[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedzieć, gdzie on jest?
- No ju\ dobrze. - Westchnęła. - Myślę, \e jest na tarasie na górnym pokładzie.
Powiedział Warii, \e musi odpocząć.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się do niej. - Do zobaczenia, skarbie.
Pośpieszyłam na pokład jeszcze bardziej zdecydowana, \eby powa\nie porozmawiać z
Marcusem. Nazwał mnie niezłą laską? Za chwilę się przekona, jak dobra potrafić być ta laska.
Parę minut pózniej zobaczyłam Marcusa wyciągniętego na ręczniku. Ubrany tylko w
białe szorty, wystawiał się do słońca. Na szczęście nikogo nie było w pobli\u. Gdyby otaczali
nas inni ludzie, mo\e nie zebrałabym się na odwagę.
Podeszłam do niego.
- Marcus?
Otworzył jedno oko, potem szybko się poderwał i obdarzył mnie olśniewającym
uśmiechem.
- Cassidy! Có\ za wspaniała niespodzianka. Nie sądziłem, \e zobaczę cię przed
wieczorem. Pochlebiam sobie, \e nie mogłaś się doczekać na spotkanie ze mną.
Patrzyłam na niego powa\nie, bez uśmiechu.
- Właśnie o tym chcę z tobą porozmawiać - zaczęłam. - Widzisz, zaszły pewne
zmiany...
- Jedyna zmiana, jaką widzę, to ta, \e od wczoraj jeszcze wypiękniałaś. Uwielbiam
twoje powa\ne brązowe oczy i słoneczne, jasne włosy. - Marcus wstał.
- Wiesz co, Cassidy? Skoro ju\ tu jesteś, to mo\e cię oprowadzę po statku? - I patrząc
wymownie ujął mnie za rękę. - Jest parę rzeczy, których mógłbym cię nauczyć i sądzę, \e
bardzo by ci się spodobały.
Zwietnie się domyślałam, co takiego miał na myśli, i zdecydowanie nie chciałam
uczyć się ich od niego.
- Przepraszam, Marcusie, lecz nie interesuje mnie oprowadzanie po statku. I nie
spotkam się z tobą dziś wieczorem. Zmieniłam zdanie, jeśli chodzi o nas.
Próbowałam się odsunąć, ale mocniej zacisnął palce na mojej dłoni i jego błękitne
oczy pociemniały.
- Tak? A czemu\ to?
- Bo nie jestem w tobie zakochana - rzuciłam twardo. - Kocham innego.
- Tylko ci się tak wydaje - upierał się. - Aączy nas coś bardzo cennego i wyjątkowego.
Nie próbuj zaprzeczać, moja słodka Cassidy.
- Stanowczo zaprzeczam. - Zmarszczyłam brwi. - I próbuję ci wyjaśnić, co czuję. A
teraz mnie puść.
Marcus wcale mnie nie puścił, tylko postąpił wręcz przeciwnie: złapał mnie w
ramiona.
- Kochanie, nie walcz ze swymi uczuciami - wymruczał mi prosto w ucho. - Chcesz,
\ebym cię pocałował, wiem to. Zawsze umiem wyczuć te rzeczy.
- Tym razem się pomyliłeś!
Oparłam się mocno o jego tors próbując się wyrwać, ale był ode mnie silniejszy.
Przestraszyłam się.
- Marcus! Daj spokój! Puszczaj!
- Zostaw tę panią w spokoju - usłyszałam męski głos.
Odwróciwszy głowę zobaczyłam Josha. Cudowny, bohaterski Josh przybył mi na
ratunek!
Marcus te\ go zobaczył, ale nie zwolnił uścisku.
- Spadaj na bambus, Jankesie - rzucił chłodno. Josh ani drgnął.
- Amalia powiedziała mi, gdzie cię znalezć - zwrócił się do mnie. - Powtórzyła mi te\
ciekawą rozmowę, którą podsłuchała po południu. Otó\ ten laluś chwalił się do jednego z
kumpli, \e w trakcie rejsów uwodzi dziewczęta tysiącami i potrafi ka\dą w sobie rozkochać.
- Powtarzam, spadaj! - warknął Marcus. - Twoja siostra i ja prowadzimy prywatną
rozmowę.
Szarpnęłam się w jego uścisku.
- Po pierwsze, Josh nie jest moim bratem - warknęłam. - A po drugie, to my nie mamy
o czym rozmawiać.
- Moim zdaniem czas, \ebyś ty spadał, dupku. - Josh postąpił ku nam i chwycił
Marcusa za ramię. A ja kopnęłam go w goleń.
Marcus puścił mnie z okrzykiem bólu. Mrucząc pod nosem obelgi chwycił ręcznik i
kulejąc zszedł z pokładu.
Podbiegłam do Josha.
- Tak się cieszę, \e przyszedłeś! - zawołałam. Zarzuciłam mu ramiona na szyję i
gorąco, namiętnie pocałowałam w usta.
Przez ułamek sekundy stał bez ruchu, ale w okamgnieniu i on mnie pocałował.
Czułam, jak nasze serca biją razem; nigdy w \yciu nie czułam się tak szczęśliwa i
zadowolona.
ROZDZIAA 11
Ten boski pocałunek trwał tylko kilka sekund. Czułam, jak Josh zesztywniał i odsunął
się ode mnie.
- Coś nie tak? - szepnęłam, widząc wyraz jego twarzy.
- Owszem, my. - Pokiwał głową z \alem. - To się nam nie uda, Cooper.
- O czym ty mówisz? - spytałam przejęta.
- Zbyt wiele nas dzieli. Zawsze cię lubiłem, no dobrze, nawet więcej ni\ lubiłem, ale
jestem tym samym nudziarzem, którym byłem w Turtle Creek, a ty jesteś tą samą
dziewczyną. Nigdy nie będziesz szczęśliwa z kimś, kto chce mieszkać na ranczu i kuć konie
zamiast dalej się uczyć. Przyznaj się: pocałowałaś mnie tylko dlatego, \e pomogłem ci
uwolnić się od lalusia.
- Nie, Josh! - zawołałam. - To coś więcej!
- Chciałbym ci wierzyć, ale nie mogę. Poza tym, nawet gdyby to była prawda, to co mi
po takim uczuciu? Zainteresowałaś się mną tylko dlatego, \e twój wymarzony Anglik okazał
się dupkiem. - Wzruszył ramionami. - Dalej śnij na jawie, Cooper. śyczę ci więcej szczęścia
następnym razem.
Wpatrywałam się w niego z rozpaczą.
- Josh, mylisz się! Zaraz ci wszystko wytłumaczę...
Ale ju\ sobie poszedł.
W piątkowy wieczór obowiązywały stroje wieczorowe i choć mi było cię\ko na sercu,
zało\yłam sukienkę z batystu w barwne kwiaty z suto marszczoną spódnicą. Starannie się
uczesałam i umalowałam do obiadu. Miałam nadzieję, \e nawet siedząc naprzeciwko Josha,
potrafię udawać, \e wszystko jest w porządku. Chocia\ Josh myślał, \e to ja go odrzuciłam,
właściwie to on mnie odepchnął i teraz tonęłam w rozpaczy.
Po obiedzie tato miał się spotkać z Reginą, a Lanessa umówiła się na randkę z Codym.
Postanowiłam wcześniej pójść do łó\ka i przepłakać pół nocy. To dopiero romantyczny rejs!
Wszyscy znalezli sobie kogoś bliskiego, tylko ja nie!
Usiadłam przy tacie i zerkałam ukradkiem na Josha ponad trzymanym w dłoniach
jadłospisem, ale unikał mojego wzroku. Gdy czekaliśmy na podanie zamówionych dań,
państwo Cortez, Amalia i tato opowiedzieli o swojej wycieczce po Ocho Rios, a potem
zapytali mnie i Josha o wyprawę do wodospadu na rzece Dunn. Próbowałam wykrzesać z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]