[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzniesieniu. Nawet Fiihrer klęknął i schylił głowę w geście wiernopoddańczej pokory. Sowa zahuczała raz jeszcze i zamilkła.
Przerażającą ciszę przerwał głośny płacz dziecka. Lilith tuliła do swej piersi otulone w łachmany zawiniątko. Uczestnicy
obrzędu patrzyli z udręczeniem.
Ona, której czyny zdominowała żądza niemowlęcej krwi, Ona, wiecznie nienasycona - napije się jej znowu,
55
skąpana w srebrzystej poświacie, piękna i grozna zara żem.
Poczuli, że nie potrafią odwrócić wzroku. Jej ócz) zniewalały ich swą magiczną siłą. Usta wiernych porusza ły się w niemym
posłuszeństwie, wypowiadały jakąś mód litwę, której pochodzenia nie znali, choć przeczuwali je istnienie gdzieś w sobie.
- Spójrzcie na mnie.
Jej głos był donośny i dzwięczny. Jej nagie ciało prze pełniało ich zmysły pożądaniem, które, z czego zdawał sobie sprawę,
nigdy nie mogło zostać zaspokojone.
- Ja jestem Lilith. Czy nie ja byłam pierwszą kobieta Adama, nim narodziła się Ewa? Czyż to nie ja?
Jej głos zmienił się w pisk, histeryczny skowyt domagający się potwierdzenia i bezgranicznej akceptacji.
- Tak. - Ich odpowiedz brzmiała bezbarwnie, mar two. Przypominała rodzaj zgodnego jęku. - Ty byłaś pierwszą kobietą Adama.
- A wy jesteście moimi uczniami.
- Tak. Jesteśmy twoimi uczniami - powtarzali nabożnie.
- I będziecie robić to, co wam rozkażę. Uczynię was wszechmocnymi. Niepokonanymi dla śmiertelnych. Nie^ bezpiecznymi dla
wrogów. Niezłomnymi, wielkimi.
Z oczu zebranych zniknął lęk. Zastąpił go fanatyczny spokój. Ich ciała zadrżały. Tym razem z żądzy oddania się we władzę tej,
która się do nich zwracała. Tej, której spojrzenie paliło ich świętym ogniem.
- Lilith... Lilith... Lilith... Okrzyki wzmagały się.
Uniosła zawiniątko w górę, wysoko ponad głowę. Ujrzeli maleńkie ręce i nogi, które kopały powietrze. Usły-
żeli okrzyk zgrozy podobny do jęku ranionego ptaka. leżeli bezwiednie zbliżać się do niej, lecz zimny błysk )czu Lilith osadził
ich w miejscu.
- Bądzcie cierpliwi, moi uczniowie, bo tej nocy wszyscy zaczerpniecie sił z krwi dziecka. Podzielę się z vami moją władzą, moją
siłą, moją nienawiścią.
Teraz Flihrer, uroczysty i poważny, stanął obok Lilith. ^oś srebrzystego zamigotało w jego ręce w świetle księży-a. Lilith
podniosła płaczące głośno dziecko ku niemu. rozległo się ostatnie, bolesne kwilenie. Niemowlę ucichło. Crew ciężkimi kroplami
spłynęła do ozdobnego pucharu.
- Spójrzcie, oto kielich Lilith... pijcie z niego i ofia-'ujcie jej swe dusze.
Wysoki mężczyzna stał z kielichem w dłoniach w smu-Ize białego światła. Jego naga towarzyszka ukryła się w nroku. Była
teraz cieniem, nierealnym i tajemniczym jak w obrzęd, w którym uczestniczyła.
Tłum podszedł do przodu, ustawiając się w zadziwia-ąco uporządkowany szereg. Każdy z wiernych brał kie-ich w dłonie i
uroczyście unosił do ust. Nikt nie zwracał wagi na gęste szkarłatne strużki, spływające po brodach, capiące na ubranie.
Upojeni, szczęśliwi powracali na swo-e miejsca w kotlinie. Wpatrując się w ekstazie w postać Lilith, ponawiali śluby wierności.
Z tysiąca ust wydobywał się natchniony szept.
Zwiatło księżyca zgasło na moment, przyćmione przez przemykającą chmurę, by nagle rozbłysnąć na nowo. Tym " azem
Lilith stała w pełnym blasku. Dłonie miała puste. 3ała dziecka nigdzie nie było.
Jej twarz zmieniała się w maskę o niezwykłej urodzie, p"oznej i niebezpiecznej.
- Należycie do mnie - wyszeptała. - Każdy z was.
57
W tym życiu i w życiu przyszłym, i w świecie, z któn przybywam. Służcie mi, a nagroda przekroczy wsze] oczekiwania. Jeżeli
jednak ulegniecie podszeptom nav dzonych kaznodziei i odważycie się na bunt - męki ] kielne was nie ominą. Będziecie
zmagać się z cierpienii którego istnienia nawet nie podejrzewacie. Uczynię ' samotnymi! Potępię na wieki!
Zgromadzeni cofnęli się. Szeptali teraz słowa przysi poruszając bezwiednie wargami, na których wciąż a chały strużki krwi.
- Dobrze! - zdecydowała niespodzianie, podnoś głos do krzyku: - Idzcie więc i służcie mi! Zabijaj Mordujcie i milczcie! Nie
wyjawiajcie nikomu mego ir nią! Imię Lilith jest święte! Spokojnie znoście tortury, 2 cię bowiem los tych, którzy zdradzili. Jeden
z moich i bardziej oddanych uczniów został zabity przez wróg Moja zemsta będzie straszna. Nieprzyjaciel zagraża na sprawie.
Nie można już marnować czasu. Kobieta, kt mu pomogła, musi umrzeć także. Flihrer poprowadzi do tej pary szaleńców. Nim
minie pełnia księżyca, złóż;
tu, na ołtarzu ofiarnym głowę człowieka imieniem Sal To będzie ostrzeżenie! Już nikt nie odważy się podn ręki na wyznawców
Lilith. Wielkiej Lilith!
- Lilith - Bogini Ciemności! - Lilith! Lilith! - wtarzało echo coraz ciszej.
Z mroku wyłamały się teraz wyraznie kontury dr2 Nadejście świtu zwiastowały krzyki i pohukiwania ] ków. Mgły i białawe opary
z wolna otulały kotlinę.
Potem, jakby na komendę Bogini Ciemności, mroc chmury przysłoniły bladą tarczę księżyca. Znowu wsz ko ucichło i pogrążyło
się w nieprzeniknionej czerni.
Kiedy srebrzysta poświata rozproszyła mrok, jed^
58
ężczyzna w mundurze pozostał na wzgórzu. Lilith zni-lęła równie cicho i niespodziewanie, jak się pojawiła.
- Słyszeliście - wódz zwrócił się do zgromadzonych. " Zapamiętajcie Jej słowa. Idzcie więc, aby zabijać. Mor-ijcie, aż cały
świat zadrży na wspomnienie Uczniów Liii. Bądzcie bezlitośni i nieprzejednani! Tamtych dwoje usi umrzeć natychmiast!
Właścicielka domu publicznego ż niebawem zapłaci za swą bezgraniczną głupotę. Z Saltem nie pójdzie tak łatwo! Mówi się o
nim jak o egzor-fście. Podobno dysponuje siłami przekraczającymi ludzie możliwości. Teraz jednak, gdy piliście krew z kielicha
ilith, jesteście wystarczająco silni. Ja służę jej wiele lat i iem, że spełnia swe obietnice. Nie toleruje upadków i ważek. Ale
potrafi każdy sukces sowicie wynagrodzić. prawianie zła jest sztuką - fascynującą jak hazard. en, kto przyniesie jej głowę
Sabata, zdobędzie przywilej lania z Wielką Lilith, przywilej, z którego przed laty ko-ystał Adam!
Słowa te wywarły wielkie wrażenie. W dziesiątkach iemych wyzwoliły pożądanie, obudziły nadzieje. Horda izalałych z rozkoszy
mężczyzn zawyła. Syci krwi, pijani wspektywą wielkich uniesień - przysięgali posłuszeństwo i uległość.
Rozdział V
Ilona nie mogła przestać myśleć o Sabacie. Tracił prawda przy bliższym poznaniu, bo nie dbał o pozory nie udawał
dżentelmena. Sabat był bezpośredni i spont niczny, ale pod maską "luzu" krył jakąś upiorną tajeniu cę. W miłości i nienawiści
potrafił być prymitywny i bfl talny.
Leżała w wygodnym, miękkim łóżku. Złote promień wczesnego przedpołudnia kładły ciepłe refleksy na różofl pościel, wlewając
się do pokoju przez rozchylone stor Przedostatnia noc była koszmarna. Przypominała upion sen schizofrenika. Wiedziała
jednak, że wszystko to zd rzyło się naprawdę.
Przypomniała sobie chłodną wściekłość Sabata, g( zabierał się do swej ofiary. Był bardziej okrutny i be względny niż zawodowy
morderca, niż facet, którego zł pał. Gdy nadejdzie noc, powróci zapewne do londyński dżungli, by dalej bawić się w myśliwego.
Sabat żył wedh sobie tylko wiadomych zasad.
Ilonę przeszedł dreszcz niepokoju. Większość dzi wcząt odeszła z interesu i nie mogła mieć o to pretens Nie próbowała nawet
ich przekonywać, by zostały wbre własnej woli. Jedynie Jackie i Emma były jej jeszcze wie ne. Głównie dlatego, że nie miały
dokąd pójść. %7ładna u ca nie dawała bezpieczeństwa po zmroku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]