[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie ubieraj Toma w nic eleganckiego. Jeśli nie będzie pa-
dać, będą się bawić na dworze. Na pewno strasznie się po-
brudzÄ….
- W porządku. - Odchodząc, dodała: - Dziękuję.
Amy, zajęta zbieraniem swoich chłopców, tylko uniosła
rękę.
Fleur patrzyła za nią przez chwilę, jak śmiała się z cze-
goś, co powiedział jej najmłodszy syn, a potem pocałowała
dziewczynkę, która czepiała się jej uda. Było coś znajomego
w Amy Hallam, ale to nie to przyciągnęło jej uwagę. Ta ko-
bieta promieniała zadowoleniem, spokojem i radością życia.
Kiedy w końcu odwróciła się i spojrzała na dom, wiedzia-
ła, że Matt może stać w drzwiach i z satysfakcją obserwować,
jak czołga się z powrotem, zdecydowana na jego warunki.
Ale ona nie będzie się czołgać. Szła spokojnie i godnie
z uniesioną głową. To nie mogło wyglądać jak kapitulacja.
Była to winna Tomowi.
- Wróciłaś? - Naprawdę miał minę zadowolonego z siebie
ale, zamiast się zezłościć, po prostu chciało jej się śmiać.
Lecz się nie uśmiechnęła. Nie zrozumiałby tego uśmiechu.
Gdy stanęła przed nim, powiedziała:
- Aatwo jest odejść, Matt. Trzeba odwagi, by wrócić. -
Tym razem to ona zrobiła gest, wyciągnęła rękę, dotknęła je-
go ramienia, tak jak przed chwilą dotknęła jej Amy.
Nie była pewna, co ją napadło, co właściwie chciała mu
przez to przekazać, ale czuła, że należało to zrobić.
- Ne miałaś wyboru. Zapomniałaś kluczyków. - Odsunął
się, ponieważ jej palce paliły go przez sweter.
-I swojej herbaty - przyznała, wchodząc za nim do domu.
S
R
Od razu zabrała się do napełniania kubków. - Ty ze swojej
strony tylko zapomniałeś manier. - Zerknęła do tyłu. Stał
w kuchennych drzwiach, obserwujÄ…c jÄ… z zagadkowo zmar-
szczonym czołem. - Wpadłam w panikę, gdy dostałam twój
list, Matt. Oczekiwałeś tego, jak sądzę.
Nie odpowiedział. Wzięła dwa kubki i czekała, aż się ru-
szy, by mogła wrócić do salonu i usiąść w cieple kominka.
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Fleur postawiła kubki na kominku. Potem podniosła po-
grzebacz i poruszyła żarzące się węgle.
- Byłeś na mnie zły? - zapytała.
- Nie.
Spojrzała w jego stronę. Wyraz jej twarzy świadczył, że
nie potraktowała jego odpowiedzi poważnie.
Wzruszył ramionami.
- No tak, byłem zły.
- Czy myślisz, że ja nie czuję złości? - Szturchnęła po-
grzebaczem w palenisko; posypał się snop iskier. - Potrze-
bowałam cię, Matt, bardzo cię potrzebowałam, a ty nie byłeś
w stanie tego dostrzec.
- Stanąłbym po twojej stronie, ale dla ciebie najważniejsze
było, co o tym wszystkim pomyśli twój ojciec.
- Czy naprawdę uważasz, że to był odpowiedni czas na ogło-
szenie naszego ślubu? Mój ojciec dowiedział się właśnie, i to
w najbardziej bolesny sposób, że żona go zdradzała. Czy świa-
domość, że jego własna córka robiła to samo, miałaby mu po-
móc? Kiedy zgodziłam się na potajemny ślub, obiecałeś...
- Obiecałem, że to ja zdecyduję, kiedy powiadomimy
o ślubie naszych rodziców. Ale wszystko się zmieniło.
Usiadł przy niej na dywanie przed kominkiem, dorzucił
S
R
kilka polan do ognia i wyciągnął dłoń po pogrzebacz. Gdy
ich palce się musnęły, poczuła dreszcz.
- Jak mógłbym zostać? - dopytywał się. Nie powie-
dział, że jej potrzebował. Prawdopodobnie nie potrzebo-
wał. Po prostu nie był w stanie pogodzić się z faktem, że
ona postawiła obowiązek względem swojej rodziny ponad
ich miłość.
Zlub okazał się wielką pomyłką; żadne z nich nie było wy-
starczająco dorosłe, by ponieść jego konsekwencje. Z krót-
kowzroczną pewnością siebie i młodzieńczym egoizmem
myśleli, że przezwyciężą wszystkie przeszkody. A Matt w do-
datku był złotym młodzieńcem. Dotąd wszystko w życiu
przychodziło mu z łatwością. Nic nie było w stanie zachwiać
jego pewnością siebie, przekonaniem, że życie będzie wspa-
niałe. %7łe osiągnie sukces.
I zapewne go osiÄ…gnÄ…Å‚ przez te ostatnie kilka lat. A ona,
walczÄ…c o zdrowie psychiczne swego ojca, borykajÄ…c siÄ™
z prowadzeniem firmy i mając za sobą pięć lat macierzyń-
stwa, osiągnęła inny rodzaj dorosłości.
- Jak mogłeś odejść? - Podniosła się z podłogi i usiadła na
poręczy fotela. - Przestań wreszcie grać i powiedz mi, czego
chcesz - zażądała.
- To nie jest gra, Fleur.
- Takie sprawia wrażenie. - Przyszło jej do głowy, że po-
woli opanowuje panikę, w jaką wpadła po przeczytaniu jego
listu. A nawet zaczyna kontrolować sytuację. Posiadała coś
nieskończenie dlań cennego i jeśli nie chciał się narażać na
długi spór sądowy, potrzebował jej współpracy.
Właściwie mógł ją jedynie szantażować, że powie praw-
dę. Ogłosi, że są małżeństwem, a Tom jest ich synem. Po-
S
R
tem zgodził się, że dochowa tajemnicy do czasu wystawy
w Chelsea, ale chciałby coś w zamian.
- Nie posunęliśmy naszych spraw do przodu, Matt - po-
wiedziała raptownie. - Muszę odebrać Toma o piątej.
- Rozmawiałaś z Amy? - Spojrzał na nią z zaciekawie-
niem. - Co ci powiedziała?
- Dała mi zaproszenie dla Toma. - Starała się zignorować
sposób, w jaki na nią patrzył. - Na przyjęcie. - Wyjęła ko-
pertę z kieszeni. - W poniedziałek wielkanocny.
- Bardzo uprzejmie z jej strony. Czy zaproszenie jest tyl-
ko dla Toma?
Kiedy się wyprostował, sięgając po zaproszenie, poczuła
słodki dreszcz pożądania. Jakże emocjonalnie na niego rea-
gowała! Znów wpadła w panikę.
Czy to z tego powodu przed chwilą uciekła? Ze stra-
chu, że nawet jeśli będzie świadoma, że z jego strony jest
to tylko gra o syna, nie znajdzie dość sił, żeby posłać go
do diabła.
- Nie!
Spojrzał na nią, nie mając pojęcia, że nie odpowiadała na
jego pytanie, ale na swoje własne.
- Nie - powtórzyła mniej kategorycznym tonem. - Rodzi-
ce też zostali zaproszeni. - Wręczając mu kopertę, udało jej
się nawet uśmiechnąć. - To znaczy, jeżeli oczywiście tęsknisz
za zabawą w kółko graniaste.
- Brzmi interesująco. - Przez chwilę zatrzymał rękę tuż
obok jej dłoni. Potem ją opuścił. - Chociaż mam już inne
plany na Wielkanoc.
- Ach, tak? Myślałam, że zostaniesz, dopóki nie dogadamy
siÄ™ w sprawie opieki nad Tomem.
S
R
- Nie obawiaj się, Fleur. - Był szczerze ubawiony. - Uczest-
niczysz w tych planach.
- Doprawdy? - Miała nadzieję, że ton głosu nie zdradził,
jak bardzo była zmieszana.
- Oczywiście. Nie zamierzam stracić cię z oczu, dopóki
nie dostanę tego, co chcę. Oczywiście, nie obawiam się, że
uciekniesz. Oboje wiemy, jak bardzo jesteÅ› przywiÄ…zana do
ojca. Ale obiecałaś mi wszystko" w zamian za zwłokę, więc
poczyniłem pewne plany. Wielkanoc spędzimy rodzinnie. Ty,
Tom i ja, razem w Disneylandzie w Paryżu.
A więc to wszystko" okazało się niewinnym weekendem
w parku rozrywki! Z Tomem, a nie z nią sam na sam w łóż-
ku. To wcale nie polepszało sprawy.
- Twój ojciec też może z nami pojechać - powiedział Matt,
zanim zdążyła się sprzeciwić. - Zabierzemy jeszcze moją
matkÄ™ i zorganizujemy rodzinny wypad.
- Chyba sobie żartujesz...
- Tylko nie mów mi, że nie możesz zostawić ojca samego,
na kilka dni.
Właśnie to zamierzała powiedzieć. Nagle zdała sobie
sprawę, że Matt wiedział o nich bardzo dużo. Zebrał
wszystkie niezbędne informacje o Tomie, o ich sytuacji
rodzinnej i finansowej. I o wszystkim, co robiła. Zapew-
ne wiedział również o jej wypadach weekendowych do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]