[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chcemy go wyjąć z pani brzucha.
- I zatrzymać sobie?
Bishop II potrząsnął głową.
- Nie. Zniszczyć go.
Stała, chwiejąc się na nogach. Chciała mu uwierzyć.
Wyczuwając jej wahanie, ciągnął pośpiesznie.
- Ripley, jest pani zmęczona. Wyczerpana. Proszę dać sobie chwilę czasu. Zatrzymać się i
zastanowić. Leży mi na sercu wyłącznie pani dobro. Statek, którym przyleciałem, Patna, jest
wyposażony w najnowocześniejszą salę operacyjną. Możemy usunąć płód, larwę, czy jak
zechce pani to nazwać. Nie nadaliśmy jeszcze nazw poszczególnym stadiom rozwoju.
Operacja się uda! Czeka panią długie, satysfakcjonujące życie.
Spojrzała w dół na niego, spokojna teraz i zrezygnowana.
- Dziękuję, miałam już życie. Takie, o które nie musiałam nikogo prosić ani przed nikim
za nie odpowiadać.
Błagalnym gestem podniósł rękę w górę.
- Nie myśli pani jasno, Ripley! Przyznaję, że popełniliśmy błędy. Brak nam było wiedzy.
Możemy to jednak pani wynagrodzić. Wszystkie utracone możliwości, cały ten czas. Może
pani jeszcze mieć dzieci. Wykupimy pani kontrakt. Otrzyma pani wszystko, na co pani
zasłużyła. Jesteśmy to pani dłużni.
Zawahała się.
- Nie zabierzecie go ze sobą?
- Nie. Zdajemy już sobie sprawę, z czym mamy do czynienia. Od początku miała pani
rację. Ale czas ucieka. Proszę nam pozwolić na załatwienie tej sprawy. Sala operacyjna na
statku jest przygotowana.
Biotechnik stojący tuż za nim wystąpił naprzód.
- To będzie bardzo szybkie. Bezbolesne. Parę nacięć. Będzie pani nieprzytomna przez
dwie godziny, to wszystko. Potem stanie pani na nogi jak nowa. Z powrotem cała.
- Jaką mam gwarancję, że zniszczycie tego stwora, kiedy już go ze mnie wyjmiecie?
Bishop II postąpił kolejny krok naprzód. Teraz był już całkiem blisko. Spoglądał na nią.
- Musi mi pani po prostu zaufać. - Wyciągnął rękę w przyjacielskim geście. - Niech mi
pani zaufa. Proszę. Chcemy tylko pomóc.
Zastanawiała się, wykorzystując czas, który jej pozostał.
Ujrzała obserwujących ją Aarona i Morse'a. Przeniosła wzrok z powrotem na Bishopa II.
Zatrzasnęła drzwi pomiędzy nimi.
- Nie...
Skinęła głową do Morse'a, który nacisnął przycisk na pulpicie operatora, wprawiając
dzwig w ruch. Odtoczył się z dudnieniem od schodów w stronę pieca. W tej samej chwili
Bishop II rzucił się w stronę Ripley, usiłując ją złapać. Wyrwała się i utykając uciekła od
niego. Komandosi zareagowali i Morse oberwał kulą w bark, po czym padł na podłogę za
pulpitem operatora.
Aaron podniósł kawałek złamanej rury.
- Ty pierdolony androidzie! - mruknął.
Rura wylądowała na głowie Bishopa II.
Odgłos był głuchy. Cios zatrząsł mężczyzną, który zachwiał się na nogach. W tej samej
chwili jego żołnierze zastrzelili p.o. naczelnika. Z rozbitej czaszki Bishopa II popłynęła
prawdziwa krew.
- Nie... jestem... androidem - wymamrotała zaskoczona krwawiąca postać osuwając się na
podłogę.
Ripley złapała się za klatkę piersiową.
- Rusza się.
Ludzie Towarzystwa pognali do leżącego Bishopa II. Ten przekręcił się na bok, by ją
obserwować.
- Jest pani nam to dłużna. Jest to pani dłużna samej sobie.
Błogi uśmiech przemknął przez jej twarz.
Potem niemal warknęła:
- Nic z tego!
Platforma dzwigu znajdowała się teraz bezpośrednio nad kotłem. Poczuła uderzenie w
żołądek. Zachwiała się na nogach. Spokojna, całkowicie opanowana, podeszła do krawędzi.
Pod jej stopami kipiało jezioro roztopionego metalu, wyobrażenie piekła, wywołujące
pęcherze na jej skórze, z którego wzbijały się w górę przywołujące ją wici gorąca.
- Jest za pózno!
- Nie jest! - błagał ją Bishop II.
Chwiejąc się na nogach, złapała się obiema rękami za pierś ponad falą wznoszącego się
gorąca.
- %7łegnajcie.
- Nieee! - zawył Bishop II.
Zeszła z platformy i po chwili zniknęła w kipieli na dole.
Morse wyprostował się chwiejnie na czas, by zobaczyć, jak spada. Złapawszy się za ranne
ramię obserwował ją szepcząc: "Ci, którzy umarli, nie umarli. Odeszli. Odeszli wyżej.
Biotechnicy, którym nie pozostało nic innego do roboty, zabandażowali Morse'a.
Pozostali ludzie Towarzystwa, milczący, nie rozmawiający nawet pomiędzy sobą, przystąpili
metodycznie do zamykania pieca, rafinerii oraz całej reszty Ośrodka Pracy Poprawczej
Weyland - Yutani Fury 361.
W przestrzeni sygnały nie zanikają. Duchy transmisji radiowych unoszą się bez końca -
echa słów dawnych i istnień, które odeszły. Od czasu do czasu wykrywa się je, odbiera,
zapisuje. Czasami oznaczają one coś dla tych, którzy je słyszą, częściej zaś nic. Czasami są
długie, innym razem krótkie. Jak na przykład...
- Mówi Ripley, ostatni żyjący członek załogi Nostromo. Koniec zapisu.
KONIEC
[ Pobierz całość w formacie PDF ]