[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Skoro pan McGrath jest właścicielem ośrodka, zrozumie, że musi zwolnić domek.
A on wie o tym ślubie? - zapytała, tknięta złym przeczuciem.
- Trudno powiedzieć - odparł David. - Pewnie nie, bo nie zajmuje się takimi spra-
wami. Jest prezesem, więc planuje nowe projekty, obmyśla strategie rozwoju, buduje
ośrodki.
- Więc co tu robi?
- Leczy duszę. Gdzie miałby to zrobić, jak nie tu?
Duszę? David chyba chce powiedzieć, że szef się przepracował.
- Pewnie musi pani wykonać mnóstwo telefonów? - Dyplomatycznie dał do zro-
zumienia, że temat Gideona uważa za zamknięty.
Josie zamierzała go docisnąć, ale dała spokój. Po co biedaka dręczyć? Przecież nie
wezmie szefa na plecy i nie odeśle do wszystkich diabłów. Sama musi załatwić tę spra-
wę. Zje z Gideonem lunch i spróbuje przemówić mu do rozsądku. Nawet jeśli prywatnie
nie pochwala pomysłu ze ślubem, to jako biznesmen rozumie, że rozgłos to pewne zyski.
Czyli zamiast rosołku chilli.
- Proszę korzystać z mojego komputera - zachęcał David, jakby chciał wynagro-
dzić to, że nie może pomóc w usunięciu kukułczego jaja z miłosnego gniazdka nowo-
żeńców.
- Dzięki, faktycznie muszę sprawdzić mejle. Lista gości zmienia się z godziny na
godzinę. Jeśli dopisze nam szczęście, ktoś odwoła przyjazd.
R
L
T
ROZDZIAA PITY
 Nieważne, czy przyjęcie będzie wysmakowane i szykowne, czy ekscen-
tryczne i zakręcone. Ważne, żeby miało indywidualny charakter. Trzeba uru-
chomić wyobraznię i wybrać ciekawy motyw przewodni".
Serafina March  Zlub doskonały".
- O rany, naprawdę nie macie zasięgu?! Celebryci tego nie przeżyją - chichotała
Emma. - Będą cierpieć na syndrom odstawienia, więc lepiej załatw im terapeutę.
- Bardzo zabawne! - prychnęła Josie. - Ty się nie martw o nich, tylko dzwoń do
Marji i poinformują ją, że w pokojach nie ma prądu. Niech fryzjerki przywiozą ze sobą
prostownice na baterie albo na gaz.
Kiedy się rozłączyły, zadzwoniła do florystki i firmy cateringowej. Na deser zo-
stawiła sobie asystentkę Gideona. Liczyła, że dzięki przysłudze wkupi się w jego łaski.
- Cara March...
March? Ciekawe. Tak samo jak słynna Serafina?
- Dzień dobry, panno March. Mówi Josie Fowler. Pan McGrath prosił, żebym się z
panią skontaktowała.
- Gideon?! Jak on się biedny czuje?
Zbolały. I tak wkurzony, że za chwilę wywali cię na zbitą twarz, empatyczna kre-
tynko...
- Jest zaniepokojony. Prosił, żebym zapytała:  co do cholery dzieje się w marke-
tingu". Koniec cytatu.
- W marketingu?
- Odnoszę wrażenie, że pan McGrath nie jest zachwycony pomysłem urządzenia
ślubu w Leopard Tree.
- A ten ślub jest w tym tygodniu? - jęknęła asystentka.
- Owszem.
- Cholera! %7łe też Gideon musiał właśnie teraz wybrać się w podróż sentymentalną.
Gdyby nie zmienił planów, o niczym by się nie dowiedział.
R
L
T
Sentymenty? I Gideon? Dobre sobie!
- Myśli pani, że nie zauważyłby artykułów w  Celebrity"? - Josie nie mogła się
powstrzymać przed drobną uszczypliwością. Intrygowało ją, dlaczego pracownicy Gide-
ona knują za jego plecami.
- Niech mnie pani nie rozśmiesza! Gideon i  Celebrity"! Jest tak zaganiany, że w
życiu nie wziął dnia urlopu...
- Co pani powie?
- Mam prośbę. Niech mu pani wyjaśni, że dział marketingu nie ma nic wspólnego z
tym ślubem. Winna jest moja ciotka, Serafina March. Wieki temu wpadła tu po coś i po-
prosiła o aktualny katalog, a ja jej go dałam. Nie miałam pojęcia, że szuka ciekawej loka-
lizacji na ślub Tala Newmana. Niech mi pani wierzy, że ta kobieta nie rozumie słowa
 nie". Jest strasznie despotyczna.
- Tak też słyszałam. Ale jej projekt jest rewelacyjny. Niech pani jej powie, że po-
staram się zrealizować go jak najlepiej.
- Niestety, nie zrobię tego. Na wzmiankę o pani ciotka staje się agresywna. Nie
chcę, żeby mi się oberwało. A Gideonowi proszę powiedzieć, że biorę całą winę na sie-
bie. Jeśli poprawi mu to samopoczucie, może mnie zwolnić.
- Nie zrobi tego, prawda? - zaniepokoiła się Josie, współczując dziewczynie, którą
los pokarał ciotką w osobie Serafiny March.
- Mam nadzieję, że mnie oszczędzi - westchnęła Cara. - Mam do pani prośbę. Sko-
ro Gideon już tam jest, niech go pani przekona, żeby został jak najdłużej i wypoczął.
- Szkoda, że wybrał właśnie to miejsce.
- Coś mi mówi, że to Leopard Tree wybrało jego.
No rewelacja! Jeszcze tylko brakuje, żeby ludzie Gideona wciągnęli ją do spisku,
którego celem jest ratowanie jego cennego zdrowia. Ona myśli, jak się go pozbyć, a ta jej
nakazuje go zatrzymywać!
- Wszystko załatwione? - zapytał David, gdy spotkali się w holu.
- Wręcz przeciwnie! - mruknęła, wpatrując się w najnowszą listę gości. Jej modli-
twy o zarazę nie zostały wysłuchane. Jak na złość gości przybyło. - Musimy zorganizo-
wać dodatkowy pokój.
R
L
T
- Jak idzie? - zapytał Gideon, któremu odpoczynek w chłodzie poprawił samopo-
czucie.
- Jak twoje plecy? - warknęła, nastrojona bojowo.
- Bez zmian - odparł, lecz zaraz dodał konspiracyjnym szeptem: - Po kawie jakby
trochę lepiej.
- Cieszę się - odparła bez entuzjazmu i nalała sobie zimnej wody z termosu. - Mam
nadzieję, że po lunchu twój stan jeszcze się poprawi.
- Nie rób mi złudnych nadziei.
- Nie robię, zamówiłam chilli. - Nie miała siły się z nim droczyć. - Dlaczego nie
powiedziałeś, że jesteś właścicielem ośrodka?
- A jakie to ma znaczenie?
- Zasadnicze, skoro menedżer nie może cię poprosić, żebyś się wyniósł z domku,
za który ktoś zapłacił.
- %7ładen z moich menedżerów nie poprosi chorego gościa, żeby się wyniósł. Rozu-
miem, że ty nie miałabyś takich skrupułów.
- Jak ty mnie dobrze znasz! - zadrwiła. - Oboje wiemy, że nie jesteś gościem, więc
życzę smacznego chilli. Ciesz się nim, póki możesz.
- Grozisz?
- Ja nigdy nie grożę. Tylko obiecuję. Jeśli do jutra nie zorganizujesz sobie trans-
portu, z samego rana wezwę pogotowie lotnicze. Zastanów się, dokąd chcesz lecieć.
- Pogotowie ma jedno miejsce docelowe. To nie taksówka.
- Rzeczywiście. Potraktuj moje ostrzeżenie jak dodatkowy bodziec, żeby wziąć
sprawy w swoje ręce. Szpitalna stołówka raczej nie serwuje dań na zamówienie - zakpiła,
ale sama myśl o szpitalu przyprawiała ją o dreszcze. Zdecydowanie odsunęła od siebie
wspomnienia matki gasnącej w obskurnej sali.
- To naprawdę chilli? - zapytał pojednawczo.
Ona również spuściła z tonu, bo wiedziała, że nie będzie w stanie odesłać go do
szpitala.
- Chciałam ci poprawić nastrój. Nawet zadzwoniłam do twojej asystentki. - Z ulgą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •