[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z szarą przykrywką, w takim wysyła się film do wywołania. Pojemniczki na filmy doskonałe
są do przechowywania różnych substancji, których czasami używam. Wsadziłem go do
kieszeni płaszcza i kontynuowałem oględziny.
Właściwie ten dom nie sprawiał wrażenia rodzinnej siedziby. Bardziej przypominał
miłosne gniazdko bogatego mężczyzny, odosobnione małe zacisze ukryte wśród drzew
półwyspu i chronione przed wzrokiem ciekawskich. A może idealne miejsce dla
początkującego czarownika, który przez nikogo nie niepokojony, może tu wypróbowywać
swoje świeżo nabyte umiejętności. Dla Victora Sellsa doskonałe miejsce na pracownię
i praktykowanie magii.
Szybko obszedłem dom, sprawdzając frontowe i tylne drzwi, a także te prowadzące
z tarasu, prawdopodobnie do kuchni. Wszystkie były pozamykane. Zamki to żadna
przeszkoda, ale Monika Sells właściwie nie udzieliła mi pozwolenia na rozglądanie się
wewnątrz domu, tylko wokół niego. To kiepska sprawa, pakować się do cudzego domu bez
zaproszenia. Nawet wampiry generalnie tego nie robią - mają i tak dość problemów
z przetrwaniem poza Nigdynigdy. Dla maga nie jest to szkodliwe, ale może zdecydowanie
osłabić magiczną moc. Poza tym zwyczajnie jest to niegrzeczne. Jak już mówiłem, jestem
facetem o staroświeckich zwyczajach.
Oczywiście na moją decyzję wpłynął też widok światełek działającego systemu
alarmowego, które dostrzegłem przez frontowe okno. Mógłbym zamienić go w bezużyteczną
plątaninę drutów i plastiku, ale większość takich systemów powoduje alarm w firmie
ochroniarskiej, z którą są połączone, jeśli tylko ich działanie ulegnie przerwaniu bez
uprzedzenia. W każdym razie byłoby to niepotrzebne ćwiczenie - prawdziwe informacje
muszą się kryć gdzie indziej.
Cały czas miałem niepokojące przeczucie, że dom nie jest jednak zupełnie pusty. Pod
wpływem tego wrażenia zastukałem kilkakrotnie do drzwi frontowych. Potem nawet
zadzwoniłem. Nikt nie podszedł, żeby otworzyć drzwi. W środku nie paliło się żadne światło.
Wzruszyłem ramionami i przeszedłem na tyły domu, mijając szereg pustych pojemników na
śmiecie. To dopiero było trochę dziwne. Spodziewałbym się choć trochę śmieci, nawet jeśli
w tej chwili w domu nikogo nie było. Czy śmieciarka podjechała do samego domu, żeby
opróżnić pojemniki? Nie wydawało się to prawdopodobne. Jeśli Sellsowie przyjeżdżają tu na
weekend i chcą żeby śmiecie zostały zabrane, powinni byli wyjeżdżając postawić pojemniki
nie na podjezdzie, lecz przy szosie. Z tego by wynikało, że śmieciarz też zostawiłby
opróżnione pojemniki przy szosie. Ktoś musiał przynieść je z powrotem pod dom.
Oczywiście niekoniecznie był to Victor Sells. Mógł to zrobić sąsiad. A może
śmieciarz dostał napiwek za odniesienie pojemników. W każdym razie było to coś, do czego
można się przyczepić. Drobna wskazówka, że może dom nie był pusty przez cały tydzień.
Poszedłem w stronę jeziora. Noc była wietrzna i chłodna, ale jasna. Wysokie, stare
drzewa trzeszczały i jęczały w podmuchach wiatru. Wiosna była jeszcze zbyt wczesna, żeby
dokuczały komary. Księżyc nad głową zbliżał się do pełni, a przez jego tarczę co jakiś czas
przesuwał się obłok jak woalka z gazy.
Była to doskonała noc na łapanie elfów.
Oczyściłem kawałek ziemi na brzegu jeziora z liści i patyków, potem wyjąłem
z plecaka srebrny nóż. Trzonkiem narysowałem na ziemi koło i zakryłem je znowu liśćmi
i patykami, zapamiętując jego położenie. Ważne było, żeby skoncentrować uwagę na kręgu
i nie dopuścić do wślizgnięcia się do niego żadnej siły, która mogłaby popsuć pułapkę. Potem
w skupieniu przygotowałem w kubeczku i miseczce przynętę. Nalałem do kubeczka trochę
mleka, a miseczkę napełniłem miodem z plastikowego słoiczka w kształcie misia. Wszystko
to wyjmowałem z czarnego plecaka. Potem oderwałem kawałek chleba z przyniesionego
bochenka i nakłułem czubkiem noża swój kciuk. W srebrnym świetle księżyca widziałem, jak
na skórze pojawia się kropla ciemnej krwi. Delikatnie przytknąłem do niej miękisz chleba
i czekałem przez chwilę, aż nasiąknie. Wtedy położyłem chleb na maleńkim talerzyku,
zakrwawioną stroną do dołu.
Pułapka była gotowa. Pozbierałem swoje rzeczy i wycofałem się pod osłonę drzew.
W łapaniu elfów ważne są dwie rzeczy. Pierwszy to problem prawdziwych imion.
Wszystko na całym świecie ma własne imię. Imiona to jedyne w swoim rodzaju sekwencje
dzwięków i słów przypisane poszczególnym jednostkom - coś w rodzaju tematu muzycznego.
Jeśli znasz czyjeś imię, możesz nawiązać w sensie magicznym kontakt z tą osobą. Podobnie
mag, który zdobył czyjeś pasmo włosów, obcięte paznokcie czy odrobinę krwi, może
dosięgnąć tej osoby, dotknąć jej. Jeśli znasz czyjeś imię, możesz wytworzyć magiczne
połączenie z tą osobą, tak samo jak można zadzwonić do kogoś i rozmawiać z nim, jeśli zna
się jego numer telefonu. Jednak sama znajomość imienia nie wystarczy, trzeba jeszcze
wiedzieć, jak je prawidłowo wymówić. Poproś dwóch mężczyzn, obu nazywających się John
Franklin Smith, żeby każdy z nich wymówił swoje imię. Okaże się, że są subtelne różnice
w tonie i wymowie, charakterystyczne dla każdego z nich, sprawiające że każdy wymawia
własne imię w sposób niepowtarzalny. Magowie gromadzą imiona stworzeń, duchów i ludzi,
tak jakby zapisywali je w ogromnym podręcznym notesie. Nigdy nie wiesz, kiedy mogą się
przydać.
Drugą ważną sprawą jest znajomość teorii magicznego kręgu. Większość magicznych
działań wymaga takiego czy innego kręgu. Wyznaczenie kręgu określa granice, w obrębie
których zamyka się to, czego mag stara się dokonać. Pomaga to w oczyszczeniu magii,
skupieniu jej i wyraznym ukierunkowaniu. Dzieje się tak dzięki utworzeniu swego rodzaju
bariery, jakim jest obwód koła, który nie wypuszcza z jego wnętrza magicznych energii,
utrzymując je w środku, by można było je wykorzystać. Krąg możesz utworzyć na wiele
różnych sposobów: możesz go narysować na ziemi, może on się składać z kilku osób
trzymających się za ręce, możesz go nakreślić, rozpylając w powietrzu jakiś zapach, ale
zawsze tworząc krąg, trzeba się skupić na celu. Potem należy tylko tchnąć w niego nieco
energii, by zamknąć obwód i już jest gotów.
Krąg może służyć też do zamykania w nim magicznych istot w rodzaju elfów czy
nawet demonów. Niezłe, co? Na ogół stosuje się krąg, by utrzymać je poza nim. Sporządzenie
kręgu, by uwięzić w nim te byty, wymaga więcej sprytu. Właśnie dlatego potrzebna jest krew.
Krew niesie ze sobą moc. Gdy użyje się trochę czyjejś krwi, ma to magiczne znaczenie, to
pewien rodzaj energii. Krwi jest zbyt mało, żeby stosować ten sposób do pozyskiwania
energii (jak to robią wampiry), ale wystarcza do zamknięcia kręgu.
Teraz wiesz, jak to się robi. Nie radzę jednak, abyś zaraz próbował zrobić to w domu.
Nie wiesz, co robić, kiedy coś pójdzie nie tak.
Ukryty wśród drzew zawołałem imię pewnego elfa, o którego mi chodziło. Była to
łagodnie wznosząca się i opadająca sekwencja sylab, całkiem ładna w porównaniu z imieniem
Tut - tut, pod jakim występował elf zawsze, ile razy przedtem go spotykałem. Aby
wypowiadane imię stało się wezwaniem, włożyłem w nie swoją wolę, na tyle jednak
subtelnie, by elf przywędrował tu z własnej chęci. Tak przynajmniej miało być w teorii.
Co to było za imię? No nie, magowie nie udzielają tego rodzaju informacji. Zwłaszcza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]