[ Pobierz całość w formacie PDF ]
piersiówkê. Ale wiesz co? Nie mog³em siê tego napiæ! Spróbowa³em
tylko odrobinkê i bebechy obróci³y mi siê do góry nogami i prawie
siê przekrêci³em. Potem po kilkunastu godzinach doszed³em do wnio-
sku, ¿e dzia³anie mikstury siê skoñczy³o i mogê siê wreszcie napiæ,
ale ledwie zd¹¿y³em siêgn¹æ po flaszkê, Aguila ju¿ by³ u moich drzwi.
Przychodzi³ co szeSæ godzin przez trzy dni. Nie wiem, gdzie znika³,
ale za ka¿dym razem pojawia³ siê niespodziewanie. I wtedy by³em
za bardzo przestraszony, ¿eby powiedzieæ mu, by zostawi³ mnie
w spokoju.
Wiêc to zadzia³a³o? Indy znów nie potrafi³ stwierdziæ, czy to
powiedzia³, czy nie.
Sztuczka siê uda³a. Nie mia³em ochoty na drinka ju¿ od pra-
wie dziesiêciu lat.
Interesuj¹ca historia zauwa¿y³ Indy, gdy Smitty przesta³ opo-
wiadaæ. S¹dzisz, ¿e Aguila wróci dziS na noc?
Indy us³ysza³ miêkkie chrapanie; Smitty szybko zasypia³. Gdy
Jones wsta³ z zamiarem obudzenia go, us³ysza³ sapi¹cy g³os na ze-
wn¹trz lepianki. Doszed³ do wniosku, ¿e to prawdopodobnie koñ.
Aguila musia³ przyprowadziæ konie do wejScia do budynku.
Kiedy nie us³ysza³ ju¿ tego dxwiêku po raz kolejny, postanowi³,
¿e rozejrzy siê. Gdyby Aguila gdzieS tam siê krêci³, Indy podziêkowa³by
mu za fili¿ankê herbaty i konie, i powiedzia³, ¿e przeSpi siê w samo-
chodzie. Wyszed³ na zewn¹trz i rozejrza³ siê dooko³a. Co, na litoSæ
bosk¹, by³o w tej herbacie? Uczucie mrowienia, które czu³ ju¿ wcze-
Sniej, teraz stawa³o siê jeszcze bardziej intensywne. Doznawa³ je w rê-
kach, stopach, twarzy, skrada³o siê po szyi i na piersiach, a tak¿e w górê
103
wzd³u¿ ramion. Pot Scieka³ mu po czole i sp³ywa³ do oczu. Wytar³
twarz wierzchem d³oni i kiedy otworzy³ oczy, ju¿ nic nie wygl¹da³o
tak samo. Noc by³a ciemna jak smo³a, ale on widzia³ rzeczy, o jakich
nie wiedzia³, ¿e w ogóle istnia³y. Zupe³nie jakby móg³ widzieæ samo
powietrze. Tworzy³o graficzn¹ powierzchniê, która w pierwszej chwi-
li wygl¹da³a jak trójwymiarowa sk³adanka, a póxniej zmieni³a siê w mi-
lion kropek, tworz¹cych jakiS trudny do zrozumienia wzór.
Indy zda³ sobie sprawê, ¿e nie jest sam, ale wszystkie te kropki
sprawi³y, i¿ nie móg³ skupiæ wzroku. Potem wydawa³o siê, ¿e przy-
bieraj¹ jakiS kszta³t i rozmiary, gdy tak wirowa³y w kó³ko, jakby two-
rzy³y kokon.
Aguila, czy to ty?
Indy spojrza³ z ukosa, próbuj¹c skupiæ siê na obrazie. I wtedy
zrozumia³, ¿e to nie mê¿czyzna. Co to by³o? Odskoczy³ do ty³u. To
jakiS rodzaj potwora z czterema skrzyd³ami i cia³em wê¿a, z zielo-
nymi, Swiec¹cymi ³uskami i g³ow¹ jaszczurki.
Otworzy³ usta, by krzykn¹æ, ale nie wyda³ ¿adnego dxwiêku. Za-
mruga³ oczami i spojrza³ jeszcze raz, po czym zda³ sobie sprawê, ¿e
pope³ni³ b³¹d. To tylko du¿y ptak z wydatnym dziobem. Orze³. No
dobrze, tak ju¿ lepiej. Siedzia³ na kupie kamiennych p³yt metr nad
ziemi¹. Pewnie zwierz¹tko domowe, pomySla³ Indy. Lewe oko ptaka
patrzy³o uwa¿nie; to spojrzenie by³o przeszywaj¹ce, jakby zwierzê
go ocenia³o.
Czy twoje skrzyd³a s¹ przyciête? szepn¹³ Indy.
Jakby w odpowiedzi, ptak uderzy³ skrzyd³ami wolnym, pe³nym
wdziêku ruchem, tworz¹c seriê efektownych, upiornych obrazów.
Potem uniós³ siê z kamiennego piedesta³u i wzbi³ w niebo.
Indy obserwowa³ lot i poczu³ têsknotê. Zna³ to zwierzê; to by³
jego ptak, jego stra¿nik. Lata temu, poprowadzony przez starego In-
dianina na wyprawê, Indy mia³ wizjê. Spêdzi³ trzy dni na szczycie
p³askowy¿u, w oczekiwaniu, a¿ pojawi siê jakieS ¿ywe stworzenie.
Kiedy mia³ ju¿ zamiar sobie odpuSciæ i uzna³, ¿e nie poka¿e mu siê
¿adne zwierzê, ¿e to by³o Smieszne, i¿ w ogóle pomySla³ o czymS
takim, orze³ wzniós³ siê ponad jego g³ow¹ i przysiad³ na kamiennym
schronieniu, w którym m³ody Indy spêdzi³ te trzy dni.
Od tego czasu orze³ pojawi³ mu siê kilka razy. Widzia³ go w Gre-
cji w Delphi, potem w Anglii w Stonehenge i jeszcze raz w lasach
Amazonki. Za ka¿dym razem ptak ukazywa³ siê w czasie wielkiej
potrzeby. Indy pow¹tpiewa³, czy or³y zamieszkiwa³y te miejsca, ale
okolicznoSci, w jakich je spotyka³, nie by³y ca³kiem normalne.
104
Nigdy jednak nie przytrafi³o mu siê coS takiego jak to, czego
teraz doSwiadcza³. Poczu³, jakby wznosi³ siê ku górze. Widzia³ gwiaz-
dy nad sob¹, ale nie dostrzega³ ju¿ ziemi pod stopami. Ramiona In-
dy ego porusza³y siê i zrozumia³, ¿e ma skrzyd³a. Wcieli³ siê w or³a;
by³ or³em. Obdarzony jego zdolnoSciami, jego natur¹, jego istot¹.
Poni¿ej widzia³ grzbiety górskie. Orli wzrok dokonywa³ cudów.
Pomimo ciemnoSci wszystko zdawa³o siê Swieciæ i pulsowaæ, góry
i kamienie wygl¹da³y jak ¿ywe, drzewa i krzewy ¿arzy³y siê. Nie czu³
strachu, ¿e spadnie, w ogóle niczego siê nie ba³. To, co robi³, wyda-
wa³o mu siê naturalne, jakby spodziewane. By³ z ptakiem i w ptaku,
ale sam ptak stanowi³ równie¿ odrêbne istnienie.
Wtedy Indy uSwiadomi³ sobie, ¿e nie jest sam. Inny orze³ szybo-
wa³ ponad nim. W chwili gdy zda³ sobie z tego sprawê, drugi orze³
obni¿y³ lot, a¿ zawis³ ju¿ tylko dwa, trzy metry od niego.
Teraz polecisz z Aguil¹.
Orze³ mówi³ do niego, s³ysza³ go w Srodku g³owy.
Dok¹d zmierzamy?
Zobaczysz.
Czy ja ciebie znam?
OczywiScie. Twoja wizja staje siê coraz doskonalsza.
Wtedy Indy zrozumia³, ¿e Aguila by³ tym Indianinem, który za-
bra³ go na p³askowy¿, na wyprawê, gdy mia³ osiemnaScie lat. Nie
tego imienia wtedy u¿ywa³, ale jakoS wyczuwa³, ¿e orze³ i Indianin
to ta sama osoba.
Trudno by³o stwierdziæ, jak d³ugo szybowali przez noc, albo jaki
wybrali kierunek, ale nagle drugi orze³ spikowa³ w dó³, a on pod¹¿y³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]