[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zrudziałe wrzosowisko w tundrze mieniło się różnobarwnymi owocami: czerwonymi
borówkami, czerwono - granatowymi jagodami, czarną bażyną. Zieleń zaczynała z wolna
ustępować rudym i czerwonym barwom z jesiennej palety. Zbocza już lekko się zapłoniły, ale
nie tylko ciężkie wieczorne słońce nadawało im ów czerwonozłoty odcień. Lato dobiegało
końca.
Jakże współgrało to z jego uczuciami! Do jego serca także wkradała się jesień,
zapowiadając długą, mrozną zimę.
Jakże go kusiło, by odwlec ten czas! W przyszłości będzie mógł tylko marzyć o tym, by
leżeć w ramionach Raiji tak jak teraz. Przez resztę życia przyjdzie mu się karmić
wspomnieniem tych kilku zaledwie godzin. Pragnął je więc wydłużyć w nieskończoność. Tak
bardzo nie chciał się rozstawać z Raiją, ale im dłużej zwlekał, tym trudniej było mu się z nią
pożegnać. Wiedział, co oznacza rozłąka. Już raz to przeżył.
- Mały Kruku! - szepnął, tchnąwszy miłość w każdą głoskę.
- Tak, Mikkalu! - odpowiedziała z lekkim drżeniem. A więc rozumiała. Wykradziony
czas dobiegał końca.
- Pora się żegnać.
Mikkal wstał i podał Raiji rękę, by jej pomóc się podnieść. W naturalnym odruchu objął
ją wpół. Raija przytuliła się mocno i z płaczem ukryła twarz w jego koszuli. Mikkal czuł na
piersiach jej łzy. Cokolwiek by rzekł, nic nie mogło ukoić jej bólu.
W milczeniu trzymał ją w ramionach. Przypomniał sobie Tornedalen i małą
dziewczynkę pozostawioną przez ojca pózną zimą w wietrzny dzień.
Wtedy potrafił ją pocieszyć, teraz jednak nie mógł ofiarować jej nic, co osuszyłoby jej
łzy i rozpromieniło twarz cudownym uśmiechem.
Płacz ucichł. Raija podniosła zapuchnięte oczy.
Mikkal poczuł, jak ściska go w gardle. Widział, że dziewczyna stara się przybrać
dziarską minę, a nawet usiłuje wykrzywić usta w uśmiechu. Ale jej brązowe oczy były głębokie
jak studnie bez dna i śmiertelnie poważne.
- Chyba jestem głupia - chlipnęła, wycierając dłonią nos.
- Nie, Raiju. Ja także ledwie powstrzymuję się od łez. Nie chcę tylko, byś widziała, jak
płaczę, Mały Kruku. Moje łzy należą do mroku nocy. Tobie chcę ofiarować wyłącznie uśmiech.
- Ale ja pragnęłabym dzielić z tobą nawet łzy.
Uśmiechnął się ze smutkiem, kładąc dłoń na jej policzku. Gładził palcami jej ucho,
zawinął lok miękkich czarnych włosów.
Ale i on nie mógł znieść tego napięcia. Przycisnął Raiję mocniej do siebie, zapatrzony
szeroko otwartymi oczami w niebo. Zniada twarz wyrażała cierpienie tak wielkie, że graniczyło
z szaleństwem. Ciepło bijące od dziewczyny powoli przywróciło mu spokój. Zwolnił uścisk i ze
spuszczoną głową chwycił Raiję za ramię. W milczeniu ruszyli w stronę ścieżki.
Doszli do zagajnika w pobliżu chaty Kristiny. Mikkal chciał odejść bez pożegnania. I
bez tego było mu strasznie ciężko. Najchętniej udałby, że...
- Gdzie rozbiliście obóz? - spytała tylko po to, by odwlec moment rozstania.
Mikkal stał bardzo blisko Raiji, ale jej nie dotykał. Tłumaczył cicho, że zatrzymali się
kilka kilometrów stąd w górę rzeki. Akurat teraz spora odległość nie miała dla niego żadnego
znaczenia. Potrzebował czasu, by ochłonąć, by uspokoić i zebrać myśli. Na pewno nie pójdzie
na skróty. Domyślając się, że Raija zaraz zasypie go kolejnymi pytaniami, powstrzymał ją, nim
zdążyła otworzyć usta.
- Rajiu - rzekł i sięgnął po gałąz, by nie ulec pokusie i nie pochwycić znowu
dziewczyny w ramiona. - Nie przeciągaj tego dłużej, Mały Kruku! Nie zniosę więcej! Nie mam
czasu, wiesz o tym równie dobrze jak ja.
- Nie! - jęknęła, chwytając go wpół. Mikkal ścisnął gałąz, ale przecież i on był tylko
człowiekiem. Przecież to w jego ramionach było miejsce Raiji...
Nie miał pojęcia, jak długo tak stali, mocno przytuleni. Pózniej żadne z nich nie
potrafiło przypomnieć sobie, co wówczas mówili. Zresztą, jakież to miało znaczenie? Pragnęli
przecież być jak najbliżej siebie, chcieli jeszcze wykraść choćby odrobinę czasu.
Jak dwoje tonących trzymali się nawzajem kurczowo, świadomi, że może dzieje się tak
po raz ostatni, z uczuciem bowiem, jakie nosili w sercach, nie wolno im było się ujawniać.
Ich usta znów się złączyły desperacko w ostatnim pocałunku, w którym zawarli
wszystko: czułość, pożądanie, miłość.
Ale ziarenka piasku szybko przesypywały się w klepsydrze.
Duże, szorstkie dłonie ujęły delikatnie twarz dziewczyny. W wieczornym mroku
zalśniły miodowe oczy.
- Mały Kruku, zawsze będę cię kochał. I zawsze będę z tobą myślami. Nie opuszczę
cię...
Leciutko, jak muśnięcie letniej bryzy, Raija pogładziła jego policzek, naznaczony przez
wiatr, słońce i deszcz.
- Do zobaczenia, Mikkalu, mój ukochany! - wyszeptała, po czym odwróciła się na pięcie
i uniósłszy spódnicę, pobiegła w stronę chaty. Włosy powiewały jej na wietrze. Nie obejrzała
się ani razu, nawet gdy otworzyła drzwi, nie zerknęła przez ramię za siebie.
Mikkal podziwiał ją za to. Na zawsze zapamiętał ten obraz. Złamał gałązkę brzozy i w
roztargnieniu skubał na drobne kawałki, oddalając się ciężkim krokiem. Potrzebował
samotności i ciszy, którą mogła mu dać tylko noc.
Raija zamknęła drzwi i wstrzymała oddech. Długą chwilę stała nieruchomo,
nasłuchując, czy czasem nie usłyszała jej Kristina. Ale zorientowawszy się, że nie, westchnęła z
ulgą i przekradła się cichutko do swojego łóżka. Równie bezgłośnie się rozebrała i wsunęła pod
narzutę z futra. Gdyby Kristina odkryła, że jej podopieczna gdzieś wychodziła, rozpętałaby się
prawdziwa burza. A Raija wolała odłożyć tę kłótnię do następnego dnia. Do tej pory zdąży
wymyślić jakąś przekonującą historyjkę, usprawiedliwiającą jej nieobecność. A może Kristina
w ogóle nie zauważyła jej zniknięcia?
Mikkal...
Kiedy przymknęła powieki, widziała go zupełnie wyraznie, zdawał się taki rzeczywisty.
Zdawało jej się nawet, że słyszy jego oddech...
Oddech!
Raija poczuła, jak lodowata dłoń ściska jej serce. Szczelniej okrywszy się futrem,
nabrała powietrza w płuca i nastawiła uszu.
Cisza.
Pełna najgorszych przeczuć z rosnącym lękiem wstała z łóżka, pośpiesznie narzuciła na
siebie ubranie i boso, ściskając kurczowo rogi chusty, podeszła do łóżka Kristiny.
Zmusiła się, by stać cicho. Wsłuchała się raz jeszcze.
Niechętnie dotknęła twarzy opiekunki. Pomarszczona, wysuszona skóra była zupełnie
zimna. Dla pewności Raija przyłożyła dłoń do ust leżącej.
Nic.
Raija wybiegła z chaty i zatrzymała się dopiero, gdy dom został daleko za nią.
Ciężko dysząc, oparła się o pień drzewa i przymknęła oczy. Nie myliła się. Kristina nie
oddychała. Umarła.
10
Ravna nie odzywała się, choć dobrze wiedziała, że Pehr posądza ją o to, iż w tajemnicy
przed nim doprowadziła do spotkania syna z Raiją.
- Gdzie się, do diabła, podziewa ten chłopak? - warknął chyba po raz dziesiąty w ciągu
ostatniej półgodziny, drapiąc się nerwowo po brodzie. - Jesteś pewna, że nie było go tam, dokąd
poszłaś?
- Najzupełniej - odrzekła Ravna z naciskiem.
Pehr zachowywał się jak dziecko, uparcie unikał imienia Raiji, jakby się bał, że kryje w
sobie jakąś magiczną formułę i wypowiedzenie go na głos sprowadzi na niego nieszczęście.
- Czy ten chłopak nie ma w sobie za grosz poczucia odpowiedzialności? - burknął,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]