzyknęła.
Wokół i pod stopami nadal panowała czerń, ale tuż
nad głową niebo jakby nagle otuliło ziemię. Błyszczały na
nim miliony gwiazd. Wydawały się być tak blisko, że
kusiło, by wyciągnąć ręce i zagarniać je garściami.
- Jared, drogi Jared, dziękuję ci, że mnie tu
przyprowadziłeś!
Jared zaśmiał się przedziwnie świeżym, nie znanym
jej jeszcze śmiechem.
- A więc czujesz piękno natury! Poczekaj, to
jeszcze nic. Wez mnie za rękę, poprowadzę cię do
Widokowej Skały...
Dostrzegła wyciągniętą ku niej dłoń. Bez wahania
wsunęła w nią swoją. Spletli palce.
Wiem, co robię, pomyślała. Często popełniam błędy,
ale nie tym razem,
I poszła za nim przez rozświetloną nagle polanę,
skąpaną w blasku księżyca, pod aksamitnym
baldachimem wyszywanym brylantami gwiazd. Zdawała
sobie sprawę, że każdy krok zbliża ją ku tajemniczej i
nieznanej przyszłości.
- Teraz nieco w prawo. Ursa Major. Widzisz?
Lark wpatrywała się w niebo, przez domowej roboty
teleskop
- Nie. Widzę tylko Wielką Niedzwiedzicę -
powiedziała bardzo z siebie niezadowolona. Jared
musiał być rozczarowany jej tępotą.
Z rozedrgania jego dłoni wspartych na jej ramionach
domyśliła się, że Jared hamuje śmiech. To ją jeszcze
bardziej zdeprymowało.
- Kochanie moje, Wielka Niedzwiedzica to właśnie
Ursa Major. Brawo!
Powiedział  kochanie moje". Poczuła przyśpieszone
bicie serca. Zalała ją fala gorąca. To niebo, to słowo i
dotyk jego dłoni! Co za wspaniała noc. Poczuła zawrót
głowy, jakby była pijana. Pijana szczęściem.
Straciła miarę czasu. Nie wiedziała, czy jest tu od
kilku minut, od godziny, czy od paru godzin.
Jared, dumny jak paw, długo opisywał optykę
dziesięciocalowego teleskopu i wyjaśniał, dlaczego
dzięki takiemu przyrządowi otrzymuje się wierne w
układzie przestrzennym zbliżenie badanego odcinka
nieba.
Prawdę powiedziawszy, Lark mało z tego rozumiała,
ale i wysłuchała wszystkiego w skupieniu, potakując
głową, zapatrzona w mężczyznę i zafascynowana jego
wprost młodzieńczym entuzjazmem. Pochylił się nad nią,
niemal dotykając pleców piersią.
- Wez kapinkę w lewo, a zobaczysz...
- Wiem, wiem. Małą Niedzwiedzicę. Tyją nazywasz
pewnie Ursa... Minor?
Długo jeszcze wyszukiwali gwiazdozbiory i gwiazdy,
których nazwy Lark pamiętała ze szkolnych czasów.
W pewnej chwili jej pole widzenia przecięła jaskrawa
srebrna smuga.
- Patrz! - wykrzyknęła. - Spadająca gwiazda!
- Nie gwiazda, to był meteor - poprawił. - Czy to
zresztą ważne? Wspaniałe zjawisko. Dobrze wypatrując,
zobaczysz ze dwa na godzinę. Każdej nocy... - Popatrzył
na nią i zapytał żartobliwie: - A pomyślałaś życzenie?
- Nie zdążyłam, ale zaraz coś przygotuję na zapas,
żeby mieć gotowe na następną spadającą gwiazdę czy
tam meteor.
Na szczęście Jared nie zapytał, jakie to będzie
życzenie. Była mu za to wdzięczna. Zresztą sama
jeszcze nie wiedziała, czy życzenie miałoby dotyczyć
rozwiązania problemu ślubu, czy też zawierać marzenie,
by na zawsze pozostać w Kolorado? Na zawsze być
poza zasięgiem wpływów ojca?
A może należy mieć jeszcze inne życzenie: zagubić
się na zawsze w ramionach niejakiego Jareda Wolfa?
Przez długi czas milczeli. Jared tkwił przy
teleskopie, a Lark tak była zapatrzona w ugwieżdione
niebo, że zaczęło jej się wydawać, iż płynie między
gwiazdami.
Przerwała milczenie pytaniem:
- Od dawna interesuje cię astronomia?
- Od dziecięcych lat.
- Wtedy, kiedy jeszcze przyjeżdżałam na wakacje?
- Oczywiście.
- Nie wiedziałam o tym.
- A skąd niby miałaś wiedzieć? Ty żyłaś w swoim
świecie, ja w swoim.
- Może teraz jesteś zawodowym astronomem?
- Ależ nie - roześmiał się. - Wtedy nie
przychodziłbym tu patrzeć na gwiazdy. Miałbym dość
mego obserwatorium. Nie, to tylko mój uboczny,
skrzętnie ukrywany konik. Patrzenie w gwiazdy pomaga
mi myśleć i rozwiązywać różne sprawy. Zorganizowałem
dzisiejszy wieczór z nadzieją, że i tobie to pomoże jasno
myśleć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •