[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dręczy go myśl o jej prawdopodobnej ciąży? Nigdy nie widziała mężczyzny
bardziej przerażonego perspektywą ojcostwa. Dla niej też wizja zostania matką
nie była zródłem radości.
Wydawał się absolutnie pewny, że spłodzili Emmę. Hope nie podzielała
tej pewności, choć wszystko, co mówił o księżycowym świetle i zaklęciach
wspomagających płodność, zbijało ją z tropu i zmuszało do rozważenia tej
ewentualności. Gideon otworzył jej oczy na niezwykły świat rzeczy
nieprawdopodobnych z racjonalnego punktu widzenia. Ale, doprawdy, kobiety
nie zachodzą w ciążę, bo noszą na szyi amulet z zaklęciem.
Przez okno widać było okolicę. Drzewa i łąki zlewały się w intensywnie
zieloną smugę. Wpatrywała się w nią, ale myślała o czymś innym. Spotkała
mężczyznę w poniedziałek i w środę wylądowała w jego łóżku. To zupełnie nie
w jej stylu. Działał na nią jak narkotyk. Jakby nagle dostała erotycznej gorączki.
W towarzystwie Gideona nie potrafiła się pohamować. Była nienasycona.
Zupełnie nie przypominała siebie sprzed kilku dni - powściągliwej i
purytańskiej, zdolnej do samokontroli. To właśnie powinno być jej drugie imię -
Kontrola. Oczywiście, Hope Kontrola Malory brzmiałoby w jego uszach lepiej
niż Hope Księżycowy Promień.
Byli mniej więcej pół godziny od celu podróży, gdy Gideon nagle się
odezwał:
- Przepraszam, jeśli trochę przesadziłem.
- 132 -
S
R
- Dorosły mężczyzna, który wyrywa sobie włosy z głowy, przeklina i
histerycznie przemawia do mojego brzucha. Czy to nazywasz  trochę
przesadziłem"?
Gideon wzruszył ramionami i zaczął się wiercić, jakby nagle
samochodowy fotel przestał być wygodny.
- Niczym w ciebie nie rzuciłem.
- To nie ja zrobiłam amulecik, który jest pułapką na każdą kobietę. Nie ja
zostawiłam go na wierzchu, żeby łatwo było go znalezć.
- Przecież przeprosiłem.
Nie chciała się kłócić. Przynajmniej nie teraz. Nie chciała też myśleć o
konsekwencjach ich związku.
- Może po prostu poczekamy i sprawdzimy, czy rzeczywiście jest powód
do zmartwienia?
Minął kolejny moment niezręcznej ciszy, po czym powiedział:
- Jeśli będziesz chciała zmienić partnera, zrozumiem.
- Czy tylko o to ci chodzi? - parsknęła rozzłoszczona. - Chcesz pracować
sam, więc uknułeś zawiłą intrygę, żeby się pozbyć niechcianej partnerki?
- Nie - zaprotestował, a po pauzie, która trwała parę sekund za długo,
dodał: - To prawda. Nie chcę mieć partnera.
- Więc idz do szefa i powiedz mu, że mnie nie chcesz. Nie spodziewaj się,
że sama zrezygnuję. Ja się nie poddaję, Raintree. Nigdy.
- Przydzieli mi kogoś innego - burknął.
Nie chciała się do tego przyznać, ale sprawiło jej przykrość, że Gideon nie
chce z nią pracować. Nie dlatego, że spali ze sobą i była pewna, że ten związek
ma szanse rozwinąć się w coś bardzo poważnego, ale dlatego, że bardzo ciężko
pracowała na swoją obecną pozycję i miała dosyć kolegów policjantów, którzy
uważali, że kobieta nie sprawdzi się w tym zawodzie.
- 133 -
S
R
- Oczywiście. Przydzieli ci jakiegoś Mike'a albo Charliego i trudno ci
będzie odstawić podobną scenę i ronić krokodyle łzy z powodu tego, że zrobiłeś
dziecko swojemu partnerowi.
Gideon nie odpowiedział, więc spojrzała na niego. Tłumił uśmiech.
- Myślę, że nie jestem w ciąży - powiedziała; jej gniew gdzieś się ulotnił.
- Byliśmy ostrożni. Kawałeczek srebra i sen nie mają większego znaczenia.
- Może masz rację - przytaknął, choć ton jego głosu świadczył, że sam w
to nie wierzy.
- Nawet jeśli jestem... w ciąży... - do diabła, jak trudno powiedzieć coś
takiego na głos - to nie oznacza, że musimy zostać małżeństwem albo coś w tym
typie. - Słowo na  m" było trudniejsze do wykrztuszenia niż słowo ciąża. - Nie
musisz się troszczyć o to, co się ze mną stanie. - Powiedziała to, ale serce jej się
ścisnęło. Perspektywa bycia najpierw samotną kobietą w ciąży, potem samotną
matką. Udawanie, że nigdy nie pomyślała  kocham go" o człowieku, który był
przerażony perspektywą, że go usidli przez wspólne dziecko.
- Emma jest Raintree. I z pewnością będę się troszczyć - odparł Gideon.
- Chcę zwrócić twoją uwagę na to, że Emma nazywa się Malory, o ile w
ogóle jest jakaś Emma.
- Kobieta, która rodzi dziecko należące do klanu Raintree, staje się jedną z
nas. Jest Raintree, jak każdy inny członek rodziny.
- Nie sądzę - odparowała. Zaintrygowały ją jego słowa, ale bała się
spytać, co właściwie ma na myśli.
- Widziałaś, co potrafię. - Gideon ściszył głos, jakby w samym środku
zielonej głuszy ktoś mógł ich podsłuchać. - Emma będzie miała swoje własne
talenty i nie ma mowy, żebym nie troszczył się o to, co się z nią dzieje.
Nie znali się na tyle długo, by Hope czuła się zraniona tym, że jego troska
jej nie obejmuje.
- 134 -
S
R
- Może tym razem będzie inaczej. Może tym razem wasze geny nie będą
dominujące. - Niech to licho, ona mówi o dziecku, jakby sprawa była
przesądzona. - O ile jestem w ciąży. A nie jestem.
- Jesteś w ciąży - stwierdził krótko.
- Jeśli jestem w ciąży - powtórzyła - czy to oznacza katastrofę? - Tym
razem nie tylko serce podeszło jej do gardła, ale i żołądek. Oczywiście, że to
katastrofa!
Może jej się wydawać, że jest zakochana w Gideonie, ale przecież znają
się od paru dni, miała takie atrakcyjne plany, a w dodatku on jej wcale nie
kocha.
- Tak!
Hope odwróciła głowę i wpatrywała się przez okno w okolicę, która
zamazywała jej się przed oczami coraz bardziej. Nie chciała, aby Gideon
zobaczył jej twarz. Nie miała prawa czuć się zdruzgotana tylko dlatego, że nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •