[ Pobierz całość w formacie PDF ]

diabła.
 To chyba rzeczywiście pasuje na dzisiaj. Ale musisz się spieszyć, to małe
wstrętne paskudztwo dotarło, zdaje się, do celu.
Dolg znalazł niedużą gałązkę i z runą uniesioną przed sobą wypowiadał słowa,
które przyprawiały słuchaczy o dreszcze grozy. Erling mocno trzymał Nera, bo
pies aż się palił do pomocy i chciał złapać to małe szare nie wiadomo co.
Dolg spełniał magiczny rytuał, coś, czego nigdy przedtem nie robił:
  Duchu diabelski, podstępny, szary, uleć wraz z mgłą i chmurami, zraniony,
poszarpany, obity pogrążasz się w mroku i rozpadasz, wypełniasz się magicznym
robactwem wijącym się, dręczącym cię. Roją się nieszczęsne w tobie i nad tobą,
tną, gryzą i szarpią. Teraz jesteś związany, ubezwłasnowolniony, odepchnięty, za-
kuty w kajdany wilka Fenrir, piekielny biedaku, udręczony, zagubiony, którego
ślady porasta trawa, a gniew spływa do morza .
 Ależ, Dolg  szepnął Erling, gdy chłopiec skończył.  Zaklinasz zwie-
rzę?
Dolg, zmęczony, wyprostował się.
 To nie było żadne zwierzę. To istota, którą stworzyło przekleństwo kardy-
nała. Wygląda jak żywa, ale nie jest żywa.
Wszyscy widzieli, co się stało. Kiedy Dolg wygłosił ostatnie słowa, puk roz-
wiał się w powietrzu i zniknął.
 No dobrze  westchnął chłopiec.  W takim razie może się jeszcze trochę
prześpimy.
Wszyscy jednak zgadzali się co do tego, że trzeba wystawić wartę i że będą
czuwać po kolei. Bo teraz nie ufali już kardynałowi, jeśli kiedykolwiek żywili
podobne uczucia.
Noc minęła spokojnie, ale żaden z podróżnych nie zauważył, że tuż przed
wschodem słońca nadleciał nie wiadomo skąd mały nietoperz i ulokował się pod
jednym z siodeł, całkiem ukryty pod derką tak, że nikt go nie mógł widzieć.
Trwał tam przez cały dzień, pogrążony we śnie. Czekał na nadejście nocy,
żeby się zamienić w krwiożerczego wampira, noszącego w sobie pokutującą duszę
jakiegoś mordercy.
161
A trzeba wiedzieć, że istnieje ważna różnica między upiorem, czyli powraca-
jącym na ziemię duchem, a błąkającą się duszą. Upiora można za pomocą zaklęć
skierować na zawsze do krainy umarłych. Dusza pokutująca jest jak żywy czło-
wiek, choć nie ma z nim nic wspólnego, i bardzo trudno ją unicestwić.
Erling bez trudu odnajdywał drogę do Graben. Jechali teraz w pobliżu dużej
wsi, widzieli ją z daleka.
 Pózniej odbierzemy nasze konie  postanowił Erling.  W tej chwili nie
mamy czasu do stracenia.
Wszyscy się z nim zgadzali. Nero znowu raz po raz warczał.
 Wygląda na to, że we wsi odbywa się pogrzeb  rzekł jeden z wozniców.
Miał rację. Ludzie zbierali się koło kościoła, długi pochód ciągnął za konnym
wozem, na którym wieziono trumnę.
 Jeszcze jeden powód, żeby im teraz nie przeszkadzać  powiedział Erling.
Kiedy konie nie były już w stanie iść pod górę, przywiązali je w lesie, a sami
zaczęli się wspinać po zboczu.
 Uch!  jęknął Erling.  Nie mogę powiedzieć, że dobrze się tu czuję.
To miejsce przywodzi mi na myśl jedno z moich najstraszniejszych przeżyć. Tu
utraciłem i Tiril, i Móriego, a sam zostałem zepchnięty z wysokiej skały. A ruiny
zamku to czysta makabra! Dobrze, że nie musimy tam wchodzić!
Dolg milczał. Twarz miał bladą, napiętą. Oczy zdawały się jeszcze bardziej
czarne niż zazwyczaj, a ręce zaciskały się na niebieskiej kuli, którą niósł w szma-
cianym woreczku. Wyczuwał kształt kamienia, zdawało mu się, że skórę przenika
jego promieniowanie.
Pozwól, Panie, żeby tata jeszcze żył, modlił się nieprzerwanie.
Chociaż wiedział, że  żył to nieodpowiednie słowo. Ojciec przekroczył prze-
cież granicę. Ale jeśli nie przekroczył ostatniego progu, jeśli nie pogrążył się
w najgłębszej grocie Zmierci, jak to nazywają duchy, to może uda się go jesz-
cze uratować.
Dolg dużo rozmyślał o tym, co powiedziały duchy. I nie był pewien, czy
wszystko w tym się zgadza. Jego wyobrażenie o śmierci było inne, myślał,
że człowiek wkracza  do wielkiego światła . Aagodnego, choć silnie świecące-
go światła, o delikatnej barwie ambry. W takim razie nie można się pogrążyć
w wiecznym mroku!
Zdawało mu się jednak, że rozumie, co duchy miały na myśli.
Większość z nich to byli czarnoksiężnicy, a zdaje się dla nich istniały odmien-
ne reguły. Tata opowiadał o smutnym chórze umarłych czarnoksiężników, który
słyszał, kiedy wędrował głęboko pod ziemią.  Kraina zimnych cieni  zwykł
był mówić o tym królestwie.
Jakie to straszne, że tacie przypadł w udziale taki los! Tata powinien po śmierci
162
znalezć się w miejscu ciepłym i świetlistym, jak wszyscy inni. Tata sobie na to
zasłużył.
Nie pomyślał jednak, że on sam też urodził się ze znakiem czarnoksiężnika na
barku. Jego z pewnością też czeka ten sam tragiczny los po śmierci.
Ale Dolg rzadko myślał o sobie.
Wuj Erling przystanął. Wielokrotnie mówił Dolgowi, że nie musi się do nie-
go zwracać per wuj, traktował chłopca jak dorosłego. Ale stare przyzwyczajenia
dawały o sobie znać.
 To było tutaj  rzekł Erling z drżeniem.  Jeszcze są ślady tam, gdzie
mnie ciągnęli.
Jeden z wozniców podszedł do krawędzi i spojrzał w dół.
 Jezus Maria  jęknął.
Nawet Nero odskoczył od urwiska. Woznice słyszeli o uratowaniu Erlinga
i początkowo nie chcieli w to wierzyć. Czy teraz uwierzyli?
 Tutaj są ślady wielu ludzi  oznajmił drugi.
 Tak, było nas tu przecież kilkoro  zgodził się Erling.  Ci, którzy na nas
napadli. . . Nie, to chyba za dużo śladów! Aż tylu to nas nie było.
 Gdzie jest tata?  dopytywał się Dolg pobladłymi wargami.
Erling spojrzał na niego i pomyślał, że chyba nigdy jeszcze nie widział nic bar-
dziej wzruszającego niż ten dwunastolatek o ogromnych przestraszonych oczach.
Wciągnął głęboko powietrze.
 Ostatnie, co widziałem, to jak Móriego przeszywa miecz. Stał wtedy tam.
Dość daleko pod lasem, jak widzicie. A tutaj są ślady, jakby wleczono coś cięż-
kiego. . . Wygląda na to, że mordercy ukryli go w lesie. O, tam, ten stos gałęzi!
Chodzcie! Zaczekaj, Nero, zaczekaj!
Pobiegli do gałęzi, ale kiedy znalezli się blisko, wszystko stało się dla nich
jasne. Gałęzie zostały najwyrazniej odrzucone na bok, natomiast na trawie w dal-
szym ciągu widoczny był odcisk ludzkiego ciała, które musiało tam leżeć dosyć
długo.
Popatrzyli jeden na drugiego, gdy Nero obwąchał gałęzie i wydał z siebie
przeciągłe wycie.
 Jego tu nie ma  stwierdził Dolg głucho.
 Jak widać.
 Te wszystkie ślady. . .  wtrącił woznica.
 Tak. Ktoś tutaj był i zabrał ciało  potwierdził Erling.  Dużo ludzi.
 Czyżby wysłannicy kardynała zdołali tu dotrzeć?  zapytał Dolg ze łzami
w głosie.  Czy przyszliśmy za pózno? Teraz go już nie odnajdziemy. Nie wiemy
zupełnie nic, co z nim zrobili!
 Nie, dlaczego mieliby to być słudzy kardynała? Przecież zatarli za sobą
ślady. Po co mieliby tu wracać?  zastanawiał się Erling.
I jakby nagle wszyscy pomyśleli to samo. Patrzyli na siebie jak oniemiali.
163
 Ludzie ze wsi  powiedział w końcu woznica niepewnie.
 Pogrzeb!  jęknął Erling.  O mój Boże, pogrzeb!
Dolg w największej rozpaczy zaczął się głośno żalić:
 O, nie! Oni nie mogą pochować mojego ukochanego taty! To największy
czarnoksiężnik na świecie!
Chyba nigdy ludzie nie biegli tak szybko, jak ci czterej spod ruin zamku Gra-
ben. A najszybciej pędził Nero. Jakby wiedział, o co chodzi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jagu93.xlx.pl
  •