[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Chodzmy!  rzekł Conan, podnosząc topór i wyszarpując ostrze z ciała zabitego. 
Wez łuk i trochę strzał. Pośpiesz się! Musimy pędzić ile sił w nogach. Te wrzaski było słychać
w całej puszczy. Za chwilę zaroi się tu od Piktów. Gdybyśmy teraz próbowali przepłynąć
rzekę, to naszpikowaliby nas strzałami zanim dotarlibyśmy na drugi brzeg.
6
CZERWONE TOPORY
Conan nie zagłębił się zbyt daleko w las. Kilkaset jardów dalej zmienił kierunek ich
ucieczki i ruszył równolegle do biegu rzeki. Balthus rozumiał rozpaczliwą decyzję
Cymmerianina. Nie mogli dać się odpędzić od rzeki, którą musieli przepłynąć by ostrzec ludzi
w forcie. W dali rozległy się dzikie wrzaski. To Piktowie odnalezli polankę, gdzie leżały trupy
ich współplemieńców. Przybliżające się okrzyki świadczyły o tym, że dzicy natychmiast
ruszyli w pościg. Dwaj towarzysze uciekając w pośpiechu zostawiali wyrazny ślad.
Conan przyśpieszył kroku, a Balthus zacisnął zęby i trzymał się tuż za nim, chociaż miał
wrażenie, że zaraz upadnie. Wydawało mu się, że od wieków nic nie jadł. Biegł tylko dzięki
sile woli. W uszach szumiało mu tak mocno, że nawet nie usłyszał kiedy wrzaski ucichły
nagle.
Cymmerianin zatrzymał się. Balthus oparł się o drzewo i dyszał ciężko.
 Zrezygnowali!  mruknął wreszcie, zmarszczywszy brwi.
 Skradają się!  wydusił z siebie Balthus. Conan potrząsnął głową.
 Nie. Wrócili. Wydawało mi się, że ktoś ich zawołał i dopiero wtedy wycia ucichły. Ktoś
odwołał pościg. Dla nas to dobrze, ale dla ludzi w forcie  nie. To oznacza, że wojownicy
szykują się do ataku. Ci, na których wpadliśmy, należeli do jednego ze szczepów
mieszkających w dole rzeki. Niewątpliwie zmierzali do Gwawela by przyłączyć się do
atakujących. Niech to diabli, jesteśmy już prawie zbyt daleko od fortu! Jeżeli chcemy zdążyć
musimy się szybko przedostać na drugi brzeg. Zwróciwszy się na wschód, Conan pośpiesznie
gnał przez gąszcz, nawet nie próbując zacierać swoich śladów. Balthus deptał mu po piętach,
dopiero teraz czując pieczenie w miejscach, gdzie paznokcie Pikta rozorały mu skórę.
Aquilończyk zanurzał się już w gęste krzaki na brzegu rzeki, gdy Cymmerianin chwycił go za
ramię. Usłyszeli rytmiczny plusk i zerkając przez zielone listowie ujrzeli podążające w górę
rzeki canoe. Siedzący w nim wioślarz walczył zawzięcie z silnym prądem. Silnie zbudowany,
smagłoskóry, nosił miedzianą obręcz przytrzymującą czarną grzywę prosto przyciętych
włosów i wetknięte za nią białe pióro czapli.
 To wojownik z Gwawela  szepnął Conan.  Wysłannik Zogar Saga. Zwiadczy o tym
białe pióro. Zaniósł posłanie pokoju do szczepów w dole rzeki, a teraz próbuje wrócić na czas
i wziąć udział w bitwie.
Tymczasem samotny Pikt znalazł się na wysokości miejsca, gdzie krył się Conan z
Balthusem. Ten ostatni niemal wyskoczył ze skóry, kiedy tuż nad jego uchem rozległy się
gardłowe dzwięki piktyjskiej mowy. To Cymmerianin zawołał Pikta w jego własnym języku.
Wojownik drgnął, wbił wzrok w zarośla i krzyknąwszy coś, rzucił wystraszone spojrzenie na
sąsiedni brzeg, po czym pochylił się nisko i skierował łódz ku ukrytym w krzakach
pogranicznikom. Conan wyjął łuk z ręki zdezorientowanego Balthusa i nałożył strzałę na
cięciwę.
Pikt płynął teraz przy samym brzegu, szukając wzrokiem niewidocznego pobratymcy.
Krzyknął coś półgłosem. W odpowiedzi z krzaków świsnęła śmiercionośna strzała i wbiła mu
się w pierś po sam bełt. Dzikus ze zduszonym jękiem przechylił się w bok i zwalił za burtę, w
płytką wodę. Conan wypadł na brzeg i brnąc po kolana w wodzie, chwycił dryfujące canoe.
Oszołomiony Balthus poszedł w jego ślady i wgramolił się do łódki. Cymmerianin chwycił
wiosło i potężnym uderzeniem skierował dziób canoe w stroną drugiego brzegu. Balthus
patrzył z podziwem na grające pod opaloną skórą mięśnie towarzysza. Nie znający zmęczenia
barbarzyńca wydał mu się człowiekiem z żelaza.
 Co powiedziałeś temu Piktowi?  spytał.
 Ostrzegłem go, że na drugim brzegu czai się łucznik, który chce go ustrzelić.
 To nie w porządku  rzekł Balthus.  On myślał, że to przyjacielska rada. Udawałeś
Pikta tak dobrze.
 Potrzebna nam była jego łódz  mruknął Conan.  Nie widziałem innego sposobu by
ściągnąć go bliżej. Co gorsze  oszukać Pikta, który z radością obdarłby nas żywcem ze
skóry, czy zawieść ludzi za rzeką, których życie spoczywa w naszych rękach?
Balthus przez chwilę przeżuwał w myślach ten problem etyczny, po czym wzruszył
ramionami i rzekł:
 Jak daleko jesteśmy od fortu? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •