[ Pobierz całość w formacie PDF ]
paznokcie od niepamiętnych czasów nie widziały manikiurzystki.
- Nie zrozum mnie zle - podjęła po chwili. - Ojciec nie zawsze był tyranem. Ale po tym, jak syn jego
przyjaciela został porwany dla okupu, całkowicie pozbawił mnie swobody. Dostałam własnego
ochroniarza, który wszędzie mnie woził. I wiesz co? - zaśmiała się smutno. - Bardzo szybko nauczyłam
się wymykać spod kontroli. Ojcu nawet nie przychodziło na myśl, \e mogłabym postąpić wbrew jego
woli. Nic o mnie nie wiedział. Ani ja o nim. W parę miesięcy po śmierci mamy wdał się w pierwszy
romans. Miał potem wiele el~ganckich kochanek, z którymi lubił się afiszować.
Sztorm wyczuwał atmosferę jej opowieści, choć nie bardzo wiedział, skąd mu się to bierze. A
jednocześnie rosła jego sympatia dla nieznanego Jake'a, z którym zapewne niewiele by go łączyło.
Oczywiście poza upodobaniem do kobiety imieniem Ellen.
- Myślę, \e Greg chciał się ze mną o\enić wyłącznie dla interesu. Chyba od początku to wiedziałam.
Jeśli chodzi o kobiety, ma taki sam gust jak papa. Obaj lubią wysokie, dobrze zbudowane, olśniewające
blondynki.
- Nie byłaś zazdrosna? Mam na myśli kochanki ojca?
- Czy ja wiem? - zastanowiła się. - Pewnie tak. Chyba \adne dziecko nie lubi1 gdy inna kobieta
zajmuje miejsce matki. Chocia\ ja mojej prawie nie pamiętam. A je\eli chodzi o kobiety, z którymi
spotykał się Greg, to wydaje mi się, \e były mi obojętne, bo nawet nie próbowałam z nimi
konkurować.
- Na przykład w jaki sposób?
- No có\, myślę, \e ka\da kobieta chce podobać się mę\czyznie, na którym jej zale\y. Mnie
tymczasem nie chciało się ani rozjaśniać włosów, ani tym bardziej poddawać kosmetycznym
operacjom. Więc zostałam skromną brunetką ze zbyt krótkim nosem i brakami w innych
strategicznych miejscaoh - dodała, śmiejąc się z lekką Iromą
- Jesteś o wiele za skromna - zaprotestował Storm, na co Ellen zabawnie wykrzywiła twarz.
Potem odrzuciła głowę do tyłu i odetchnęła głęboko, jakby zrzuciła z pleców noszony od dawna cię\ar.
Przemknęło mu przez głowę, \e ka\da kobieta potrzebuje przyjaciółki, z którą mo\e ,się podzielić swymi
prze\yciami i problemami. Czy\by Ellen nie miała nigdy \adnej powiernicy?
- I co, ty i ojciec nadal nie utrzymujecie stosunków?
- Wiesz, kiedy widziałam go ostatni raz? Prawie dziesięć lat temu. Od czasu do czasu dowiaduję się
czegoś o nim z prasy, ale poza tym nie mamy kontaktu.
Zapadło milczenie. Sztorm nie odrywał od niej oczu.
- Lada, chwila, przyjedzie szkolny autobus. Powinnam... - zaczęła, wstając od stołu, lecz umilkła, gdy
Storm zastąpił jej drogę i poło\ył ręce na ramionach.
- Bardzo ci współczuję - powiedział. - Wiem, \e to tylko słowa, ale naprawdę głęboko ci współczuję.
Zbyt wiele w \yciu przecierpiałaś.
Jej oczy zaszły nagle mgłą.
- Nie musisz. To nie twoja wina.
- Wiem, \e nie moja, ale mimo to bardzo ci współczuję. Czy nie od tego są przyjaciele, \eby dzielić
nasze uczucia?
- Przyjaciele? - powtórzyła dr\ącym ze wzruszenia głosem. W tym momencie czara się przepełniła.
Usta zaczęły jej się trząść, czubek nosa poczerwieniał i w następnej chwili Sztorm trzymał w ramionach
szlochającą Ellen, tuląc ją do siebie i łagodnie gładząc po plecach.
Miał jednak uczucie, \e chwila słabości nie potrwa długo i Ellen szybko wróci myślami do swoich
codziennych trosk.
Jedwabiste włosy ocierały się o jego f)oliczek. Był a\ nadto świadomy bliskości jej ciała. Czy w ciągu
ostatnich dni myślała o seksie równie często, jak on? Czy od czasu owdowienia miała kochanka?
Powtarzał sobie, i\ nie posunif się poza czuły uścisk, mający przynieść Ellen pociechę, czując
r6wnocześnie, \e tym razem będzie mu niezmiernie trudno zachować powściągliwość.
Czy Ellen czuje podobnie? Czy pragnie czegoś więcej ni\ przyjacielskiej pociechy?
Na ganku rozległy się szybkie kroki, i trzasnęły wejściowe drzwi.
- Cześć, mamo! - zawołał Pete z przedpokoju. - Dostałem piątkę z ... Mamo"co ci się stało?! -
wykrzyknął, stając w drzwiach.
ROZDZIAA SZSTY
Sztorm i Pete sprzątali razem boksy przed wprowadzeniem koni na noc do stajni. Mały przestał się
boczyć, lecz nadal patrzył na starszego mę\czyznę podejrzliwym wzrokiem.
- Znałeś go wcześniej? No, tego znajomego mamy? - zapytał Pete.
Poprzednio wytłumaczyli chłopcu, \e mama rozczuliła się, poniewa\ odwiedził ją dawny znajomy z jej
rodzinnego miasta.
- Nie - odparł Sztorm, rozrzucając w boksie świe\e siano. Robotę powinni wykonać dwaj parobcy,
którzy jednak byli wcią\ zajęci, pewnie naprawianiem ogrodzenia.
- Myślisz, \e bym go polubił?
- Chyba nie.
- Kapuję. Ale pamiętaj, \ebyś więcej nie doprowadzał mamy do płaczu! Mama jest pod moją opieką -
ostrzegł go Pete.
- Nigdy w to nie wątpiłem - odparł z powagą dorosły.
Po ustaleniu tej wa\nej kwestii Pete ostatecznie się odprę\ył.
- Aleśmy wtedy prze\yli burzę, no nie? - odezwał się pojednawczo. - Kumpel w szkole mówił, \e
widział, jak koło jego domu wywaliło przyczepę załadowaną grejpfrutami i zrobił się z tego dziki
karambol.
- Nie jestem pewien, czy mo\na tornado nazwać burzą - rzekł Storm z namysłem. - Albo na przykład
huraganem ...
- Widziałeś kiedy huragan?
- Hm ...
- A prawda, nie pamiętasz - zreflektował się Pete.
Do stajni weszła Ellen, prowadząc oba wałachy. Sztorm wziął od niej wodze i wprowadził konie do
świe\o oczyszczonych boksów. Zrobił to automatycznie, nie zastanawiając się, czy umie obchodzić się
z końmi.
- Mamo, mówiłem ci, \e kotka Joeya ma dwa kociaki?
- Nie, jeszcze mi tego nie mówiłeś - odparła Ellen. Była zajęta oczyszczaniem kopyt jednej z klaczy.
- Oczywiście wolałbym psa, ale kociak te\ byłby fajny. Było to pytanie raczej ni\ stwierdzenie i Sztorm
czekał z ciekawością na reakcję Ellen.Ona jednak milczała. Być mo\e jest to dalszy ciąg zadawnionego
sporu, do którego lepiej się nie wtrącać.
Wałachy były spokojne i posłuszne, natomiast klacz imieniem Sara zachowywała się nerwowo.
Sztorm odruchowo zaczął ją klepać po szyi i wkrótce nie tylko się
uspokoiła, lecz jęła się o niego ocierać, zapewne oczekując jakiegoś przysmaku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]