[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyszarpnęła rękę z uścisku, zgasiła światło, a potem usiadła na
krawędzi łó\ka i przez chwilę patrzyła na Michaela. Oczy miał
zamknięte. Myślała, \e zasnął, więc dotknęła jego czoła i odgarnęła mu
włosy ze skroni. Zaczęła się zastanawiać, czy gdy będzie odje\d\ał,
zabierze ze sobą równie\ jej wspomnienia.
Wyglądał tak słodko, le\ał ze spuszczonymi powiekami, tylko
księ\ycowa poświata, wlewająca się przez okno, oświetlała pięknie
rzezbione rysy jego twarzy. Nagle poczuła się jak matka spoglądająca
na dziecko i pochyliła się, by pocałować go w czoło.
Ale Michael nieznacznie się przekręcił i poczuła na wargach jego
usta. Widocznie instynkt podpowiedział mu,
jak się całuje. Poło\ył dłoń na karku Emily, rozchylił usta i złączył się z
nią w gorącym, namiętnym pocałunku, jakby pragnął ją po\reć.
Emily straciła zdolność myślenia, czuła tylko twarde, umięśnione
ciało Michaela pod kocem i promieniujące od niego ciepło i siłę.
- Emily - powiedział, gdy na chwilę przerwał pocałunek, by po chwili
dotknąć wargami jej szyi.
Zdołała jednak zachować resztki rozsądku. A mo\e przypomniała
sobie, kim jest ona, kim Michael i gdzie powinna w tej chwili być. Bo
na pewno nie w łó\ku z prawie obcym mę\czyzną.
Zebrawszy resztki siły woli i siły fizycznej, odsunęła się od niego i
wyprostowała.
- Nie - powiedziała, choć zabrzmiało to wątle i mało
przekonująco.
Michael nie próbował jej zatrzymać, ale samym spojrzeniem omal nie
złamał jej postanowienia. W jego oczach było tyle tęsknoty, tyle
pragnienia, \e niewiele brakowało, by się w nim zakochała.
Jakoś jednak wstała.
- Lepiej pozwolę ci trochę pospać - odezwała się
łamiącym się głosem. - Odchrząknęła. - Do zobaczenia
rano.
Zanim zdą\ył odpowiedzieć, zanim musiałaby znów spojrzeć mu w
oczy, odwróciła się i uciekła z pokoju.
Słońce było jeszcze nisko, gdy Emily z kubkiem herbaty w ręku
usiadła na poręczy niewielkiego tarasu, przylegającego do jej
mieszkania. Drzwi zostawiła otwarte
na wypadek, gdyby Michael dał znak \ycia, aczkolwiek było wysoce
nieprawdopodobne, by po swoich nocnych wyczynach wstał przed
nastaniem południa. Cieszyła się zresztą, \e mo\e trochę posiedzieć w
samotności, musiała bowiem przemyśleć to, co zaszło między nią a tym
mę\czyzną, którego ledwie znała.
Mo\e Michael tego nie wiedział (a mo\e wiedział, skoro miał tak
wyostrzone zmysły), w ka\dym razie poprzedniego wieczoru zrobiła z
siebie idiotkę. Co ją obchodzi, czy Michael z kimś się spotyka, czy nie?
Co jej do tego, \e Michael pokazuje się w miasteczku? Albo \e
wszystkie samotne kobiety i połowa mę\atek otaczają go swymi
względami? Prawdę mówiąc, nic a nic. Powinna raczej zainteresować
się...
Nagle usłyszała krzyk w mieszkaniu, zaraz potem trzask i łoskot,
jakby ktoś upadł na podłogę
- Co pan tu... - rozległ się męski głos.
- Kim pan jest, do cholery? I co pan tu robi? - usłyszała drugi głos.
Oczy Emily nabrały rozmiarów pomarańczy, zrozumiała bowiem
natychmiast, co się dzieje.
- Donald - szepnęła spłoszona, odstawiła kubek z her
batą na stolik i biegiem wpadła do wnętrza domu.
W sypialni zobaczyła prawie nagiego Michaela, który le\ał na
podłodze i spoglądał stamtąd na Donalda, stojącego nad nim z
zaciśniętymi pięściami. Odniosła wra\enie, \e Donald szykuje się do
ataku.
Jednym skokiem znalazła się między dwoma mę\czyznami. Zasłoniła
Michaela, który, jak nale\ało wnosić z jego wyglądu, poznawał właśnie
znaczenie słowa kac".
- Donaldzie - powiedziała najsłodszym i najbardziej
błagalnym tonem, na jaki mogła się zdobyć - przejdzmy do salonu, to
wszystko ci wyjaśnię.
- Zejdz mi z drogi, Emily - wysyczał Donald przez
zaciśnięte zęby. - Zabiję go.
Michael przytknął dłoń do skroni.
- Mam wra\enie, \e ta powłoka cielesna mo\e umrzeć sama z siebie -
szepnął.
- Donaldzie, proszę cię. - Emily poło\yła narzeczonemu rękę na
ramieniu. - Chodzmy do sąsiedniego pokoju, to ci wszystko wyjaśnię.
Dopiero po chwili Donald zapanował nad złością na tyle, by móc
skupić się na tym, co mówi Emily.
- Chcesz, \ebym zostawił go samego tutaj? W twojej sypialni?
- Tutaj mam ubranie - wtrącił całkiem niewinnie Michael, ale Emily
natychmiast spiorunowała go wzrokiem, wiedziała bowiem, \e tym
tłumaczeniem zamierzał podsycić gniew jej narzeczonego.
Donald rzucił się w stronę Michaela, który tymczasem próbował
wyplątać się z pościeli, ale Emily stanęła temu pierwszemu na drodze i
uczepiła się jego marynarki.
- Proszę cię - błagała. Poczuła, jak wali mu serce.
Zanim do Donalda dotarło cokolwiek z tych błagań,
Michael zdołał się wyplątać i stanąć za plecami Emily. To wywarło
odpowiedni skutek. Donald mógł być rozwścieczony, ale nie był
głupcem, a Michael zdecydowanie nad nim górował. Wprawdzie
Donald miał urodę modela, lecz był niski i nawet mimo wielu godzin
ćwiczeń w siłowni nie mógł równać się z Michaelem posturą. Co więcej,
świe\y zarost, czarne włosy i ciemne oczy nadawały Michaelowi
wygląd gangstera, za którego go zresztą uwa\ano.
- No, chodz\e. - Emily popchnęła narzeczonego
w stronę salonu.
Donald wreszcie pozwolił wyrzucić się za próg, acz z oporami.
Zamykając za nim drzwi, Emily spojrzała morderczym wzrokiem na
Michaela, który w kusych slipach stał pośrodku sypialni.
- Ubierz się - syknęła. - I nie wychodz stąd, póki nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]